Peru: Trzy życzenia

  • A gdybyś Ty złowił taką złotą rybkę, jakie trzy życzenia chciałbyś, aby dla Ciebie spełniła?
  • Nie wiem…
  • Ale gdybyś mógł poprosić o cokolwiek byś chciał, mógłbyś wybrać co tylko byś zapragnął, to o co byś poprosił?
  • Hmmmm… Żeby moja mama na zawsze pozostała ze mną.
  • To pierwsze życzenie, a drugie?
  • No może żebym dostał całe mnóstwo bączków do gry.
  • To drugie, a trzecie?
  • Już nic! Ja wszystko mam, niczego mi nie brakuje! 

Takie słowa mogłam usłyszeć od 11 letniego Ninfredo, po wspólnym przeczytaniu bajki ¨O rybaku i złotej rybce¨. Od chłopca, który pochodzi z wielodzietniej rodziny, często przychodzi do oratorium w podziurawionych ubraniach, czy bez butów. Ale na pewno nie brakuje mu energii, dziecięcej przekory, chęci do rozrabiania – wszędzie go pełno!

Plastikowa ryba w liściu

Dzieci bez przerwy mnie zadziwiają. Praca z nimi jest nieustannym odkrywaniem, uczeniem sie szczerości i prostoty. Codzienne przebywanie z maluchami przybliża mnie do ich świata, który często mimo ich młodego wieku nie jet światem różowej beztroski i cukierkowej zabawy. Dzieci są bardzo zaradne, już w pierwszych klasach podstawówki chłopcy na wioskach umieją łowić ryby, sterować łódką, aby wypłynąć po banany czy jukę, którą uprawiają. Dziewczynki z kolei sprzedają na targu lub na rogu ulicy drobne słodycze, czy skromne obiady. To ich rolą jest upranie ubrań (w rzece lub wodzie ze studni), których przy wysokiej temperaturze produkuje się co niemiara! Każda dziewczynka potrafi też ugotować tradycyjne potrawy amazońskie. Ogromną radość sprawia im, kiedy bawimy się w oratorium w gotowanie lub restaurację i co chwilę przychodzą pytając: ¨Siostro co Ci ugotować? Siostro na co masz ochotę?¨ Po czym ¨zjadam¨ ogromne ilości plastikowego kurczaka z ryżem i pieczonym bananem lub ryby w liściu.

sprzedając słodkości

Pełzające rodzeństwo

Do naszego oratorium przychodzą dzieci i młodzież praktycznie w każdym wieku. Niejednokrotnie są to również matki ze swoimi pociechami. Wśród dzieci, nawet tych najmłodszych, można zaobserwować poczucie odpowiedzialności za swoje młodsze rodzeństwo. Zdarza się że już 4 czy 5 latki przychodzą ze swoimi małymi podopiecznymi. Nieraz widzę jak jakiś maluch ledwo sam chodzi, a już dźwiga na swoich rękach niemowlaka. Wie, że to jego braciszek, siostrzeniec lub kuzyn. Wie, że jest za niego odpowiedzialny, bo tak powiedziała mu mama. Wie, że jeśli zacznie płakać, czy się posika to musi się nim zająć, przytulic, wytrzeć nos. Podchodzi do mnie, prosząc aby pożyczyć zabawkę dla braciszka – może to być gumowy konik do skakania, drewniane klocki albo lalka.

Po szkole…

Nastolatkowie natomiast, oprócz obowiązków szkolnych, są zaangażowani w te domowe. Dziewczynki pomagają w kuchni, przygotowują obiady, ciasteczka, kisiel, qurichi (mrożone sorbety z owoców serwowane w małych woreczkach), które później sprzedają na targu i placu. Chłopcy zaś, choć oficjalnie jest to niedozwolone, nieraz już w wieku 14 lat dorabiają sobie jako taksówkarze. Ponieważ w San Lorenzo nie ma dróg asfaltowych, głównym środkiem transportu jest tutaj motocar. Jest to jakby rodzaj rykszy na 3 kołach podczepiany pod motor. Do takiego pojazdu mieszczą się 3 osoby, a prowadzenie go wymaga niemało siły, zwłaszcza przez błoto, deszcz i dziury. Kierowcy opowiadają, że po kilku godzinach prowadzenia bardzo bolą nerki… W ten sposób młodzież zarabia na opłacenie szkoły, bądź na utrzymanie młodszego rodzeństwa. Niestety niejednokrotnie dzieci kończą jedynie szkołę podstawową, muszą przerwać naukę ze względu na ciężką sytuację rodzinną, ekonomiczną, lub z powodu wczesnego rodzicielstwa. Przykro jest patrzeć, jak niektórzy nasi podopieczni całe dnie spędzają przed domem, nie uczą się, nie rozwijają.

Dlatego właśnie jest nasze oratorium!

Widzimy jak ogromny potencjał mają w sobie te dzieciaki! Jaką kreatywność, ile pomysłów, ile energii! Mnie najwięcej satysfakcji sprawia pobudzanie w nich talentów artystycznych. Przy ich wrodzonych zdolnościach manualnych, wykonujemy wspólnie dekoracje do świąt i imprez, które organizujemy w oratorium. Malujemy, wycinamy, kleimy! Wystarcza nam wolny kawałek ławki, aby zacząć rysować, ścinek kolorowego papieru, aby robić maski na twarz. Motylki z rolek po papierze toaletowym to już nasza specjalność. A już szczególnie uwielbiają robienie bransoletek! Z koralików, z nasion, z grubszych nitek, z cienkich, przeplatane, węzełkowe… do wyboru do koloru! Dzieciaki szybko podłapują wzory i jeśli chodzi o bransoletki, to nigdy się nie nudzą. Kolejna rozchwytywana zabawa to deskorolki, których mamy w oratorium 3 sztuki i które są tak oblegane, że ciągle trzeba je naprawiać. Budzą wiele emocji, aby zrobić kilka okrążeń po boisku, dzieciaki czekają w kolejce, niestety często brakuje im cierpliwości, przepychają się, a silniejsi wyrywają zabawkę słabszym bez respektowania kolejności…

Co prawda moda na trompo (bączki) minęła już kilka miesięcy temu, ale w okresie jego popularności każdy wychowanek przychodził ze swoim bączkiem do oratorium. Chłopcy, bo to głównie oni grali, urządzali sobie zawody, wymieniali się między sobą, niektórzy szczycili się kolekcją liczącą nawet kilkanaście trompo. A co to jest? Jest to mały drewniany bączek ze sznurkiem, który trzeba odpowiednio pociągnąć, aby wprawić zabawkę w ruch. Przy odrobinie sprytu i praktyki można wykonywać niezliczone akrobacje w powietrzu, na sznurku, na dłoni. Wśród naszych oratorian są prawdziwi mistrzowie. Nawet ja kupiłam sobie na targu kilka trompo i podopieczni próbowali mnie uczyć sztuczek podrzucania (niestety bez większych sukcesów…). Za to jeśli chodzi o zajęcia plastyczne, nasze wspólne działania zawsze kończą się pełnym powodzeniem! Głowy pełne pomysłów nigdy nie zawadzą i zawsze mogę liczyć na dzieci chętne do wycinania, kolorowania, lepienia i przyklejania.

Agata