Afrykańskie Camino

Kochana Anku!

Mija miesiąc od kiedy otrzymałam od Ciebie list. Wciąż jednak czuję w powietrzu zapach podróży Bonanzą i te niezliczone kilometry dróg, które pokonywaliśmy zmęczonymi już oponami, dyszącym silnikiem i przegrzanymi blachami. Jednak pomimo prób, nie udało mi się zatrzymać czasu, przeleciał przez palce w liczbie trzydziestu już dni.

Chciałabym Ci opowiedzieć o tym, co wydarzyło się w Sunyani w czasie, kiedy do polskich kościołów dzieci, rodzice i dziadkowie biegną święcić pokarmy w koszyczku. Kiedy nocą przy kościołach mrok rozjaśnia ogień paschalny, a śpiochów budzi dźwięk dzwonu obwieszczający zmartwychwstanie naszego Pana! Nie zapomnijmy przecież o tradycjach Poniedziałku Wielkanocnego.

Zacznijmy jednak od początku… Wielkiego Tygodnia.

Niedziela Palmowa to tradycyjna procesja z palmami. Jednak o ile w Polsce rozpropagowana jest tradycja kolorowo ubranych gałązek, tutaj wszystko się zieleni. Ale zieleni się prawdziwą palmą, gdyż tej mamy tu pod dostatkiem. Jednak, kiedy obróciłam się wokół własnej osi, ujrzałam piękne kompozycje, splecione warkocze, układane w różnym kształcie zielone supły. A te arcydzieła wykonane tylko na jednej gałązce, dasz wiarę? Pamiętaj, że błogosławieni, którzy nie widzieli.

Kolejne dni podarowały nam możliwość uczestnictwa w Mszy Krzyżma, która w Polsce celebrowana jest w Wielki Czwartek. Tutaj zapraszani są na ten wyjątkowy wieczór wszyscy księża, bracia, siostry zakonne, a także wierni świeccy. Wszystko po to, by w czasie homilii usłyszeć z ust biskupa słowa, iż każdy z nas jest kapłanem dzieła misyjnego, do jakiego zostaliśmy powołani. Już dwa dni później nastał Wielki Czwartek. Bawiąc się w Sherlock’a Holmes’a poszukiwaliśmy Mszy, która zostanie odprawiona w języku angielskim. Po wykonaniu kilku telefonów i upewnieniu się co do lokalizacji kościoła, wyruszyliśmy wieczorem na Eucharystię. Na próżno nasza radość – pierwsze słowa księdza rozwiały nasze nadzieje, gdyż w głośnikach zabrzmiał dumny język TWI. Pamiętam, że studiowałaś wtedy to niecodzienne sklepienie kościoła Franciszkanów, ja z kolei liczyłam kolumny. Pamiętam, że były niebieskie. Choć język był dla nas niezrozumiały, dzięki obrządkom wspólnym dla całego Kościoła Powszechnego, byliśmy w stanie odkryć szyfr, jakim powinniśmy się zachować w danym momencie. Wielki Piątek nie zwiastował nam lingwistycznej zmiany, jednak nie to było teraz ważne. Całe Sunyani pogrążyło się w żałobie, podążając Drogą Krzyżową ulicami miasta. Tłumy (setki ludzi, jeżeli nie tysiące) wędrowały ubrane na czarno za krzyżem, obok którego szedł biskup i służba liturgiczna odpowiedzialna za prowadzenie rozważań. O godzinie 15.00 wszyscy ponownie zebraliśmy się w ławkach katedry, by rozpocząć adorację. Tym razem jednak z Lectio Divina wyrwał nas głos biskupa. Kazanie było również w języku angielskim, w co nie potrafiłam uwierzyć przez jakieś dwa zdania Jego wypowiedzi. To chyba wystarczyło na cały dzień, gdyż do dziś w uszach odbija mi się pytanie, które nam postawił. „Czy Ty znasz Jezusa, który umarł na krzyżu?”.

