Rozpoczynamy Tydzień Misyjny!

W XXI wieku na świecie jest nadal wiele miejsc, których mieszkańcy nie słyszeli o Chrystusie lub dopiero zaczynają Go poznawać. Do tych terenów pierwszej ewangelizacji należą rozległe zakątki amazońskiej puszczy. Pomimo tak olbrzymich osiągnięć techniki tam praca misyjna nadal niewiele różni się od tej, którą w swoich pamiętnikach opisują misjonarze sprzed wielu lat.

Do odciętych od cywilizacji wiosek płynie się łódkami, dziś już nie z drewna, a z aluminium i wyposażonymi w silniki elektryczne. Ekonomiczniej, szybciej, ale to nadal podróż trwająca wiele godzin, a czasem dni. Każda wyprawa zajmuje od dwóch tygodni do miesiąca czasu, w zależności ile miejsc musi odwiedzić misjonarz.

Taka właśnie jest praca salezjanina, ks. Józefa Kamzy w peruwiańskiej dżungli, w delcie rzeki Marañón. Będzie można o niej poczytać więcej w ciągu całego Tygodnia Misyjnego na naszej stronie internetowej.


Misja salezjańska w peruwiańskiej dżungli obejmuje  42 000 km2, które zamieszkuje siedem indiańskich plemion: Achuar, Awajun i Wampis (które stanowią rodzinę Jibaros); Kandozi i Chapra oraz Shawi i Kichwa. Ok 10% populacji stanowią metysi – tzw. ribereños

Na terenie misji znajdują się 3 parafie oraz dwa kościoły filialne. Nad tym wszystkim czuwa dziewięciu (!) salezjanów.

Gdy przybyłem do San Lorenzo w czerwcu 2005 roku uderzył mnie ogrom rzeki, która płynąłem. Wydawało się, że rzeka nigdy się nie kończy i nie ma rozmiaru – jest jednym, wielkim rozlewiskiem. Płynąłem z Yurimaguas, siedziby biskupa, do San Lorenzo i zastanawiałem się jak można żyć bez dróg, tak daleko. Nasz dom salezjański nie ma samochodu, ale za to mamy łódki – większe i mniejsze. Duża, o pięknym imieniu „Maryja Wspomożycielka”, służy do wizyt na wielkich rzekach. Pierwsza łódka była wykonana z drewna, dach z blachy. W środku było miejsce na kuchenkę, na jedzenie oraz dwie deski, które służyły jako łóżko. Każdy miał swój „przydział” – dwie deski dla sternika i dwie dla księdza. Jednak taka łódka szybko się niszczy w wodzie, trzeba było ja systematycznie odnawiać. Dlatego postanowiliśmy zakupić nowszą łódź zbudowaną z aluminium, która zużywa mniej paliwa i jest dużo szybsza. W środku nie ma już desek: łóżko też jest z aluminium. Nowoczesność. Mniejsza łódź nosi nazwę „Salesianos” (Salezjanie) i jest to motorówka z silnikiem o mocy 40 koni mechanicznych. Ułatwia to wpłyniecie do miejscowości położonych nad mniejszymi rzekami oraz w okresie, gdy poziom wody obniża się i pojawiają się wielkie mielizny. – opowiada ks. Józef.

Łodzie są zatem podstawowym środkiem podróżowania i nieodłącznym elementem  pracy misjonarza w Amazonii. To na nich misjonarze wypływają by zanieść Chrystusa w najgłębsze zakątki dżungli.


Do większości wspólnot misjonarz dociera raz, najwyżej dwa razy w roku.

Na szczęście w każdej takiej wspólnocie są katechiści, to osoby przygotowane przez parafię, które gromadzą wspólnotę wiernych w każdą niedzielę, w często bardzo prowizorycznych kaplicach, i głoszą Słowo Boże. To ludzie wielkiej wiary, którzy pragną by Jezus dotarł do każdego człowieka. Wielu z nich prowadzi także katechezę przygotowującą do sakramentów. Katechiści jednak nigdy nie zastąpią oni kapłana, który jako jedyny może udzielić Sakramentów.

A jak wygląda podróż misjonarza? Jakie musi poczynić przygotowania i bez czego nie może się obejść? O tym już w kolejnym wpisie!

Wspieram dzieło misyjne w Amazonii