Zambia: Początki kontynuacji
Początki nie zawsze muszą być początkami. Czasem zaczynamy w trakcie, gdy coś już się dzieje, trwa. Wtedy stajemy się częścią większego dzieła. Myślę że podobnie jest z każdą misją.
Wkraczamy w życie innych ludzi. To życie już trwa, jesteśmy jakimś etapem na ich drodze, wkraczamy w to życie wiedząc, że pojawiamy się na jakiś czas w nowym kraju, środowisku, nowym społeczeństwie. Choć mamy określony czas, ważne jest jak go wykorzystamy, jaki ślad pozostawimy w życiu ludzi, do których zostaliśmy posłani.
Czas
9 lipca wraz z Emilią i Szymonem rozpoczynam misję w Salezjańskiej placówce w Kazembe w Zambii. Misja w tym miejscu już trwa. Niezmiennie od lat prowadzi ją ksiądz Jacek Garus, a od niespełna roku pomagają mu w tym wolontariuszki Iza i Ania. Dla mnie będzie to początek, choć… jednocześnie kontynuacja. Moim początkiem tej misji tak na prawdę był moment poznania jej sensu. Nie obeszło się bez Bożej pomocy – poznając bliżej Jezusa, poznałam dar czasu, który otrzymałam. I jakie wielkie było moje zdziwienie, kiedy zrozumiałam, że każdy ma go tyle samo! 24h w ciągu doby, 7 dni w tygodniu, 12 miesięcy w roku. Nie mniej i nie więcej. Powiem więcej – to do mnie należy decyzja, co z tym czasem zrobię.
Jaka była wtedy moja decyzja? Że chcę ten czas dać innym. Mogę zrobić to na wiele sposobów – modląc się za innych, pracując dla nich, dzieląc się swoimi talentami, umiejętnościami. Mogę także po prostu być. Pojawić się w ich życiu i towarzyszyć im, obdarować ich swoją obecnością – poświęceniem im uwagi, zaangażowaniem się w ich sprawy, przeżywaniem z nimi ich trudów i radości. Wybrałam drogę towarzyszenia tym, którzy tej uwagi potrzebują. Wierzę, że Bóg poprzez decyzje moich koordynatorów wybrał to miejsce, ten kraj i te dzieci, którym mogę być najbardziej pomocna.
Obecność
Dla mnie będzie to początek misji poza granicami kraju. Dla dzieci które spotkam na miejscu – kolejne białe twarze, które pojawiły się Zambii, by prowadzić dla tej gromadki zajęcia sportowe, plastyczne i wiele innych. I choć na pozór te zajęcia mogą wydawać się błahe – bo przecież nie brzmi to tak wyniośle jak na przykład kopanie studni czy budowa szkoły – w tych codziennych czynnościach, w relacjach jest Bóg. On poprzez te relacje mówi, że kocha. Że jest. Nie zostawia człowieka samego.
Poprzez dobroć człowieka obok, Bóg potwierdza, że jest wśród ludzi. Każda osoba, każde dziecko są dla Niego tak ważne, że posyła do nich kogoś z drugiego końca Ziemii po to, by spędził z nimi czas, zagrał w piłkę, zapytał jak się czują, czasem potowarzyszył w milczeniu. Obecność drugiej osoby obok potwierdza nasze istnienie, potwierdza naszą ważność, utwierdza w poczuciu, że jesteśmy wiele znaczący dla Boga, chciani i kochani. Wiele można dać obdarowując innych swoim czasem i obecnością – zwłaszcza tych, dla których wcześniej nikt nie miał czasu.
Cenne dary
Od kilku tygodni w mojej głowie krążą obrazy walizek i przedmiotów, które muszę w nich zmieścić oraz zadań, które muszę wykonać przed wyjazdem. Przez wiele tygodni przygotowywałam się do wyjazdu. Szkoliłam się i zbierałam środki finansowe na potrzeby placówki. Organizowałam Niedziele Misyjne na ten cel. Spotkałam wiele serdecznych dusz, które dzieliły się tym co mają, by misja w Kazembe mogła nadal trwać, a moja misja w tamtym miejscu mogła się rozpocząć.
Oprócz walizek pełnych rzeczy materialnych zabieram także siebie samą – człowieka.
„Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was?”
– mówił święty Paweł
Przyjeżdżając do Kazembe nic cennego z mojej walizki nie zdołam wyciągnąć, jeśli nie dam tego co najcenniejsze jest we mnie: świątyni Boga. To co będę tam czynić, aby miało sens, musi stać się początkiem kontynuacji Bożego dzieła – nie mojego. Stać się przedłużeniem Jego rąk na Ziemii.