Etiopia: „Wyścig”

Wyścig, to najlepsze słowo jakie znajduję na opisanie rzeczywistości w jakiej każdego dnia budzą się "dzieci ulicy".

Zdjęcie przedstawia chłopców w pełnym biegu, by jako pierwszym kopnąć piłkę. Nie myślą jeszcze w tym momencie o zdobyciu bramki, to niedościgniona dla nich mrzonka. Aktualny cel to zetknąć but, klapek, bosą stopę z tym pięknie okrągłym przedmiotem. Kiedy grałem z chłopakami w piłę, obserwowałem tę scenę i postanowiłem ją uwiecznić z prostego powodu. Obraz ten jest symbolicznym przedstawieniem ich życia. Wyścig po jedzenie, kawałek czegokolwiek jadalnego, by zagłuszyć pustkę żołądka. Wyścig po wodę. Zawody o to, kto zdobędzie skądś, jakoś, gdzieś niedziurawe ubranie, chociaż trochę ciepłe. Zmagania z zimnem. W porze deszczowej, która akurat nadeszła w Etiopii wraz z moim przylotem, temperatury spadają w ciągu dnia do 15 stopni. Nocą jest zimniej… Walka z ranami i ucieczka przed zakażeniem. Opatrzyłem dziś chłopakowi ranę wielkości kilku centymetrów, głęboką na pół. Sprawcą był drut, wystający gdzieś spod ziemi. Ot, jeden z wielu fragmentów miasta, które tak surowo wychowuje, a zarazem szczodrze potrafi obdarzyć. Chociażby kawałkiem dachu nad głową, podczas ulewy. Fragmentem ściany chroniącym przed wiatrem, resztkami ryby porzuconymi gdzieś przy drodze. Kupą śmieci, z których wprawne ręce potrafią zbudować wszystko. Miasto darzy, miasto karci. Ulica smaga drutem, ulica karmi.


Wyścig, zawody, zmagania, rywalizacja, walka. Rzadko między ludźmi. Bywa, że chłopcy walczą między sobą, kłócą się, przepychają, obrażają. To jednak rzadkość, bo przez większość czasu są dla siebie braćmi, kompanami w niedoli. Zupełnie bardziej wymagającym przeciwnikiem, z którym toczy się ta nierówna gra, jest los, środowisko w jakim się znajdują. Zmaganie z faktem, że rodzice zapomnieli, a urzędnicy skutecznie zapominają. Potyczka z chorobą, która atakuje przez otwarte rany, przez zimne powietrze, gołe stopy, czy wystawione na wiatr nerki. Walka faktycznie przybiera czasem obraz fizyczny. Chłopcy się biją. Nie jest celem zrobienie krzywdy, a przyczyną nie jest złośliwość. Zachodzi tu raczej potrzeba udowodnienia swojej wartości. Pokazanie siły. Walka kogutów, gdzie nie ma wygranych, ale jest prezentacja upierzenia i pazurów. Wyśmianie przez rówieśników, to najgorsza hańba i przegrana. Jeśli chce się pokonać tego potwora jakim jest ulica, trzeba przekonać samego siebie, że jest się do tego zdolnym. „Jestem na tyle silny, żeby przetrwać jeszcze jeden dzień. Sprawdzę moją siłę, zaczepię zaraz kolegę, czy dwóch” zdają się myśleć chłopcy. Nie chcę się bawić w domorosłego psychologa, piszę co widzę.


Ostatnie zdjęcie jest dla mnie podsumowaniem zjawiska jakie obserwuję i które spróbowałem opisać. Ta zawziętość, ten entuzjazm w biegu, te napięte do granic sił mięśnie i serce pompujące bez wytchnienia, pracują w biegu po piłkę. Co budzi mój dogłębny podziw i zadumę, tak samo, a może bardziej siły te wytężane są w wyścigu, by przeżyć jeszcze jeden dzień zmagań z rzeczywistością bycia „dzieckiem ulicy„.