Caratula, czyli pierwsze dni szkoły w Boliwii..

Od lutego rozpoczął się u nas nowy rok szkolny, dlatego większość mieszkańców Tupizy wyruszyła na szalone poszukiwania niezbędnych materiałów szkolnych...

 Wakacje, jak to mają w swoim zwyczaju (niezależnie od kraju, w którym żyjemy), minęły bardzo szybko. Mamy za sobą niezliczone mecze piłki nożnej i rozgrywki w zbijaka – obecnie to moja ulubiona gra zespołowa. 😊 Byliśmy też na basenie, gdzie poznaliśmy Miss Potosi, reprezentującą nasz region, napawaliśmy się wspaniałymi widokami podczas górskich wędrówek oraz zużyliśmy cały zapas plastrów na drobne rany i otarcia. Pomimo tego, wakacje były radosne, słoneczne i zdecydowanie za krótkie.

Dzieciaki z domu dziecka od lutego wróciły do szkoły. Dla nas, wolontariuszek, wiąże się z tym sporo wyzwań. Dlaczego? Przede wszystkim, boliwijska tendencja do robienia wszystkiego na ostatnią chwilę dotyczy również nauczycieli. W pierwszym tygodniu szkoły nie miałam pojęcia jaki jest plan, ani co wchodzi w skład „szkolnej wyprawki”. Pani nauczycielka codziennie obiecywała przesłać te informacje, jednak na obietnicach się kończyło. W efekcie moja grupa od samego rana musiała czatować przy telefonie, sprawdzając czy przyszedł link do zajęć. Kiedy w połowie drugiego tygodnia dostaliśmy plan lekcji, okazało się, że nauczyciele traktują go bardziej jako wskazówkę niż wytyczną i często nie pojawiają się na zajęciach.

 Po kilku miesiącach w Boliwii, staram się zaakceptować różnice kulturowe i podejść do takich sytuacji z cierpliwością i zrozumieniem. Nie zawsze się udaje, ale to doświadczenie z pewnością będzie bardzo cenne. Pozwala również krytycznie spojrzeć na nasze europejskie przywiązanie do czasu i terminów – jak się okazuje, tutaj spóźnienie (nawet kilkugodzinne) jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Moje postanowienie na najbliższe miesiące – wrzucić na luz i nauczyć się cieszyć chwilą tak, jak mieszkańcy Ameryki Południowej.

Wyprawka szkolna

Wracając do tematu przygotowań szkolnych, jeszcze będąc w Polsce, słyszałam opowieści o caratulach, które spędzają wolontariuszom sen z powiek. Caratule okazały się być ozdobnymi pierwszymi stronami ozdabiającymi zeszyty. Pracy jest z nimi całkiem sporo, każde dziecko potrzebuje od kilku do kilkunastu takich stron, ale można się przy tym całkiem dobrze bawić. Boliwijczycy ogromną wagę przykładają do estetyki zeszytów, więc jest to doskonała okazja na wyrobienie w dzieciach nawyku dokładności i odpowiedzialności za swoje sprawy.

Etap drugi to okładanie zeszytów. Większość nauczycieli życzy sobie, żeby ich klasa miała wszystkie zeszyty obłożone w określony sposób. Niektórym wystarczy jednokolorowa okładka, inni są bardziej wymagający i decydują się na wzory. Dziewczynki z mojej grupy mają w tym roku zeszyty w kolorze białym z czerwonymi kropkami.  Materiały szkolne zwykle pobieramy z naszego depozytu, który zaopatruje instytucja nadzorująca domy dziecka. Niestety tym razem okazało się, że na stanie mamy wiele papierów, ale większość jest kolorowych w białe kropki, a nie odwrotnie. Wyruszyłam więc na poszukiwania papieru na pobliskim mercado (trochę przypomina to nasz polski rynek, na którym można zaopatrzyć się we wszystko, czego się potrzebuje). Ostatecznie, po przejściu stoisk z artykułami papierniczymi, zdałam sobie sprawę, że w Tupizie nie ma takiego papieru. Jak wiadomo, potrzeba jest matką wynalazku, więc ostatecznie zdecydowałam się na zakup białego papieru z pomarańczowymi kropkami, które przemalowałam na czerwono z pomocą markera.

 Kiedy udało nam się już zgromadzić wszystkie szkolne materiały, odetchnęłam z ulgą. Teraz jesteśmy gotowi na kolejny rok pełen nowych wiadomości. W tym miesiącu uczymy się zdalnie, ale prawdopodobnie od marca dzieci będą mogły wrócić do szkoły, czym są bardzo podekscytowane. Największe zmiany przeżywają nasze najstarsze dziewczyny – Brenda i Juana. Już od miesiąca mieszkają w Cochabambie, gdzie rozpoczęły studia. Jesteśmy z nich bardzo dumne i wdzięczne darczyńcom, którzy to umożliwili. Jeśli macie możliwość wsparcia edukacji dzieci w Boliwii lub Afryce, nie wahajcie się – dla naszych podopiecznych dobre wyksztalcenie to być albo nie być w dorosłym życiu. Proszę, pamiętajcie o nich również w modlitwie.

„Szatan boi się ludzi radosnych.“

Jan Bosko

Jak w Tupizie świętowaliśmy karnawał?

Bardzo hucznie. W Ameryce Południowej ten okres jest dla ludzi niezwykle ważny, miesiącami przygotowują stroje i pokazy artystyczne. Nie obyło się bez muzyki oraz tradycyjnych tańców na ulicach naszego miasteczka. Każdej nocy było słychać odgłosy fiesty. Jedną z tradycji jest też oblewanie się wodą w całym okresie karnawału. Były wiadra, balony wypełnione wodą i specjalna pianka w różnych kolorach (konsystencją przypominająca piankę do golenia). Nikt nie mógł przejść przez lokalny plac o suchej nitce. Jak się przekonałyśmy w ostatnim dniu karnawału, mieszkańcy nie oszczędzali nawet pasażerów samochodów, którzy podróżowali na pace. Było dużo radości, uśmiechu i oczywiście wody.



Po szalonym karnawale wchodzimy w okres Wielkiego Postu, pamiętając w modlitwie o Ukrainie. Nasze dzieci pomimo młodego wieku są bardzo poruszone trwającą wojną i mają wiele pytań dotyczących sytuacji w Europie. W takich chwilach, widząc wrażliwość dzieci na potrzeby innych, utwierdzam się w przekonaniu, że misje mają wielki wpływ na to, w jaki sposób postrzegają one świat.

Chwała Panu!