Zambia: Wdzięczność i odpowiedzialność

Opowiedzenie o misji mojej i Ani jest trochę jak opowiedzenie dwóch różnych historii – mamy dwa domy (jeden katolicki, drugi protestancki) i dwa inne miejsce pracy, a co za tym idzie różne obowiązki i innych ludzi, z którym współpracujemy. Razem spędzamy czas wyłącznie rano i wieczorem oraz całą niedzielę, ale do rzeczy.

Co robię na misji?

Głównym moim obowiązkiem pod nieobecność ks. Jacka, który jest odpowiedzialny za oratorium jest właśnie sprawowanie opieki nad tym miejscem i naszymi podopiecznymi. Mamy ich wiele, w niektóre dni liczba sięga nawet 200 osób. Pomimo tak licznej grupy staramy się z Ernestem (miejscowym wolontariuszem) robić co w naszej mocy, aby dzieciaki czuły, że właśnie tutaj są bezpieczne, mogą rozwijać swoje zainteresowania, bawić się, uczyć nowych rzeczy oraz poznawać Pana Boga. Naszym największym póki co marzeniem jest zakup książek dla naszych wychowanków, dzięki którym będą mogli ćwiczyć czytanie (Ania w swoim wpisie wspominała, jak ta kwestia tutaj wygląda), poznawać świat oraz rozwijać wyobraźnię. Jeśli Pan Bóg pozwoli, może już wkrótce nasze marzenie się spełni. Ponadto ciągle staramy się znaleźć najlepszy system dla naszej pracy, który pozwoli być nam bardziej efektywnymi. Oprócz działalności wychowawczej w oratorium muszę także pilnować aby nasze miejsce spotkań było czyste, żeby dzieci miały dostęp do wody, aby wszystko było naprawione oraz prowadzić stronę na facebooku.


Kolejną moją działalnością w Kazembe praca w szkole stolarskiej. Tutaj również zastępuję tymczasowo ks. Jacka w nauczaniu religii. Muszę przyznać, że za tą możliwość jestem ogromnie wdzięczna. Moi uczniowie są bardzo dociekliwi, często zaskakują mnie ciekawymi i czasem bardzo trudnymi pytaniami. Wynika to także z tego, że jedynie trzy osoby w klasie są katolikami. Czuję, że dzięki tym lekcjom również przybliżam się do Pana Boga. Ponadto muszę przyznać, że moi studenci tworzą, jak dla mnie, najlepszy chór w kościele. W szkole prowadzę także lekcje języka angielskiego, ale ciągle staram się znaleźć najlepszą drogę dla moich uczniów. Jest ciężko, ponieważ każdy jest na innym poziomie.

Trzecią rzeczą, w jakiej staram się pomagać, jest program Adopcja Miłości. W soboty uczniowie objęci wsparciem finansowym za czesne (szkoły w Zambii są płatne) przychodzą sprzątać oratorium. Następnie organizujemy dla nich lekcje (np. matematyki dla tych, którzy niedługo piszą egzaminy) bądź warsztaty (np. o samoświadomości). Niedawno mieliśmy powód do radości, ponieważ szkoła stolarska przygotowała dla nas dwie nowe tablice, które możemy wykorzystywać w trakcie zajęć :) Po skończeniu wszystkiego następuje krótka modlitwa oraz wspólny posiłek.


Powyżej opisałam moje główne zadania, ale ponadto czas płynie mi tutaj także na drobnostkach takich jak: zakupy, sprzątanie, zamykanie bram (często czuję się tutaj jak klucznik), pieczenie, pranie, prasowanie czy wyciąganie kleszczy psu.

Co z tą wdzięcznością?

W wielu wpisach naszych wolontariuszy pojawia się temat wdzięczności. Nie dziwi mnie to już w ogóle. Będąc tutaj i doświadczając tego wszystkiego człowiek nie może przestać dziękować za łaski jakie otrzymuje od Pana Boga każdego dnia. A więc za co jestem wdzięczna na misji?

  • za wspólnotę, za każdą wspólną modlitwę, uśmiech, powiedzenie dzień dobry, zamienienie kilku słów.
  • za taniec dzieciaków i młodzieży. Najszczęśliwsze chwile tutaj to momenty, w których po prostu stoję i patrzę jak moi wychowankowie tańczą. Uśmiech nie może mi zejść z twarzy i to właśnie wtedy czuję, że Pan Bóg jest przy mnie.
  • za możliwość uczenia religii w szkole zawodowej, jak już wspomniałam daje mi to niesamowite poczucie satysfakcji.
  • za moją współwolontariuszkę – Anię, która podnosi na duchu w trudnych chwilach, przypomina że czasem trzeba działać zespołowo (tak, jestem typem indywidualisty) i to za co jestem jej w szczególności wdzięczna to wspólne odmawianie różańca, i te momenty w których myślimy o tych samych intencjach i wtedy wiemy, że Pan Bóg działa.
  • za ks. Jacka – który od początku obdarzył nas niesamowitym zaufaniem. Za powierzenie w moje ręce wielu spraw w trakcie jego urlopu i wiarę, ze podołam,
  • za Tatę, który pomaga online, naprawić m. in. rower, kran i na pewno jeszcze będzie tego wiele :)
  • za kreatywną rodzinę, która przygotowała dla mnie prezent na wyjazd, dzięki któremu czuję, że są cały czas blisko, a mianowicie podarowali mi 55 kopert. Każda koperta to jeden tydzień tutaj. W kopertach tych znajdują się drobne podarunki oraz nasze wspólne zdjęcia, z krótkimi cytatami, które mają przypominać mi o domu i podnosić na duchu.
  • za moją przyjaciółkę – Berenikę, z którą mogę się podzielić w każdej chwili swoimi przemyśleniami i trudnościami.
  • za mojego tutejszego Anioła Stróża, jakim jest Ernest, to właśnie jego przysyła do mnie zawsze Pan Bóg, kiedy czegoś nie jestem pewna lub nie rozumiem.
  • za auta :), tak wiem, że brzmi to śmiesznie, ale uwielbiamy z Anią jeździć tymi autami, w szczególności na pace.
  • za odpowiedzialność – to właśnie jest niezwykłe, że Pan Jezus daje mi podczas mojej misji to, czego brakowało mi w Polsce.

W tym poście to już chyba na tyle, mam nadzieję, że udało mi się w jakiś sposób oddać rzeczywistość w jakiej obecnie się znajduję i proszę – pamiętajcie o nas w modlitwie .