Za ile da się połączyć?

Jednym z miejsc w Arequipe, które staramy się w miarę regularnie odwiedzać, jest lokutorium. „Nasze” znajduje się tuż przy Plaza de Espania. Nie więcej niż 5 min piechotą od Casa Don Bosco. Jest to miejsce, z którego tanio można połączyć się telefonicznie praktycznie z całym światem. Stawka do całej Europy jest jednakowa i wynosi 40 centów (40 groszy) za minutę. Przyznać musicie, że da się wytrzymać…

Wyposażenie wszystkich międzykontynentalnych budek telefonicznych jest jednakowe. W pomieszczeniu znajdują się od kilku do kilkunastu kabin o powierzchni 80 na 80 cm. Nie może zabraknąć też jednego biurka z komputerem. To miejsce zarezerwowane jest dla osoby kontrolującej czas rozmów, jednocześnie pobierającej opłatę za usługę. Lokutorium, z którego my korzystamy spełnia wszelkie normy, zarówno w kwestii wyposażenia jak i ceny połączenia – wspomniane 40 centów.

Potrzebowałem tego miejsca do załatwienia jednego z palących tematów, który nękał mnie od samego przyjazdu. Dnia pewnego, wstałem wcześniej niż zwykle. Po omacku zapaliłem światło w łazience. Porażony potwornym błyskiem 40 watowej żarówki, chwilę dochodziłem do siebie. Odzyskawszy wzrok zobaczyłem na przeciw mnie lustro. Krystalicznie czysty, szklany prostokąt zawieszony na kawałku sznurka. Swą nieskazitelną przejrzystość zawdzięcza mojej krwawicy. Gdy dnia poprzedniego wypełniając postanowienia małżeńskiej umowy, sprzątnąłem toaletę i nieopatrznie przetarłem je ścierką. Chwilę później spostrzegłem też swoją postać. Lekko przygarbione stworzenie o twarzy okraszonej dwudniowym zarostem i oczach w tym momencie sugerujących korzenie na dalekim wschodzie. Doprowadziłem się do porządku, wyprostowałem i przemówiłem w myśli:  „Czas najwyższy powiadomić władze uczelni o tym, że jestem w Peru i obrona mojej pracy dyplomowej może się nieznacznie opóźnić”.
W tym celu skierowałem swoje kroki do dobrze znanego mi miejsca, z którego zawsze dzwonimy. Niestety o tak wczesnej porze było zamknięte. Rozejrzałem się chwilę po pustej ulicy i natychmiast dostrzegłem kolejne lokutorium. Podchodzę do pani, która obsługuje, nauczony doświadczeniem ze straganów zaczynam rozmowę od ustalenia ceny:

Ja; Dzień dobry, ile kosztuje połączenie do Polski?
Pani; Na komórkę, czy stacjonarny?
Ja; Stacjonarny.
Pani; 40 centów za minutę.

Cena standard, można zaczynać. Zająłem miejsce w jednej ze środkowych kabin. Rozmowa trwała krótko i zakończyła się dla mnie pomyślnie. Pani w dziekanacie powiedziała, że takich panów jest więcej i da się to załatwić jednym pismem. Podniesiony na duchu wykonałem też rozmowę do domu rodzinnego. Rozmowy z Aliną i Janem są dla mnie dużym pocieszeniem. Ich podejście do życia daje duże prawdopodobieństwo, że za jakiś czas będą rozmawiali do tej samej słuchawki co w tej chwili ja. No może nie dokładnie do tej…

Ja; Chciałem zapłacić za drugą rozmowę.
Pani; 10 min, 8 soli
Ja; ???
Pani;…
Ja; Proszę Pani, na początku ustaliliśmy, że rozmowa do Polski kosztuje 40 centów…
Pani; Tak do Polski tyle kosztuje.
Ja; Przed chwilą dzwoniłem do Krakowa i tyle właśnie płaciłem, a teraz prosi Pani 80 za taką samą rozmowę?
Pani: Nie proszę pana. Przed chwilą dzwonił pan do Polski, a teraz dzwonił pan do regionu Suwałki. Proszę spojrzeć… (Tu pokazuje mi monitor komputera) i rzeczywiście operator tak ustalił: Polska 40, a Suwałki 80. I temat został zamknięty.

Wychowując się w Augustowie zawsze czułem, że mamy szlachetne sąsiedztwo. Nigdy jednak nie przeszło mi przez myśl, że suwalscy radni będą walczyli o niepodległość regionu. Sprawa wydaje się być poważna, skoro lobby miejscowych działaczy zaznacza odrębność obszaru w firmach znajdujących się na drugiej półkuli. I choć nie popieram takich inicjatyw, to cieszy fakt, że chłopaki próbują wypracować ekskluzywną markę.

Tomek