„Pytasz mnie w liście” : „Jacy są Indianie?”

6.09.2010; Cieszyć się” jak do Sera”- z cyklu: mroczna strona Cioci Samo-zło”

Mroczna strona Cioci Samo-zło ujrzała światło dzienne. Konsekwencje: za bicie innych 1 dzień bez piłki lub innych przyjemności, za nieodpowiednie zachowanie (i nie będę się wdawać w tym miejscu w szczegóły)wypracowania na temat: „Co mogę robić w ciągu dnia?” i niemożność oglądania telewizji. Ciocia Samo-zło ma już anty-fan-klub młodzieńców i młodzieńczyń, które stosunkowo intensywnie okazują niechęć. Inni, którzy zakosztowali mej konsekwencji z wyciągania konsekwencji i konieczności naprawiania złego zachowania nadali mi nowy przydomek: ”ser”.

JA:” Luis, w tej chwili proszę opuścić boisko! Crystian, odłóż szybko tę piłkę, idziemy na kolację.

LUIS i CRYSTIAN(stający na baczność, przykładający rękę do czoła): Tak jest, ser.

Znaczna, rzekłabym zdecydowanie przeważająca część dzieci okazuje mi jednak chęć i „cieszą się do Ser-a”, choć wcale głupi nie są. Moi Oporni też kiedyś przestaną się obrażać na mnie i na świat i zaniechają wszelkiej niegodziwości, a radość z nawrócenia 10 Buntowników większa będzie po 100-kroć niż z 40 Wspaniałych, coś takiego podobnego gdzieś kiedyś wyczytałam;)

18.09.2010, Wstępny MID-TERM czyli żniwo względnie wielkie, choć robotników mało;)

Kolejne warsztaty arteterapii. Stoły rozstawione na całej długości dużej sali, farby, pędzle, opakowania po jogurtach z wodą, kartki, w tle dźwięki muzyki Yanna Tierstena, jednym słowem twórcza atmosfera, czyli to, co tygrysy lubią najbardziej. Siedzące naprzeciw siebie dzieci malują, jak postrzegają swoich partnerów. Po chwili przychodzi czas na namalowanie samych siebie. 8-letni Wiktor jak zwykle prezentuje na kartce niesamowite abstrakcje- osoba z twarzą w kształcie grzyba, niebieska twarz, brązowe kropki. Abel zamalowuje kartkę na czarno z taką intensywnością, że robi w niej dziury, Ivan na swej twarzy maluje fioletowe kreski, gniecie kartkę i wyrzuca do śmietnika. Coś się ruszyło…

Co do terapii przez taniec na zajęciach obserwuję, że dzieciaki uwielbiają szczególnie ćwiczenia na  podłodze, znaczy w pozycji horyzontalnej(choć spodziewałam się, konfrontując się z ich żywiołowością, że będą preferować bieganie po sali w trybie const). 12-latki niesamowicie się koncentrują i naprawdę poważnie podchodzą do sprawy wnikania w głąb siebie. Wśród starszych dziewcząt widać mocne skrępowanie co do ruchów biodrami, a także blokady w okolicy karku i barków. Preferują ćwiczenia dynamiczne, choć relaksacja też sprawia im przyjemność.

Wśród maluchów w czasie naszych zabaw obserwuję tendencję do chowania się pod stoły, konstruowania namiotów z koców czy chust i przebywania w nich, tak po prostu, bez większych aktywności. Ivan ostatnio konstruuje nocny namiot- przyczepia do górnych szczebli łóżka koc i zasypia w swoim tipi wytatuowanym wesołymi miśkami.

Dziewczęta nadal preferują podwórkowe tango – gdy przechodząc między salą, pokojem, a kuchnią przedefiladuję z jedną, zaraz chce też druga, i trzecia,  i dziesiąta. Ogromną radość sprawia im tango-podobne potrząsanie głowami, a jeszcze większą przerzucanie przez kolano i łaskotanie po brzuchu.

Milczący przez pierwsze 2 tygodnie naszej pracy Wiktor teraz odpowiada z uśmiechem na pytania, czyta 2 razy szybciej i uwierzył, że naprawdę świetnie rysuje. Jannet, która początkowo pisała z prędkością 3 zdań na 2 godziny (słowo harcerza) aktualnie w tym czasie pisze 3 strony i czasem zdąży poczytać jeszcze. Czytanie sprawia jej ogromną trudność, jednak podziwiam ją za jej niestrudzenie i gotowość do odczytania kolejnej sylaby. Efrain aktualnie uczy się cyferek i wciąż myli 3 z „E”, która jest chyba jego ulubioną literką( w końcu „E” jak Efrain), rozpoznaje etykietę swego imienia na ręczniku, potrafi śpiewać refren „Muchomorów” Marii Peszek i aktualnie liczy psy w drodze do przedszkola. Uczymy się modlitwy „Ojcze nasz”, bo nasz żołnierz ma z nią spory problem.

Dzieciaki tryskają radością, gdy przed odrabianiem zadań podaję im rękę i poprzedzam ich imiona wypowiedzianym z niesamowitą jak na mnie powagą „Witam,seniorita/senior”. W przerwach między zadaniami wydmuchujemy wiecznie zasmarkane nosy(bez chusteczek w kieszeni już się z pokoju nie ruszam), bawimy się w „ręce w dół, ręce w górę”, a uwieńczeniem dobrze wykonanych prac domowych są upragnione przez dzieci pieczątki, naklejki(za każde 10 zdobytych pieczątek), oczywiście łaskotki(uwielbiają) i ciepły uśmiech Cioci -Same-zło.

Konflikty dzieciaki rozwiązują same, ja tylko czasem moderuję ich dyskuje (wielogodzinne) przypominając raz po raz o zasadach porozumiewania się bez przemocy i bezkrwawego rozwiązywania konfliktów.

Śpiewamy, tańczymy, gramy, recytujemy. Wspólnymi siłami, wciąż, nieustannie pokonując przeszkody, pogłębiamy w naszej komunistycznej rzeczywistości atmosferę bezpieczeństwa i przyjaznego, wolnego od oceniania innych nastawienia w czasie zajęć i po zajęciach.

Czasem do głowy zastuka kabaretowy cytat, by „rzucić to wszystko i jechać w Bieszczady”;). Czasem przebiegnie przez synapsy mózgowe myśl, że pedagogika terapeutyczna to czysty heroizm i że do heroizmów to ja się z całą pewnością nie nadaję. W trudnych chwilach chce się zmienić zawód – w spokoju sprzedawać marchewkę,  parzyć aromatyczne kawy i herbaty, jeździć po świecie  dokumentując fotograficznie małe, codzienne cuda, badać zachowania dzikich kaczek, zająć się żmudną renowacją zabytków, zostać sekretarką lub uprawiać bezrobotność. Jednak gdy przychodzi czas żniw dojść można do wniosku, że droga, na którą się trafiło niby całkiem przypadkowo, dokądś jednak prowadzi mnie i wszystkich na tej drodze postawionych…Pozostaje zadać tylko nieco zatrważające pytanie „Dokąd dojedziemy tym naszym wesołym autobusem?”;)