Gambia: Czasem słońce, czasem deszcz

Każdy dzień przynosi coś nowego, ciągle coś się dzieje, natłok myśli przechodzących przez głowę jest tak ogromny, że bardzo ciężko jest usiąść i zebrać to wszystko w całość. Uwierzcie – łatwiej byłoby mi napisać książkę, niż krótki wpis na bloga. Mamy już pewną swoją rutynę, która jednak ciągle przeplatana jest niespodziewanymi wydarzeniami. Większość dzieciaków znamy już bardzo dobrze i wiemy czego można się po nich spodziewać – wiemy, że Daniel, gdy przez chwilę nie będzie w centrum uwagi, to zaraz się obrazi, albo że Sister codziennie podczas modlitwy różańcowej nagle dostaje niesamowitych „boleści” jakichś starych, dawno już zabliźnionych ran, żeby tylko wziąć ją na ręce. Ot, taka prosta codzienność. Bycie z tymi, do których Pan nas posłał. Nie wszystko rozumiemy, ale staramy się przystosować i pokochać. Służyć na swoich warunkach nie jest trudno, ale nie o to w tym wszystkim chodzi, dlatego staramy się otwierać na „nowe” i pilnie odrabiać zadania z lekcji pokory. Po raz kolejny, drodzy Czytelnicy, otwieram Wam drzwi do naszego świata. Zapnijcie pasy, lecimy do Gambii. Witajcie u nas. W domu.


NIESPODZIANKI, CZYLI SŁÓW KILKA O TYM, JAK SZYBKO ZMIENIAJĄ SIĘ PLANY

Stoimy u progu pory deszczowej i choć temat bloga nie odnosi się tylko do deszczu, to jednak od tego chcę zacząć, bo mimo, że padało dopiero kilka razy, to już sporo się zmieniła przez to nasza codzienność. Niesamowite jest to, że przejście z pięknej, słonecznej pogody w burzę z piorunami następuje w kilka minut, tak więc zazwyczaj deszcz jest dla nas totalnym zaskoczeniem. Przyziemne efekty ulewy i wysokiej wilgotności powietrza to nie schnące włosy i zalane pranie, które potem trzeba prać drugi raz, plus na dokładkę ogrom wszelkiego robactwa, które aktywuje swoją działalność, gdy jest mokro. Warto podkreślić, że podróże są też znacznie utrudnione, choć póki co dopiero raz spędziliśmy godzinę na wyciąganiu naszej misyjnej Toyoty z błota. Niestety deszcz i mocny wiatr przynoszą też inne skutki.  W zeszłym tygodniu po nocnej ulewie mnóstwo ludzi w całym kraju straciło dachy na swoich domach. U nas wichura zniszczyła dach na kuchni, znajdującej się w szkole podstawowej, w której codziennie od kwietnia, w ramach programu dożywiania, przygotowywane są ciepłe posiłki dla kilkuset uczniów. Na szczęście dzięki wsparciu z Polski, w dwa dni udało się zebrać środki na naprawę szkód. Po raz kolejny internetowa społeczność (Facebook: Kochać i służyć – Gambia 2021) nas nie zawiodła, dziękujemy z całego serca!


Teraz czas na kilka ciekawostek w temacie edukacji, bo to chyba ten obszar zadziwia nas najczęściej. W tym roku nasi uczniowie będą mieć tylko trzy tygodnie wakacji, bowiem przez pandemię COVID-19 rok szkolny zaczął się z opóźnieniem. Najbardziej zaskakujący jest jednak fakt, że czas trwania wakacji różni się w zależności od regionu. I tak nasi uczniowie muszą na wolne czekać do połowy sierpnia, podczas gdy kilkadziesiąt kilometrów dalej, dzieciaki już zaczynają swój zasłużony odpoczynek. Oczywiście nie obyło się bez plotki, że my też kończymy wcześniej, ale szybko ją zweryfikowano i radość trwała tylko kilka godzin. Niesamowita jest też zmienność decyzji władz odpowiedzialnych za edukację. Kiedyś trzy razy w ciągu jednego dnia zmieniali decyzję co do tego, czy na drugi dzień będzie wolne w związku z jakimś świętem państwowym. Nauczyciele kilka razy przekazywali wieści uczniom, każdy był już bardzo zdezorientowany i choć stanęło ostatecznie na wolnym, to i tak wydaje mi się, że nawet jakby było inaczej – nikt by do szkoły nie przyszedł. W zeszłym tygodniu władze zafundowały nam kolejną niespodziankę, gdy we środę ogłosili, że od poniedziałku zaczynają się państwowe egzaminy w szkole. Chyba nagle zorientowali się, że niektóre regiony zaczynają przecież wolne już za kilka dni. Pozostaje tylko pytanie, jaką teraz nasze dzieci mają motywację do nauki przez kolejny miesiąc, skoro są już po egzaminach? W tym temacie też można by wiele napisać. Często pytania egzaminacyjne ułożone przez nauczycieli są nielogiczne, wiele dzieci z młodszych klas nie zna na tyle dobrze angielskiego, by zdawać egzamin z jakiegokolwiek przedmiotu w tym języku. Trudności w dziedzinie edukacji piętrzą się niczym tama na rzece, ale to właśnie w szkolnictwo trzeba inwestować czas i fundusze, bo tylko edukacja może zmienić życie ludzi na lepsze. Prosty przykład – ile kosztuje mała paczka orzechów nerkowca w Polsce? Dwanaście, piętnaście złotych? Tutaj rolnik sprzedaje do skupu kilogram za około cztery złote. Kto zatem zarabia na sprzedaży orzeszków? Na pewno nie mieszkańcy kraju, w którym się je uprawia. Brakuje współpracy między rolnikami, którzy wspólnie mogliby wynegocjować wyższą cenę. Brakuje pomysłu na biznes, związanego z masowym przetwarzaniem orzeszków i sprzedawaniem ich już jako produkt gotowy. Ale w tym wszystkim cieszy to, że młode pokolenie ma wolę walki o swoje. Wiele osób studiuje zarządzanie, marketing. Dlatego całym sercem im kibicuję i wierzę, że osiągną sukces.