Ghańczycy przywiązują wielką wagę do celebrowania pogrzebu, co widać było przez cały dzień, kiedy wielu mieszkańców Sunyani, ubierając się w czarne szaty, a także uczestnicząc w nabożeństwach, oddaje hołd Jezusowi z Nazaretu. Czy nie uważasz, że Polacy powinni się tego nauczyć? Przecież chodziłoby tylko o znalezienie czasu na refleksję i odszukanie odpowiedzi, z jakiego właściwie powodu piekę baby, kroję sałatki i biegnę do kościoła z wymalowanymi pisankami. Ale co do pisanek! Choć w Ghanie brakuje pięknej polskiej tradycji święcenia pokarmów, to przynajmniej pomalowane pisanki, śpiące na rzeżusze udekorowały nasz świąteczny stół. Ale o tym jeszcze nie teraz. Szynka będzie niedługo, bądź tylko cierpliwy Przyjacielu.

Wielka Sobota to Wigilia Paschalna, podczas której radość wręcz wybuchła z chóru salezjańskiej parafii. Choć nie potrafiłyśmy wyśpiewać słów o zmartwychwstaniu, gdyż były w języku TWI, to jednak każdy język może wyznać słowa Alleluja! Jezus pokonał śmierć i strach! Następnego dnia, o poranku nadszedł czas na podbój wioski Adoe. Tym razem zebraliśmy się całym oddziałem wolontariuszy. Razem ze znanym Ci bratem Paolo za kierownicą ruszyliśmy w drogę. Na miejscu przywitała nas madame odpowiedzialna za prowadzenie kościoła i wspólnoty, po czym zaczęła się schodzić katolicka część osady. Nabożeństwo skromne, ale radość? Bogatsza niż w niejednej polskiej parafii. Od małego do najstarszego, wszyscy oddawali się śpiewom, tańcom i krzykom. Ile gardło mogło wyprodukować nowych tonacji. Co do tańca? Nigdy nie będę w stanie powtórzyć tego ghańskiego arcydzieła, tworzącego się przy dźwiękach cymbałów i bębnów. Po uczcie dla ducha przyszła część dla ciała. Na naszym stole zapachniał przecież już żurek z jajkiem, sałatki, sery, szynka i babka wielkanocna, choć nie pieczona w piekarniku, gdyż takiego nie posiadamy.

Tak minęły święta, a od nich jeszcze dwa tygodnie, zanim zobaczyłyśmy naszych rozbójników. W tym czasie ja wędrowałam po kartkach książek do Chin czy Hiszpanii, a Ty pobiegłaś gdzieś do mroźnej Syberii – też pomysły masz. Jednak trudno było też oprzeć się słonej bryzie oceanu, która skrywa poszukiwanego księcia. Myślałam, że znalazłam, ale to była tylko betonowa ryba na środku ronda. Dziś już pozostał na zdjęciach widok pokonywanych kilometrów, zdobytych zamków i fortec, a także podróży w czasie z przewodnikami, opowiadającymi o okrutnej historii niewolnictwa w Afryce Zachodniej. Teraz czekamy, aż z podróży wrócą nauczyciele naszych chłopaków, którzy wciąż wracają ze szkoły, przekazując wiadomość: nauczyciele wciąż strajkują. Zastanawiam się jednak czy ci sami nauczyciele nie spędzają dni i nocy w kolejkach po narodową kartę identyfikacyjną – dowód osobisty, gdyż zarządzeniem rządu każdy mieszkaniec Ghany ma zgłaszać się do punków, w których po złożeniu aplikacji, zrobieniu zdjęcia i odciskając swój palec, ma odczekać kilka miesięcy na swój dokument. W Sunyani pracowników jest siedmiu, mieszkańców prawie dziesięć tysięcy.

Na koniec chciałabym Ci podziękować za ostatnią niedzielę w oratorium. Pomimo drastycznie zwiększonego napływu uczestników, udało nam się okrzesać tłum. I to jak? Wieszając na ścianach znane im obrazki zwierząt i wciskając w dłonie ołówki. Godzinę później mogłyśmy już podziwiać dzieła ghańskich artystów. Tuż obok byłam jednak świadkiem rodzących się architektów, choć okazuje się, że brakuje im materiałów do budowania, w postaci drewnianych klocków (Gra dla dziecka, na dzień dziecka. Dołącz do nas!).  Na koniec tłum zaczął skakać w rytm znanej Waka Waka, a także przytupując za kowbojem Józiem z nowego hitu tanecznego.
Dobrej nocy Anku, pobudka już za kilka godzin, a trzeba wypocząć przed następną wędrówką dnia codziennego na naszym Afrykańskim Camino.

Twoja A.

PS. Ja jestem drogą, prawdą i życiem. (J14,6)