Początki wolontariatu w nowym świecie

Już ponad miesiąc temu przyleciałyśmy na kontynent afrykański do nieznanej nam dotąd Etiopii.

Mimo długich przygotowań do naszej misji, zderzyłyśmy się mocno z rzeczywistością, pewnie tak jak większość wolontariuszy. Naszą placówką docelową jest placówka sióstr salezjanek w miejscowości  Zway. Żaden mieszkaniec nie umiał odpowiedzieć, ile mieszkańców liczy jego miasto, natomiast według danych na rok 2016 jest to około 65 tysięcy osób. Biorąc pod uwagę liczebność mieszkańców Zway, przed waszymi oczami pewnie ukazuje się  całkiem nieźle prosperujące miasto. Tutaj jednak wychodząc na ulicę możemy obok niewielkiej ilości samochodów zauważyć zaprzęgnięte osły oraz konie, a na poboczu biegające wolno krowy i kozy. Idąc między domami zrobionymi z jakichkolwiek dostępnych materiałów, pod nogami – jeśli mamy szczęście  i droga jest utwardzona kostką brukową – widzimy  na niej liczne śmieci, w dużej mierze materiały plastikowe, kości, odchody  i skóry. Jednak od rana możemy zauważyć niektórych mieszkańców przed swoimi domami lub straganami zamiatających i starających się dbać o czystość wokół nich.  

Aby móc godnie żyć i się rozwijać wiele ludzi z miasta i okolic potrzebuje różnorodnej pomocy. Pomoc  taką między innymi oferują siostry. W 2008 roku przyznano im wyróżnienie za wkład w promowanie wody pitnej dla tutejszej społeczności wiejskiej poprzez realizację wielu udanych projektów zaopatrzenia w wodę w ciągu kilku lat, co miało ogromne znaczenie dla poprawy warunków życia tej społeczności.

Największym zadaniem sióstr jest edukacja, którą dzieci i młodzież mogą uzyskać w szkole Mary Help Catholic School (ang. Katolicka Szkoła Maryi Wspomożycielki) oraz w Collage’u, w którym osoby po liceum mogą nauczyć się przydatnego zawodu projektantki/krawcowej lub informatyka. Łącznie placówki edukacyjne liczą około 2500 uczniów.  Siostry prowadzą na swojej placówce również Feeding Center (ang. Centrum Dożywiania), do którego mogą udać się mamy wraz ze swoimi dziećmi by uzyskać bezpłatną pomoc w zakresie leczenia oraz dożywienia. Siostry, starając się jak najlepiej pomóc każdej osobie, indywidualnie dobierają czas  jej leczenia w ośrodku. Zadania ośrodka podzielone są na dwie części. Pierwszą z świadczonych pomocy można rozpoznać po kolejce kobiet z dziećmi, które ustawiają się tuż za bramą sióstr, przed budynkiem Feeding Center. Kolejka ta prowadzi do siostry Anity, która ze względu na wykształcenie medyczne, słuchając potrzeb i zażaleń zdrowotnych każdej z osób stara się  jej pomóc, jednocześnie mając na uwadze bardzo mały zasób dostępnych leków. Problemy zdążają się różne: od obdartej nogi być może przyszłego piłkarza, po bóle brzucha, czy przewlekłe choroby. Wchodząc głębiej do środka budynku można poznać bliżej drugą część działalności Feeding Center. W salach ozdobionych malunkami poprzednich wolontariuszy przebywają mamy wraz z pociechami korzystający ze stałego, wcześniej wspomnianego programu dożywiania. Dostają one mleko, suchary, pieczywo, a dzieci również syrop wspomagający ich zdrowie i odporność. W sali z małymi łóżeczkami mamy mogą spokojnie położyć dzieci spać, a korzystając z przeznaczonego do tego miejsca z dużymi kranami za ośrodkiem mogą zrobić pranie, lub umyć swoje pociechy, dostając też balsam do pielęgnacji ciała najmłodszych.  


Przez pierwsze dni pobytu na placówce naszym głównym zadaniem było właśnie odwiedzanie Feeding Center. Co tam dokładnie robiłyśmy? W teorii miałyśmy się opiekować dziećmi, aby odciążyć na chwilę ich mamy, często zajmujące się wtedy ich rodzeństwem lub robieniem prania; produktywnie zająć czas dzieci ucząc je w czasie pobytu w ośrodku angielskiego lub zwyczajnie bawiąc się z nimi i kolorując. A w praktyce? W praktyce okazało się, że nie tylko dzieci były chętne aby spędzać z nami czas. W głównej mierze były też zainteresowane nami młode mamy, które z wielką ochotą chciały pograć z nami w piłkę, grę, lub dowiedzieć się czegoś o naszym kraju. To było dla nas największe zaskoczenie. Zrozumiałyśmy wtedy, że nie tylko dzieci pragną uwagi i miłości, a bariera językowa w okazywaniu uczuć nie istnieje, bo szczery uśmiech i ciepłe gesty zawsze zostaną dobrze zrozumiane.    

Po tygodniu pomocy w Feeding Center, wraz z rozpoczęciem roku szkolnego czwartego października poproszone zostałyśmy przez siostry, by wesprzeć kadrę nauczycielską w szkole podstawowej Mary Help Catholic School, ponieważ niektórzy nauczyciele nadal nie wrócili do miasta. W klasach, w których na poszczególnej lekcji brakowało nauczyciela, nie było znanego w naszym kraju „zastępstwa”. Dzieci całe zajęcia siedziały same w sali, czekając na następną lekcję. Naszym zadaniem jest jak najefektywniejsze wykorzystanie czasu dzieci podczas tej „wolnej” lekcji ucząc je języka angielskiego. Zadanie nie należy do najłatwiejszych, ponieważ językiem rodzimym dzieci jest język amharski, a ilość języków ojczystych w Etiopii to blisko 81. W Zway językiem regionalnym jest język Oromo, więc dla każdego dziecka w szkole język angielski jest trzecim nauczanym językiem. Sprawy nie ułatwia dzieciom całkiem odmienny alfabet amharski. Dzieci bardzo zafascynowane i podekscytowane nowymi wolontariuszkami często zapominają o dyscyplinie, a ilość uczniów w klasie (45-55 dzieci) jest dodatkowym utrudnieniem. Jednak w porównaniu do innych szkół w Etiopii, gdzie ilość uczniów jest dwu lub trzykrotnie większa możemy powiedzieć, że i tak nam się poszczęściło! Mamy więc możliwość poznawania i funkcjonowania w samym środku tej instytucji. Oprócz szkoły podstawowej kompleks Mary Help Catholic School zawiera również przedszkole i liceum. A w weekendy pomagamy w oratorium, ale o tym w kolejnym poście.


Najczęstsze pytania jakie padają od znajomych oraz bliskich to „Co was zaskoczyło?” albo „Czego uczy was misja?”. Bez wątpienia jest to nauka wdzięczności; wdzięczności Panu Bogu za  małe rzeczy, za to, że mamy bardzo dobre warunki na placówce u sióstr, pyszne warzywa i owoce z tutejszego ogrodu – nic nam nigdy tak nie smakowało jak papaja na którą musimy czekać kilka dni zanim dojrzeje – za to że możemy tu być i poznawać tych ludzi, za to, że możemy obserwować i wzrastać w środowisku katolickim i tym samym pogłębiać nasza wiarę.