Zambia: Co zabrać na misje?

Przed wyjazdem na misje, każdy wolontariusz stara się dowiedzieć jak najwięcej o miejscu do którego został posłany, aby jak najlepiej się przygotować. Następnie jest czas na skompletowanie wszystkich materiałów i próba upchnięcia ich w walizkach. Zabieramy ze sobą różne rzeczy, w zależności od kraju i zapotrzebowania placówki (np. piłki, lekarstwa, farby, wiertarki, różańce) ale co z tego wszystkiego jest najważniejsze i nie możemy o tym zapomnieć?

Są to dwie rzeczy: pokora i cierpliwość.

Dlaczego pokora?

Wiele z nas myśląc o misjach wyobraża sobie, że zmieni świat, zrobi w trakcie wyjazdu wielkie rzeczy i będzie nawracać ludzi. A kiedy już trafimy na placówkę może się okazać, że jest inaczej. Osobiście nie wyobrażałam sobie, że dokonam wielkich rzeczy. Już wcześniej w Polsce pracowałam jako pedagog ulicy, więc wiedziałam, że czasami efektów naszej pracy nie widać, albo są bardzo małe i dlatego też musimy się cieszyć z nawet najmniejszych zmian na lepsze naszych podopiecznych. Natomiast pobyt tutaj uświadomił mi, że jednak gdzieś z tyłu głowy były myśli o tym, że zrobię tutaj więcej dla dzieci i młodzieży.  Czasami także brakuje tej pokory, kiedy się człowiek z czymś nie zgadza, nie może zrozumieć pewnych zachowań tutejszych ludzi, które wynikają z innej kultury. Często trzeba sobie także przypominać, że jest się tutaj mimo wszystko gościem i przyjechało się tutaj służyć a nie wprowadzać swoje zwyczaje, które nam mogą się wydawać najlepsze ale inni ludzie wcale tak nie muszą myśleć.


Co z tą cierpliwością?

Przed wyjazdem na wolontariat myślałam, że jestem cierpliwą osobą, dopiero ten wyjazd pokazał mi, że się myliłam. Ilość dzieci w oratorium potrafi przytłoczyć. Podczas zajęć  jest wiele hałasu. Często trudno wyjaśnić dzieciom czego od nich oczekujemy m.in.  z powodu barier językowych. Parę razy miałam sytuacje, że przygotowałam zajęcia artystyczne, cieszyłam się, że w końcu pokażę dzieciom coś nowego, ciekawszego, ale nie przewidziałam, że dwunastoletnie dzieci nie potrafią używać nożyczek. W trakcie tego wyjazdu jest też wiele rzeczy, które wykonuję po raz pierwszy, co wiąże się z tym, że dopiero uczę się to robić. Często chciałabym od razu wiedzieć jak coś naprawić, wykonać a tutaj potrzeba czasu, żeby się tego dowiedzieć i nauczyć a czasami kupić potrzebne materiały (w Kazembe wiele rzeczy jest niedostępne, a jak są to często jakość jest bardzo niska, więc lepiej kupować w większych miasteczkach). Zdarza się, że po oratorium wracam zmęczona, zdenerwowana i zaczynam narzekać. Wtedy ks. Jacek przypomina mi słowa jednego z misjonarzy: że na misje oprócz dwóch walizek napełnionych rzeczami trzeba zabrać trzecią – wypełnioną po brzegi cierpliwością.

Nasze stowarzyszenie stara się zarówno nauczyć nas pokory i cierpliwości. Wielu wolontariuszy pierwszy raz doświadcza tego w momencie, kiedy ledwo przychodzi do wolontariatu. Myśli, że wystarczy chcieć gdzieś wyjechać i za niedługo będzie pakować walizki, a tutaj tak nie jest. Pierwszy rok SWM przeznacza na poznanie nas, sprawdzenie czy na pewno nasza chęć wyjazdu wynika z powołania a nie jest np. ucieczką przed jakimiś sytuacjami w naszym życiu. Daje nam różne zadania np. pakowanie poczty dla darczyńców, plewienie w Wioskach Świata, wyjazdy na niedziele misyjne i wiele innych. Dla kogoś z boku może się wydawać, że są to mało ważne prace, ale wcale tak nie jest. W trakcie formacji człowiek dostrzega jak bardzo jest to potrzebne. Dopiero po roku uczęszczania do wolontariatu można składać podanie o wyjazd.


Można teraz zadać pytania, że skoro stowarzyszenie nas do tego przygotowuje, to dlaczego ciągle mamy problem z cierpliwością i pokorą? Bo jesteśmy tylko ludźmi, którzy są ciągle niedoskonali a pokory i cierpliwości nie jest tak łatwo się nauczyć. Ponadto znajdujemy się daleko od rzeczywistości, które jest nam znana, nasze zachowania także ulegają tutaj zmianie, czasem na lepsze a czasem niestety na gorsze. Ale najważniejsze jest ciągle przypominać sobie dlaczego się wyjechało i kto mnie tutaj posłał.