Zambia: Co słychać w Kazembe? Nasza misja rozpoczęta!
To niezwykłe - drugi miesiąc naszej misji- mojej i Izy, już za nami. Czas upływa nam tu niezwykle szybko, staramy się więc przeżywać każdą chwilę, każdą sekundę jak najpełniej się da, dziękując za ten niezwykły czas Bogu. Mamy absolutne przekonanie, że Niebo nad nami czuwa, i wspiera nas aby starczało nam sił na kolejne dni, tygodnie i miesiące naszej misji.
Jak minęły nam pierwsze dwa miesiące ?
Pierwsze tygodnie minęły nam na poznawaniu nowego świata i ludzi. Świata, który jest zupełnie inny niż nasz, ale jakże zachwycający! Przed wyjazdem niejednokrotnie słyszałyśmy słowa „Zakochacie się w Afryce!”. Tak, z całą pewnością nie były to puste słowa. Ja osobiście zakochałam się w Afryce. Skłamałabym jednak, gdybym napisała, że odnalezienie się w nowej rzeczywistości to czysta przyjemność pozbawiona różnych odcieni szarości i czerni. Każdego dnia pojawia się wiele różnych trudności, niedogodności i barier. Można by długo o nich pisać. Bariera językowa wciąż jest dla nas niemałym wyzwaniem. Co prawda dzieciaki z domu dziecka świetnie mówią w języku angielskim, ponieważ jego założycielami jest małżeństwo z Ameryki. Dlatego to my tutaj ulepszamy swój język angielski i mamy okazję osłuchać się z amerykańskim akcentem. Natomiast dzieci, które odwiedzają oratorium, najczęściej mają bardzo niski poziom języka angielskiego. Porozumiewają się w języku bemba, którego też staramy się uczyć i zapamiętywać te najczęściej używane słowa i zwroty.
Kolejną próbą sił, jest dla nas współdzielenie pokoju z lokatorami takimi jak: jaszczurki, nietoperze, myszy, robale i pająki, często o gigantycznych rozmiarach. Codziennie staramy się przypominać i uświadamiać sobie, że to my jesteśmy tu gośćmi i nawet jeśli się wzajemnie nie kochamy… Musimy nauczyć się wspólnie żyć i akceptować te niezwykłe stworzenia.
Rzecz jasna, dostrzegamy niesamowicie wiele różnic kulturowych, które wzbudzają w nas podziw i fascynację ale potrafią także być także na co dzień trudne i wzbudzać zakłopotanie czy frustrację. I dlatego właśnie gdybym była tutaj sama – bez Pana Boga i Matki Bożej w sercu – prawdopodobnie bardzo szybko pojawiłaby się w mojej głowie myśl „Mamo, chcę wracać do domu!”. Na każdym kroku odczuwam jednak niezwykłą moc modlitwy, która płynie od nas z Góry, dzięki ludziom z Polski, którzy wspierają naszą misję – mam tu na myśli nasze rodziny, przyjaciół, znajomych a także nieznajomych – anonimowych i cichych Aniołów Stróżów. Jeśli czytacie ten wpis – wiedzcie, że Pan Bóg dzięki wam i waszym myślom wznoszonym ku niebu czyni bardzo wiele dobra.
A teraz konkretnie, co takiego tu robimy?
Obowiązki Izy skupiają się wokół oratorium Don Bosco, jest ona odpowiedzialna za pracę z młodzieżą w tej placówce, a także za nauczanie języka angielskiego i religii w szkole stolarskiej. O swojej pracy Iza opowie więcej prawdopodobnie w kolejnym wpisie.
