Boliwijski poranek

Dzieci wstaja bardzo wczesnie, zeby pozbierac sie do szkoly, przebrac i potem czekac dluuugo na sygnal do wyjscia.
Kazdy musi miec perfekcyjnie przygotowana garderobe, na ktora sklada sie bialy fartuszek, sweter w barwach szkoly, kokardka lub muszka w barwach szkoly, spodniczka lub eleganckie spodnie, eleganckie buty, biala koszula… Mnostwo detali, ktorych wymaga sie w szkole. A jesli ktos ma tego dnia lekcje wf-u, to zamiast tego wszystkiego zaklada specjalny dres w barwach szkoly, z jej nazwa, oraz szkolny podkoszulek.
Kiedy juz wszyscy sa w miare gotowi, pojawiam sie ja i zaczynam rozdawac dzieciom rzeczy, ktore maja przyniesc do szkoly. Przerozne sa to czasem cuda: od przyborow geometrycznych poczawszy, przez gwozdzie, slowniki, ksiazke „Byc doskonalym”, spirytus, instrumenty muzyczne (tradycyjne zmponie i anaty) i kalkulatory, na jajkach, ziemniakach, mace i kawalkach sera skonczywszy. No i drobne pieniadze, jakie codziennie potrzeba na ksero sprawdzianu (po 10 groszy srednio, bo nie ma zwyczaju zaplacic wczesniej woekszej kwoty za wieksza ilosc testow).

Dzieciaki tak sie po to zglaszaja, czasem im trzeba przypomniec, bo pamiec bywa zwodliwa. Tuz przed wyjsciem kazdemy trzeba tez dac recreo, czyli drugie sniadanie, a wlasciwie to jakiegos slodycza na przerwe. POdstawowka i gimnazjum czesto dostaje tez w szkole tak zwane „sniadanie szkolne” – przeznaczone dla wszystkich dzieci.

O godzinie siodmej trzeba wywalic z domu pierwsza grupe najstarszych dziewczyn ze szkoly „Jaime Mendoza”. Polega to na krzyczeniu w nieboglosy „JAAAAIMEEEE!!!!! DO ZOBACZEEEEEEEEENIAAAAAAAAAA!!!!”. Z reguly okolo 7.15 mozna gdzies dostrzec jakas licealistke, czego konsekwencja jest „Co ty tu jeszcze robisz??? Szybko, bo sie spoznisz!!!!”, ale biorac pod uwage boliwijskie luzne podejscie do czasu, z reguly nie powoduje to nawet przyspieszenia kroku.

PO opuszczeniu domu przez pierwsza grupe, zaczyna sie rozdawanie drugiego sniadania gimnazjalistom. I tu taka domowa zasada: zeby otrzymac recreo, trzeba najpierw pokazac chustke do nosa. Taki sposob na uczenie dzieci odpowiedzialnosci i dbania o swoje rzeczy . Po wyjsciu gimnazjalistow (zawsze ostatnia, zaraz przed dzwonkiem, wybiega szybko Maria) jest jeszcze troche czasu do wyjscia reszty. Regularniue dochodza wtedy glosy z sali, ze ktos kogos uderzyl, ktos nie chce sie podzielic klockami, a ktos inny kogos denerwuje. Przy tym niekiedy trzeba wyniesc malowanki i kredki. Czasem trzeba co chwile wyjmowac komus igle z ust (nie wiem skad wogole ten pomysl), czasem przypomniec o brakujacej kokardce, czy niemal codziennie odbyc dialog:
– Senorita! Za ile czasu wuchodzimy?
– Za 10 minut.
– To do ilu mam liczyc?
– 10 x 60. – i zazwyczaj zanim policza ile to jest, juz te 10 minut mija.

Po otrzymaniu recreo dzieci wychodza do szkoly, tylko czasem zdarza sie, ze ktos z niewyjasnionych przyczyn chowa sie w pokoju lub nie zamierza sie przwebrac. Kiedys uslyszalam od ktoregos chlopca, ze dziesiecioletni Ramon poszedl do pokoju i nie wyszedl do szkoly. Ide, patrze, faktycznie chlopiec siedzi za lozkiem i najwyrazniej nigdzie sie nie wybiera. A zeby wyjasnil o co chodzi to oczywiscie nie ma mowy. Chwycil mocno noge lozka i nic go nie ruszy. Koniec koncow poszedl, ale przeprawa trwala dluuugo i juz tracilam nadzieje.

