Kenia (Nairobi) – kto tutaj naprawdę jest biedny?

Dzisiaj mija trzeci tydzień, odkąd przebywam w salezjańskiej szkole technicznej Don Bosco Boys’ Town w stolicy Kenii. Myślę, że opis placówki dobrze jest zrobić nie na początku pobytu, lecz pod koniec, kiedy jej poznanie jest najgłębsze. W tym krótki tekście chciałbym natomiast opisać zjawisko, które zadziwiło mnie najbardziej. 

Często można usłyszeć opinie, że wiara chrześcijańska w krajach misyjnych jest powierzchowna, przeplatana ze starymi, pogańskimi wierzeniami. W miejscu, w którym przebywam, niczego takiego zauważyć nie mogę. Wykształcenie teologiczne kapłanów, z którymi miałem tutaj do czynienia, w żadnym stopniu nie odbiega od europejskiego, a wśród uczniów świadomość tego, w co wierzą, nie jest mniejsza od świadomości przeciętnego polskiego katolika.

Do naszej salezjańskiej szkoły uczęszcza na co dzień przeszło czterystu uczniów. Ponad połowa z  nich (mężczyźni) mieszka w szkolnym internacie. Z racji tego, że jest to szkoła o charakterze typowo katolickim, wszyscy uczniowie, a zwłaszcza mieszkańcy internatu, poddawani są procesowi formacji duchowej. Oczywiście do wiary w Boga i do prawdziwej z Nim relacji nikt nikogo na siłę zmusić nie jest w stanie, ale zachęcanie, uświadamianie i eksponowanie na działanie Ducha Świętego może przynieść (i w tym przypadku przynosi) dobre efekty. W codziennym życiu szkoły powszechna jest modlitwa. Cała jej społeczność w każdą środę uczestniczy w uroczystej Mszy Świętej, pracownicy warsztatów każdy dzień rozpoczynają wspólną modlitwą i odczytaniem fragmentu Ewangelii z dnia, tak samo modli się cała szkoła podczas poniedziałkowych i piątkowych apeli.

Oczywiście najintensywniejsze praktyki religijne są wpisane w plan dnia mieszkańców internatu. Codziennie rano uczestniczą w Mszy Świętej, dzień zaczynają i kończą wspólną modlitwą, wieczorem codziennie odmawiają wspólnie różaniec (w piątek zastąpiony adoracją Najświętszego Sakramentu). W zasadzie wszyscy z nich mają już ponad dwadzieścia lat (niektórzy przeszło 25). Można by powiedzieć, że ich uczestnictwo w tych wszystkich modlitwach wynika z obowiązku, a nie z ich własnej woli. Najciekawsze jest jednak to, że nie byłoby to prawdą, a na pewno nie w wielu przypadkach. Oni sami chcą się modlić, sami pilnują, żeby na czas stawić się na Mszy Świętej (często wcześniej przychodząc na modlitwę indywidualną), w miejscu odmawiania różańca itp. Uczniowie bardzo chętnie przygotowują oprawę Mszy, ćwicząc śpiewy, przygotowują modlitwę powszechną. Nigdy nie zauważyłem tutaj u nikogo nieprzyzwoitego zachowania.

Wielkie oczy zrobiłem, gdy w pierwszy piątek pobytu tutaj przed wejściem do kościoła na adorację zobaczyłem pełno butów; oni tak bardzo szanują to Ciało Chrystusa, że uważają za stosowne zdjęcie butów, gdy uczestniczą w Jego adoracji.

Również bardzo zadziwił mnie widok trzech uczniów, którzy po godzinie 21:00, podczas ich czasu wolnego, przychodzili do kościoła, siadali w ławce i wspólnie się modlili. 

Wygląd niektórych mieszkańców naszego internatu jest naprawdę groźny. Nie chciałbym spotkać nikogo takiego w ciemnej ulicy. A tutaj codziennie widzę go wieczorem jak modli się na różańcu. Widok dość ciekawy…

Podczas porannych modlitw i ogólnych zachowań pracowników szkoły widać również, że ich relacja z Bogiem nie wynika jedynie z tego, że są pracownikami katolickiej szkoły, ale że naprawdę  żyją blisko Niego.

I w tym miejscu pasuje zadać pytanie o prawdziwą biedę. Nasi uczniowie pochodzą przeważnie z ubogich rodzin. Nie mają komputerów, a części z nich nie stać na to, by zapłacić kilkadziesiąt złotych na bilet autobusowy, by wrócić do rodzinnego domu na dziesięciodniowe wakacje. Trudno jest znaleźć w Polsce młodego człowieka, który posiada tak ograniczone środki. Podobnie jak trudno jest u nas znaleźć równie młodego człowieka, który żyje taką relacją z Bogiem, jak tutejsi młodzi kenijczycy. Świat „rozwinięty” (o zgrozo!) zdaje się coraz bardziej oddalać od Boga i szukać szczęścia tam, gdzie nigdy go nie znajdzie. Otoczeni materialnym dobrobytem, atrakcjami i przyjemnościami dnia codziennego zapominamy często o tym, co naprawdę przynosi sens naszemu życiu. Afrykańczycy nie posiadają tego, co oddala ich od Boga.

I kto tu jest prawdziwie biedny i godny współczucia?