Do moich obowiązków należy głownie praca w domu dziecka – szczególnie pomoc dzieciom w doskonaleniu czytania i opanowywaniu umiejętności matematycznych. Jest to bardzo ważne tutaj – w miejscu w którym żyjemy, ponieważ klasy bywają bardzo liczne i nauczyciele nie są w stanie opanować z dziećmi często podstawowych treści. Zdobycie odpowiednich umiejętności szkolnych i wykształcenia jest najlepszą rzeczą, którą dzieci mogą tu osiągnąć. Pomoże im to zdobyć w przyszłości zawód lub np. otworzyć swój mały biznes (najczęściej handel lokalną żywnością), który pozwoli im się utrzymać i zapewni warunki do życia. Staram się być z dziećmi każdego dnia, słuchać ich pragnień, potrzeb i poświęcać im uwagę. Przed wylotem ciągle zastanawiałam się nad tym, co jeszcze zabrać… Jak wygospodarować miejsce w walizce, żeby przywieźć dzieciom jak najwięcej rzeczy, które mogą być przydatne, mogą sprawić im radość. A co sprawia im największą radość i jest najcenniejszą rzeczą, którą można dać ? Uśmiech, spojrzenie, zainteresowanie, czas, poczucie, że są ważni, że są kochani, że są wyjątkowi… I co najważniejsze, nie zajmuje to nawet 1 cm3 w walizce i nie waży nawet 1 grama! Wspaniałe odkrycie.
Dostaję więcej niż daję… Czy to możliwe?
Tak, to są fakty. Zdecydowanie uczę się tu wdzięczności. Uczę się dziękować Bogu za to, co mam. I teraz widzę, jak wiele dóbr Pan Bóg mi daje każdego dnia. Widzę teraz, jak rzadko do tej pory byłam wdzięczna i jak rzadko mówiłam Bogu „dziękuję”. Bo przecież to oczywiste, że mogę wybrać co zjem na śniadanie: Chleb? Owsianka? Może jajecznica? To nic nadzwyczajnego, że mam swój własny pokój z wygodnym łóżkiem, na którym porządnie mogę się wyspać każdej nocy. To naturalne, że mogłam skończyć szkołę, studia i zdobyć wykształcenie. A już największą oczywistością jest to, że z kranu leci czysta, ciepła woda, której zawsze jest pod dostatkiem. Czym się tu ekscytować? No właśnie jest czym! Większość ludzi mieszkających tutaj może tylko pomarzyć o takich oczywistościach, bez których my nie wyobrażamy sobie naszej codzienności. Mamy wszystko. Tak, z całą pewnością większość z nas ma absolutnie WSZYSTKO, co jest nam potrzebne do życia. A ciągle chcemy mieć więcej. Nigdy nie nastąpi dzień w którym powiemy; „TAK, teraz osiągnąłem szczyt swoich materialnych pragnień, teraz będę się z nich cieszyć i dzielić z innymi”. Zawsze chcemy więcej, więcej i więcej. Dobrze, że się rozwijamy, dobrze, że mamy wiele fantastycznych rzeczy, które ułatwiają nam życie i potrafimy mądrze z nich korzystać. Ale bardzo często nie potrafimy z nich się cieszyć. Nie potrafimy docenić tego, co mamy. Zapominamy o tym, że dla wielu ludzi to, co my posiadamy i uważamy czasem za niewystarczająco dobre, staromodne, do wymiany… jest szczytem marzeń człowieka, który żyje obok nas.
Marzę o tym, żeby nigdy nie zapomnieć o tych odczuciach, które mam teraz w sercu. Żeby praktykowanie bycia wdzięcznym i dziękowania za wszystko co mam, weszło mi w nawyk i stało się nieodłącznym elementem mojego życia, integralnym elementem mojej codzienności – zwłaszcza po powrocie do Polski. Myślę, że to emanowanie wdzięcznością może być kluczem do szczęścia, który nierzadko gubimy i sami nie potrafimy zrozumieć, dlaczego nasze życie jest smutne i szare i bezwartościowe. Tak, wiem. Może brzmi to banalnie, i ciężko w to uwierzyć, że może przynieść widoczne rezultaty. Ale warto spróbować!
Jak?
Codziennie wypisać na kartce trzy rzeczy, za które jestem Panu Bogu wdzięczny, którymi mnie obdarza i które pozwala mi przeżywać. Do dzieła!
Ślemy serdeczne pozdrowienia i dużo ciepła ze słonecznej Zambii. Przesyłamy także w stronę Polski uśmiechy nasze i naszych dzieci. Pamiętamy o Was w modlitwie i wciąż polecamy się waszym modlitwom, które czynią tutaj cuda!
Z wdzięcznością,
Ania