Boliwia (Kami) 2019/2020 – Czas leczy rany

Wszystko co wartościowe w jakimś stopniu związane jest z cierpieniem – tak, to banał stary jak świat, ale życie co chwila pokazuje mi jak prawdziwa to mądrość.

Posłani do Ameryki Południowej w 2019r.
Dwie legendy Kami, o. Serafino i o. Miguel

Ta myśl cały czas towarzyszy mi, gdy myślę o mojej misji w Boliwii. Był to z pewnością najtrudniejszy okres w moim życiu. Kosztował mnie naprawdę dużo. Jeszcze przed wyjazdem z domu, mając świadomość swoich słabości wiedziałem, że będzie to czas trudny. Nie przypuszczałem jednak, że aż tak bardzo. W Polsce musiałem zostawić bliskie mi osoby, miejsca, pracę zawodową, w pewnym stopniu zainteresowania i sposób spędzania czasu. Musiałem podporządkować się do trybu dnia i pracy w placówce, który był mi raczej nie na rękę – daleki od tego, do którego byłem przyzwyczajony. Relacje z ludźmi bardzo często były bardzo trudne, niejednokrotnie wyjątkowo trudne. Surowe warunki bytowe często znacznie utrudniały codzienność. Obca mi kultura, którą musiałem zaakceptować, często z zaciśniętymi zębami. To wszystko było po prostu tak bardzo nie moje! Jakie były tego efekty? Dosłownie każdego dnia moim największym pragnieniem był powrót do domu! Na własne życzenie „zafundowałem” sobie rok wyjęty z mojego na ludzki sposób pojętego życiorysu. Po powrocie odetchnąłem naprawdę z wielką ulgą. Na mojej psychice ten trudny czas odcisnął się jako duża rana.

Boliwijska kultura – nawet do tego czuję teraz sentyment!
Polskie Święto Niepodległości w Boliwii – wymiana kulturowa
Dla mnie absolutnie wyjątkowe miejsce na ziemi!
Pod domem w Polsce. Znowu wolny? Po ludzku trochę tak. Po Bożemu to jednak tylko kolejny etap drogi.

Jak na to patrzę z perspektywy czasu? Odpowiedzi należy szukać w tytule tego wpisu. I właśnie tak jest, bo czas pozwala człowiekowi odpocząć, nabrać świeżości i trzeźwego spojrzenia na przeszłe wydarzenia. Ten uraz psychiczny zamienił się w wielki sentyment do tej misji; do miejsca, do ludzi, do całej działalności parafii w Kami, a nawet do ich sposobu świętowania! Teraz dopiero, przeszło rok po powrocie, dostrzegam w jak niesamowitym dziele Bożym uczestniczyłem. Okazuje się, że absolutnie wyjątkowa placówka misyjna w Kami wyryła się niezaprzeczalnie na moim sercu. Oddałem tej posłudze jakąś małą część swojego życia, ale to, jak to teraz odczuwam, pozwala mi utożsamiać się z tym miejscem. Dziś mogę powiedzieć, że Kami było w pewnym okresie moim domem, a Boliwia małą ojczyzną. Jest to bardzo cenne odczucie.

Bogu niech będą dzięki za to, że w tak jasny sposób pokazuje nam, że wszystko co dobre rodzi się w cierpieniu! Czy warto było? Tak, zdecydowanie; zyski nieporównywalnie przekraczają koszty.

Viva Bolivia!