Peru (Piura): W salezjańskiej rodzinie

To JUŻ SZEŚĆ TYGODNI – już wdrożyłyśmy się w codzienny rytm pracy, zżyłyśmy się z naszą salezjańską wspólnotą, z naszymi podopiecznymi i współpracownikami, coraz lepiej dogadujemy się po hiszpańsku i krok po kroku wypracowujemy wspólnie z dziećmi oraz animatorami zasady naszych spotkań w oratorium. To także DOPIERO SZEŚĆ TYGODNI, bo jeszcze wielu rzeczy potrzebujemy się nauczyć i dowiedzieć. Na wszystko, co jest do odkrycia w Bosconii, z pewnością nie wystarczyłoby nam nawet całe życie, ale właśnie dlatego, że mamy tylko rok, staramy się wykorzystać ten czas jak najlepiej. Nadal wiele rzeczy nas zaskakuje. Odwiedzamy nowe miejsca, próbujemy nowych potraw, odkrywamy miejscowe zwyczaje i przede wszystkim POZNAJEMY LUDZI, dla których tutaj jesteśmy.

Czy pusta Bosconia to nadal Bosconia?

Po raz pierwszy zobaczyłyśmy nasz dom w czasie dnia wolnego od pracy i nauki. Nie licząc gospodarzy i kilku pracowników, którzy bardzo serdecznie nas powitali, Bosconia świeciła pustkami. Dzieło misyjne dysponujące 14 hektarami powierzchni jest naprawdę wspaniale wyposażone, zorganizowane i zadbane. Mimo, że wszystko, co zobaczyłyśmy tu pierwszego dnia zrobiło na nas ogromne wrażenie, widok był równocześnie imponujący i przygnębiający. Zajrzałyśmy do potężnego kościoła z ponad 2 tysiącami pustych miejsc siedzących, zwiedziłyśmy przestrzenne tereny rekreacyjne – puste place zabaw i boiska, obejrzałyśmy puste szkolne podwórko, klasy i warsztaty, odwiedziłyśmy znudzone krowy w gospodarstwie… Doświadczyłyśmy przy tym rzeczy rzadko spotykanej w Peru, czyli względnej ciszy.

Dziś z perspektywy czasu odczytuję okoliczności naszego przyjazdu jako bardzo konkretny znak dla nas – tego dnia mogłyśmy wręcz namacalnie przekonać się, że Bosconia to nie grunty, to nie zaplecze lokalowe czy techniczne, ani system zarządzania nimi, to nawet nie świątynia. Bosconia to LUDZIE, którzy na co dzień swoją obecnością sprawiają, że to miejsce tętni życiem.

Co to za ludzie? W ciągu tygodnia przez Bosconię przewija się ich ładnych kilka setek – wszyscy razem tworzą naszą rodzinę, bez której nasz DOM nie byłby prawdziwym domem.

Salezjanie

Domownicy i gospodarze. Nasza najbliższa rodzina – razem się modlimy, razem jemy posiłki, razem świętujemy, razem pracujemy, odpoczywamy i troszczymy się o siebie nawzajem. A wszystko to w duchu salezjańskim, czyli z wielką serdecznością i dużą dawką dobrego humoru.

Dzieciaki z oratoriów

Każde pierwsze spotkanie z kolejną grupą dzieci było dla nas bardzo zabawnym doświadczeniem. A ponieważ tych grup jest całkiem sporo, wielokrotnie zostałyśmy poddane dokładnym obserwacjom (szczególnie nasze oczy i włosy), sfotografowane i przepytane z zakresu polskiej geografii, klimatu, fauny, flory i języka. Z czasem poznajemy się coraz lepiej i początkowa nieśmiałość ustępuje miejsca dziecięcej żywiołowości, radości i skłonności do psot. Dzieci są urocze. Bywają otwarte i przebojowe, bywają też skryte, czasem pilne i zdyscyplinowane, innym razem nie są w stanie usiedzieć na miejscu. Zwykle pełne energii i radosne, czasem też w kiepskim nastroju. Zawsze poszukujące uwagi i aprobaty.

Animatorzy i katecheci

Już od pierwszego spotkania zachwyciła nas liczba młodych ludzi, którzy angażują się w pracę z dziećmi i młodzieżą, pomagając w oratoriach, przygotowując kandydatów do przyjęcia sakramentów lub animując śpiew w czasie nabożeństw. Trudno ich wszystkich zliczyć, ale w sumie jest ich chyba ponad setka. Wielu z nich to wychowankowie oratoriów, którzy teraz sami dzielą się z młodszymi kolegami i koleżankami tym, co otrzymali od swoich poprzedników. Niektórzy są w tym bardzo systematyczni, inni potrzebują zachęty i wsparcia (także organizacyjnego). Wszyscy mają dobre chęci i ogromny potencjał. Z czasem poznajemy się coraz lepiej – już nie tylko jako przedstawiciele różnych kultur („Jak to jest tam u was?”, „Jak się mówi…?”), ale tak po prostu –  jako ludzie.

Młodzież z CETPRO

 CETPRO to szkoła techniczna prowadzona przez Salezjanów, w której około 200 uczniów kształci się w 8 specjalnościach. Z uczniami z każdej klasy miałyśmy już okazję się poznać i opowiedzieć im trochę o Polsce, o Salezjańskim Wolontariacie Misyjnym i o sobie. Dyskutowaliśmy też o różnicach kulturowych i stereotypach, ale to temat na osobny wpis… Codziennie widujemy się na długiej przerwie, czasem też ktoś z uczniów wpada do nas na dłuższe pogaduchy, a niektórzy przychodzą nam pomagać w oratorium popołudniami.

Pracownicy

Pracownicy obsługi i nauczyciele z CETPRO to kolejna grupa osób, bez których Bosconia nie byłaby taka, jaka jest i bez pomocy których my także wielu rzeczy nie mogłybyśmy zrealizować.

Czas odmierzany… spotkaniami

Nasz czas w Bosconii płynie zdecydowanie za szybko. Często żałujemy, że doba nie trwa dłużej. Nie da się zrobić wszystkiego, więc próbujemy ustalić priorytety. Czasem trzeba wybierać, czy poświęcić czas na dopracowanie zajęć dla dzieci lub młodzieży, na zaplanowanie kolejnych, na przejrzenie i uporządkowanie materiałów, z których korzystamy, na zredagowanie wpisu na bloga, czy może na sen, którego – nie wiadomo czemu – zawsze jest za mało… Ostatecznie jednak, jeśli ktoś wpadnie do nas w odwiedziny, albo poprosi o rozmowę, zostawiamy te inne sprawy na później, z poczuciem, że jesteśmy tu przede wszystkim dla ludzi, a cała reszta też jest ważna, ale nie najważniejsza. Choć początkowo z trudem przychodziło nam zachowanie spokoju w obliczu latynoskiego rozgardiaszu, powoli poznajemy też jego urok i przekonujemy się, że ważniejsze niż to, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik jest to, żeby przychodzić na zajęcia w dobrym humorze i dać dzieciom (tym małym i tym dużym) jak najwięcej uwagi i serca. Staramy się dobrze rozpoznawać naszą rolę w każdej sytuacji, tak aby wychowując i ucząc, równocześnie nie zapominać, że bardziej niż ścisłe trzymanie się planu, liczy się to, żeby ludzie, z którymi tu pracujemy wychodzili ze spotkania z nami docenieni i zbudowani. Wiemy, że mamy ich (a oni nas) tylko na moment, dlatego zwyczajnie cieszymy się każdą chwilą, którą spędzamy tutaj razem.