Podsumowanie…
Wielkimi krokami zbliża się lipiec, czas naszego powrotu do Ojczyzny po ponad dziesięciomiesięcznym pobycie i pracy tu, na placówce misyjnej w Majes w południowym Peru. Zostało nam kilka dni, powoli zaczynamy się pakować rozmyślając nad sensem naszego pobytu tutaj. A był to na pewno czas dla nas bardzo budujący. I chociaż czasem było ciężko, człowiek zadawał sobie pytanie: „co ja tu robię?”, to muszę napisać, że był to czas błogosławiony, zarówno dla naszego jeszcze młodego małżeństwa, jak i dla każdego z nas osobno. Pomijając korzyści wymierne, takiej jak np.: nauka języka czy poznanie pięknej kultury Peruwiańskiej, zyskaliśmy wiele więcej ze sfery duchowej. Wspólna praca dla naszych chłopaków, dzieci z oratorium, czy mieszkańców tutejszej dzielnicy ubogaciła nasze małżeństwo. Nauczyliśmy się współpracować ze sobą. Wspólne życie 24 godziny na dobę, podejmowanie decyzji to prawdziwa szkoła małżeńska, której w Polsce na pewno nie doświadczyli byśmy w takim wymiarze i tak krótkim czasie. Wiadomo, życie w Polsce nie jest łatwe, praca bardzo ogranicza życie małżeńskie. Ktoś mógłby nam zarzucić pewnego rodzaju ucieczkę od zwykłej, szarej codzienności. Może to i prawda ale podjęcie ryzyka takiego wyjazdu to trudna decyzja i bez modlitwy i Bożej pomocy taki wyjazd mógłby się okazać wielką porażką. Mimo ciężkich chwil, których także doświadczyliśmy tutaj to musimy powiedzieć że nasz pobyt tutaj ma sens. Dlaczego? Wszystko wyjaśnia jedne słowo: MIŁOŚĆ.
Czym Ona jest? Jest bezinteresownym DAREM. Tu rodzi się kolejne pytanie: Co takiego wielkiego daliśmy niby tym ludziom? Bo czy lekcje mechaniki lub angielskiego, pomoc na warsztacie, jednorazowe akcje dla ludzi z dzielnicy, organizowanie raz w tygodniu przez dwie godziny Oratorium dla dzieci czy tzw: opieka nad internatem to coś wielkiego, czym należy się chwalić? NIE. Tym bardziej nie, bo jesteśmy tylko ludźmi i popełnialiśmy wiele błędów w tym co robiliśmy. Nieraz człowiek w nerwach nakrzyczał, czasem przychodziły chwile normalnej słabości, w których najlepiej było by się gdzieś schować lub zwyczajne: „o jak mi się dzisiaj nie chce”. Jesteśmy zwykłymi ludźmi, jak każdy. Tak naprawdę sens tej Miłości, która jest Darem tkwi w OBECNOŚCI. Bo tak naprawdę nic wielkiego z rzeczy wymiernych po nas tu nie pozostanie. Liczą się tylko chwile spędzone razem z tymi ludźmi i poświęcony im czas. Ciężko nam oceniać czy udało nam się kogoś zbliżyć do Boga, bo przecież taki jest teoretycznie sens wyjazdu na misje. Ufamy że tak, ale nie to jest tak bardzo ważne. To może być tak naprawdę owoc Bożej Miłości. Tak naprawdę każda minuta poświęconego czasu dla tych ludzi ma sens. Taka jest nasza Miłość i robiąc zwykły bilans wspólnych chwil z naszymi chłopakami czy dziećmi z oratorium musimy powiedzieć, że więcej było tych lepszych, budujących zarówno dla nich jak dla nas. Tu nie chodzi o wielkie rzeczy! Tu chodzi o zwykłą, prostą codzienność przeżywaną razem z nimi a w niej o świadectwo Miłości. Resztę zostawiamy Panu Bogu ufając, że On zrobi z tym co trzeba.
Ale to jeszcze nie koniec. Podjęliśmy decyzję, że chcemy tu jeszcze wrócić. Widzimy że taka jest potrzeba i że to ma sens. Czas spędzony w Polsce chcemy poświęcić na organizowanie Niedziel Misyjnych w celu pozyskania środków na poprawę sytuacji naszej placówki w Majes. Mimo ciężkiej sytuacji są oznaki nadziei,że będzie lepiej. Wszystkich prosimy o modlitwę w intencji Majes oraz nas, aby owoce naszych misyjnych działań w przyszłości były jak najlepsze.
Do zobaczenia w Polsce:)