Etiopia: Po prostu codzienność

Tubylec

W minionym tygodniu przeżyłam chyba swoją, najprzyjemniejszą chwilę w Etiopii. Świętowaliśmy dzień kultur w przedszkolu, prawie wszyscy zaprezentowali rewelacyjne stroje , jestem pod wrażeniem, że właściwie każde dziecko ma taki strój w domu,

Kobiety mają nawet po kilkanaście sukienek, bo ubierają je na różne okazje.

 

Postanowiłam także zamówić u krawcowej taką sukienkę i pierwszy raz wystąpiłam w niej w tym dniu. Jednak w trakcie imprezowania musiałam wrócić do domu, ruszyłam w miasto w poszukiwaniu transportu, początek nie był najlepszy, bo kierowca nie chciał jechać bez uiszczenia opłaty, więc zapłaciłam z góry.  Podróż jednak trwała krótko, bo na głównej drodze zatrzymał się i mnie wysadził…. Spieszyłam się, więc ruszyłam na piechotę. Nie spodziewałam się jednak, że mój przymusowy „spacer” spowoduje tyle radości u ludzi, których spotkam po drodze.  Serio nawoływali się nawzajem, żeby zobaczyć ferendżi  (czyli obcego) w sukience etiopskiej, klaskali mi z uśmiechem na ustach i krzyczeli nie jak zazwyczaj ferendżi, ale kondzio abesza – co oznacza ni mniej ni więcej tylko piękny tubylec!!! zatem czego chcieć więcej, jak tu nie myśleć, że jestem u siebie….

Minimalizm życia

Zaczynam rozumieć, że tak naprawdę niewiele nam potrzeba do życia, wbrew pozorom. Nie potrzebujemy tak wiele przestrzeni, nie potrzebujemy tak wiele przedmiotów wokół siebie…oczywiście ułatwiają nam życie i gdyby nie mój komputer i sieć wifi u Sióstr, to mogłabym pisać w zeszycie pamiętnik i chować go co wieczór do szuflady, a nie mogłabym się z Wami dzielić moimi przeżyciami…. Więc oczywiście doceniam to wszystko. Doceniam wiele prozaicznych historii, do których przywykłam i z których też tutaj korzystam. Ale widzę też, że jak drugi dzień nie mamy prądu, to naprawdę nic się nie dzieje. Nawet jeśli z związku z tym jest zimna woda, to jest na tyle ciepło, że chłodna kąpiel dalej pozostaje w sferze przyjemności. Że jeśli z owoców jemy tylko banany i awokado, to i tak jemy owoce. A na obiad i kolację injerę, to nie jesteśmy głodni.

Piękno

Chyba właśnie przez ten brak i to „nieposiadanie” ludzie są piękniejsi. Albo może lepiej widzi się człowieka…? bez makijażu, ulepszeń ciała, ale także wokół, w domach nie ma dekoracji, nie ma pięknego tła, tapet, dywanów, zbyt dużo mebli, jest człowiek…. nic nas wokół nie rozprasza.

Cały Zway jest tak naprawdę szary i brudny, jest po prostu brzydki – to nie moja opinia, ale powiedziałabym powszechna. Pełno wokół nas przede wszystkim kurzu. Już nawet przestałam  się tym przejmować, a moja ukurzona skóra ma już taki sam szarawy odcień, jak wszystkich wokół. Nigdy też tak intensywnie nie czułam zapachu kurzu jak tutaj. Kiedy przyjechałam to nic mi nie pachniało, ale wtedy padały deszcze, wszystko było spłukane, teraz szarzyzna…. Nawet „brudne” ubrania dzieci nie robią na mnie już takiego wrażenia, bo sama coraz częściej zauważam „burość” moich świeżo upranych, kolorowych spodni.

Jednak tę szarzyznę przemieniają ludzie. Bo ten zakurzony Zway to nie domy, kawiarnie i sklepy, to mieszkańcy, klienci… To właśnie Ci ludzie wypełniają moje chwile poza czasem, który spędzam z dziećmi w przedszkolu. Te codzienne spotkania, na które staram się znaleźć czas pomiędzy obowiązkami. Zakupy  w małych sklepikach, filiżanka kawy lub herbaty, bąbolino, frytki, czasem ananasy przywiezione na taczce przez chłopaków z wiosek. Często nawet nie rozmawiamy zbyt wiele, bo mój amaric cały czas pozostaje na poziomie elementarnym, ale w komunikacji nam to nie przeszkadza.

Trudy codzienności

Nie jest tak, że nie mam trudności, że wszystko jest dla mnie jasne i proste. Jestem tu czwarty miesiąc i choć czuję się jak u siebie, to mam świadomość, że nie zostanę tu na zawsze. Muszę więc każdego dnia pracować nad tym, aby z wielką pokorą i szacunkiem patrzeć na rzeczywistość, zwyczaje, przyzwyczajenia. Nie mogę na siłę próbować nic zmieniać, nic narzucać, nawet jeśli uważam, że to lepsze rozwiązanie, bo ja stąd wyjadę, a świat, który mnie teraz otacza pozostanie… Nie mogę narzucać swoich rozwiązań, choć jestem przekonana, że są dobre i ułatwiłyby życie…To trudne mieć w sobie taką zgodę.

Nie jest proste widzieć, że ludzie czasem nie szanują pracy, narzekają na niskie wypłaty, że mają tylko roszczenia, że okłamują lub wykorzystują nieuwagę. Kiedy prawie codziennie muszę odbywać te same rozmowy i licytować się o czas pracy czy zakres obowiązków… Chciałoby się czasem od razu wyegzekwować konsekwencje. Ale chyba żeby coś dać, najpierw trzeba coś stracić i na początku być tym naiwnym. Najpierw trzeba pokochać i dać się pokochać. Potem dopiero cała reszta, która jeszcze przede mną.