Kurs przyśpieszony

Pierwszy miesiąc w Majes minął nam pod znakiem nauki. Poznajemy języki, kulturę, ludzi, a przede wszystkim uczymy się podejmowania kolejnych, nowych wyzwań. Jednym z nich jest dla nas prowadzenie oratorium, bo żaden z nas nigdy tego nie robił :)

Ktoś może powiedzieć, że nie jest to wielkie zadanie, bo raptem raz w tygodniu przychodzi tu grupka okolicznych dzieci. Wystarczy dać im piłkę i pozwolić wejść na trampolinę, żeby bawiły się doskonale nie nudząc, choćby przez 2 godziny! Jednak już od samego początku chcieliśmy czegoś więcej!

W pierwszym tygodniu zauważyliśmy, że grupa jest zbyt zróżnicowana wiekowo… Zabawa z przenoszeniem ziemniaków na łyżce (któż nie grał w nią przedszkolu?), dla młodszych okazała się zbyt trudna, a starsi nie chcieli się w nią bawić. Od tego czasu często dzielimy naszych podopiecznych na dwie grupy, w których działamy. Zaczęliśmy też coraz większą uwagę zwracać na to, aby gry było dostosowane do możliwości naszych wychowanków. Już wiemy, że nie chodzi o to, aby zorganizować fajną grę, która nas zadowoli, ale o to, aby trafić do dzieciaków. Uczymy się od nich przede wszystkim prostoty. Bo okazuje się, że wiele wymyślnych gier tutaj po prostu zawodzi, a najlepiej sprawdzają się te, które wydają się nam – starszym – nawet zbyt banalnie proste, aby mogły kogokolwiek zaciekawić :D

Kiedy cieszyliśmy się już z dość dobrze zrobionej części zabawowe dostaliśmy małego pstryczka w nos odnośnie części katechetycznej. Ze względu barierę językową przyzwyczailiśmy się do schematu – katecheza czytana przez chłopaków z internatu, a później wspólna modlitwa. Ponieważ trochę nas na początku zdziwiło, że spora część dzieciaków nie odmawia z nami nawet Ojcze Nasz, więc na to położyliśmy największy nacisk i co tydzień razem uczyliśmy się tej modlitwy. Formuła była bardzo dobra i skuteczna, ale chyba za bardzo się do niej przyzwyczailiśmy. Po ostatnim oratorium przyszedł do nas Miguel – jeden z wychowanków internatu – i zaproponował, żeby przygotować bardziej rozbudowaną katechezę. Ze Słowem Bożym, albo filmem ewangelizacyjnym! Jak dobrze, że przychodzenia do oratorium chłopaki z internatu nie traktują jak konieczności, ale chcą się czynnie włączać :)

Jacek