Pracując na misjach trzeba być bardzo elastycznym. Często pewne sytuacje wymagają nagłej zmiany planów. W ostatnim czasie kilka razy nasza pani kucharka nie przyszła do pracy, więc my z Asią przygotowywałyśmy obiady dla naszej wspólnoty. Innego dnia zepsuła się pompa i przez dobę nie mieliśmy wody. Oj, była to duża lekcja wdzięczności dla nas. W Europie woda to nic takiego, mamy jej pod dostatkiem, więc nie stanowi ona dla nas powodu do radości. Dopiero jak człowiek zazna jej braku, zwłaszcza po całym dniu upału, można sobie zdać sprawę z tego, że woda to ogromny dar. My otwieramy kran i leci z niego ten przeźroczysty, potrzebny do życia płyn. Mieszkańcy naszej wioski muszą iść do kranu (a mamy ich w wiosce siedem), napełnić wiadra i zanieść do domu. Choć i tak trzeba się cieszyć z tego, że mamy wykopane studnie, bo ciężko aż wyobrazić sobie to, że w XXI wieku, ciągle są na świecie ludzie, którzy umierają z pragnienia.


PATRZEĆ SERCEM

Pan Bóg nam naprawdę błogosławi, bo mimo że czasem jest pod górę, to on zawsze pomaga nam osiągnąć szczyt. Moje zajęcia z obsługi komputerów przynoszą oczekiwane rezultaty – ostatnio zorganizowałam mały egzamin i większość uczniów osiągnęła wynik powyżej 80%. Bardzo mnie to cieszy, zwłaszcza, że zaczynaliśmy od totalnych podstaw, typu jak ruszać myszką. Prowadzę też zajęcia indywidualne dla dwóch nauczycieli. Mam nadzieję, że będzie ich z czasem więcej.


Końcem czerwca pożegnaliśmy brata zakonnego, który po dwóch latach pracy w naszej wiosce ruszył do Kenii, kontynuować swoją formację. Słusznie zaznaczył, że nasze życie to ciągłe bycie w drodze, w gotowości do wypełniania misji, do których Pan Bóg nas powołuje. Mimo, że czasem nie chce się nam iść, bo jest nam dobrze tu gdzie jesteśmy, to jednak trzeba być otwartym na plany z Góry.  Ostatnio przeczytałam w książce słowa salezjańskiego misjonarza, które idealnie do tego pasują: Zostań ze mną Panie, potrzebuję Ciebie. Czasem boję się, że mnie poprosisz o wiele, ale myślę, że również w tym przypadku nie zostawiłbyś mnie samego i podtrzymałbyś moją słabość”.


Kiedyś byliśmy z animatorami z naszego oratorium na plaży. Tańczyliśmy wspólnie ich regionalne tańce Manjago, jedliśmy ich tradycyjne danie z jednej miski. Mocno poczułam, że jestem częścią tej wspólnoty, że traktują mnie jak swoją. I widać też, że sprawia im radość, jak używamy prostych zwrotów w ich języku, czy dołączamy do wspólnych zabaw, tańców. Dzień wcześniej za kazaniu ksiądz mówił o tym, że św. Franciszek pomógł trędowatemu, którego wszyscy mijali szerokim łukiem. Nie dalej jak dwie godziny później podszedł do mnie mały chłopiec i chciał mi usiąść na kolanach. I nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie to, że miał całe dłonie w ropiejących ranach. Moment zawahania, bo widok był naprawdę nieprzyjemny i zaraz zapaliła się lampka w głowie – wspomnienie zasłyszanych podczas mszy słów. Była to dla mnie ogromna lekcja troski o drugiego człowieka, nawet wtedy kiedy ma rany, czy jest brudny. A może wręcz – przede wszystkim wtedy. To samo z maluchami, które chodzą bez pieluszki, często są po prostu osikane i wyciągają w naszą stronę te swoje małe rączki. Pierwsza myśl – tylko nie to. Szybko przychodzi refleksja – kochać i służyć.


Myślę, że ta misja to dla mnie przede wszystkim czas na poznanie siebie, na zweryfikowanie swoich słabości. Czy coś po nas zostanie? Czy nasza obecność tutaj ma sens? Nie wiem. Ale modlę się o to, żeby Pan Bóg nie pozwolił mi nigdy zapomnieć o tym, czego ja tutaj doświadczyłam, bo na pewno pozwoli mi to zbudować dalsze życie na solidnym fundamencie. Pozdrawiam tych, którzy cierpliwie wytrwali do końca. 😊 Do zobaczenia w kolejnym wpisie!