Po odprawieniu wszystkich bialych szkolnych mundurkow, przychodzi kolej na niebieskie, czyli przedszkolaki. W tej chwili jest tylko dwojka: ALan i Efrain. Idziemy do pokoju, gdzie sciagam z wieszakow tysiac obowiazkowych elementow garderoby i probuje zachecic zainteresowane tysiacem innych rzeczy dzieciaki do przebrania sie. Na Efraina mocno dzialaja zawody, z reguly wygrywa z ALanem przebierajac sie jako pierwszy. A Alana chyba malo co obchodzi, zawsze znajduje sto innych rozrywek, a przebranie sie jest na ostatnim miejscu. Jego pasja zyciowa jest natomiast zapinanie guzikow i zakladanie paska. Choc zajmuje mu to cale wieki, zawsze slysze „Ja siam to zlobie!”.
Predzej czy pozniej zawsze proceder przebierania doprowadzamy do konca, uwienczajac go zalozeniem wielkiej granatowej muchy (ja bym sobie nie pozwolila czegos takiego na szyje dac…).

Podczas drogi do przedszkola mali Alan z Efrainem zazwyczaj nasladuja zolnierzy, wymachujac noga tak, zeby prawie dotknela glowy (Alan to mistrzostwo swiata!). Ostatnio znalezli sobie tez rozrywke w postaci wolania wnieboglosy kazdego dostrzezonego na ulicy policjanta czy zolnierza, robiac przy tym porzadny obciach. Efrain na szczescie skonczyl juz ze swoja poprzednia rozrywka, jak bylo machanie reka celem zatrzymania nadjezdzajacego trufi (malego busiku). Pojazd stawal czekajac az wsiadziemy, ja nie wie3dzialam gdzie sie schowac, a maly promieniejac radoscia stwierdzal: „Zatsimalem tufi!”.

Podczas jednej z moich ksztalcacych rozmow z przedszkolakami dowiedzialam sie, ze „Zolnierze lubia dzieci, ale nie lubia gringos, bo gringos porywaja dzieci.” Nie wiem na ile tlumaczenie piecioletniemu Efrainowi, ze ja jestem gringa i zadnych dzieci nie porywam odnioslo skutek. Kiedys natomiast jego siostra Jhovana pytala, czy kiedy robi sie zdjecie to sie czlowieka zabija. Zdizwilo mnie berdzo to pytanie, bo ona pierwsza zawsze ustawiala sie do zdjec. Ale otrzymalam wyjasnienie, ze to chodzi o innych gringos.

Po powrocie z przedszkola zjadam sniadanie i robie co akurat trzeba. Probuje tez siasc chwile z Liliana, ktora do szkoly nie chodzi, zeby choc troche probowac poczytac i policzyc, ale od kiedy nie chodzi do szkoly, to mam wrazeniem ze jej samej mniej na nauce czytania zalezy. Ostatnio tez malowalam kroliczka z papieru toaletowego w przedszkolu, na jakies przedstawienie kukielkowe. A w kazdy czwartek jedziemy po warzywa na mercado. Moim ukochanym Nisusiem podrozuje tez raz w miesiacu po gaz, przewozac za kazdym razem okolo 250 litrow tej substancji na pace (ktos wie, jakie w Polsce trzeba spelnic wymagania, zeby przewozic materialy latwopalne?).

Okolo dwunastej wychodze odebrac przedszkolaki, powoli zaczyna sie tez schodzic reszta towarzystwa (tutaj lekcje trwaja bardzo krotko). Czasem trzeba zerknac czy nie robia za duzego bajzlu w pokojach (zawsze robia…), czasem zagonic na obiad, otworzyc drzwi wciaz nadchodzacym dzieciakom. Takie codzienne zycie. Szkola-praca-dzieci-maz… SOrki, tego ostatniego jeszcze nie ma :)

Z pozrowieniami z kraju mundurkow i much wiekszych od dzieci(nie wiem po kiego grzyba w Polsce sie az tyle nad tym tematem dyskutowalo),

mierzej

PS. Ten ostatni niby zart to z poznej pory wynika… :)
Co do zdjec: ten drastycznie wygladajacy chlopiec z nozem to obrazek, jaki zobaczylam niedawno wiszacy w przedszkolu, w sali czterolatkow… Czemu ma sluzyc, nie wiem (i chyba wole nie…)

Procz tego sa zdjecia z chrztu w gimnazjum i takie tam.