Etiopia: Suchar codzienny
Ile jest w naszej codzienności suchara codziennego? Zapraszam do lektury, odpowiedź znajdziecie w tekście. 😊 Opowiem o warunkach, w których żyjemy, siostrach, pracy i obowiązkach.
Otoczenie naszej misji jest przepiękne! Jest zielono, siostry uprawiają warzywa, które są naszym głównym pożywieniem a po naszym ogródku i terenie misji chodzą kaczki, króliki, kury,
krowy, mamy nawet żółwie! Co jakiś czas braknie prądu. Jednak kiedy zdarza się to w nocy, jest to super moment. Przepięknie widać wtedy ciemnogranatowe rozgwieżdżone niebo. Moim ulubionym miejscem jest… nasz balkon. Był częścią naszego pokoju od samego początku, ale dopiero niedawno odkryłam, że w odpowiednim momencie dnia, czyli wtedy, kiedy nie grzeje już słońce, idealnie nadaje się, aby na moment usiąść i cieszyć się chwilą, podziękować za przeżyty dzień, spotkanych ludzi, piękno, które nas otacza lub po prostu chwilę odpocząć.
Poza misją jest trochę inaczej. W porównaniu z naszym zielonym otoczeniem, miasto wydaje się być szaro-żółte, zakurzone i…suche. I tak rzeczywiście jest jeżeli zaobserwujemy naturę. Koloru i świeżości nadają miastu jednak ludzie, liczne stoiska targowe, spacerujące wśród nich zwierzęta czy liczne małe sklepiki umieszczone wzdłuż głównych ulic.
Na misji pracuje wiele osób: ochroniarze – bramy misji są zamykane na noc, ochroniarze czuwają przy nich cały dzień i noc; Gyrma, który wypieka pieczywo (pieczywo wypiekane na naszej misji jest rozdawane również mamom i dzieciom w feeding center – centrum dożywiania- oraz w szkole), panie sprzątające (za swoje pokoje i czystość w naszym „budynku” odpowiadamy sami, do sprzątania całej reszty jest jednak pomoc), Genale, która pomaga w przygotowywaniu obiadów. Taka sytuacja może wydawać się luksusem i być dla wolontariusza nawet pewnego rodzaju wyzwaniem. „Przecież jestem na misji, a misja to nie luksusy.” Tak właśnie myślałam na samym początku. Poznając jednak tutejszą rzeczywistość, odstawiłam na bok swoją próżność i cieszę się przeogromnie, że wszystkich tych ludzi mogę spotykać każdego dnia. Po pierwsze dlatego, że są to zawsze momenty pełne uśmiechu i życzliwych powitań i po prostu fajnie tak rozpoczynać dzień i mieć wiele ludzi dookoła. Po drugie i ważniejsze: dzięki misji osoby te mają zatrudnienie; mogą pracować, zarabiać i utrzymywać swoje rodziny.
Misja to siostry. Przedstawiając każdą z nich, chciałabym pokazać ile się tutaj dzieje.
Siostra Paola z Włoch jest dyrektorką szkoły. Działające tutaj placówki to: dwa przedszkola, szkoła podstawowa, szkoła średnia, college. Nie wiem dokładnie czy oba przedszkola i college wchodzą w skład placówek, którymi siostra „dyrektoruje”, ale na pewno ma obowiązki związane również z nimi. W Mary Help School (przedszkole, podstawówka i szkoła średnia) uczy się ok. 2000 uczniów. Do obowiązków siostry należy… po prostu wszystko co związane z funkcjonowaniem szkół! Za dużo tego, żeby wymieniać. Aby chociaż trochę nakreślić sytuację przedstawię jeden przykład – wyposażenie uczniów w podręczniki szkolne.
Nasza szkoła w związku z tym, że jest prowadzona przez zgromadzenie sióstr salezjanek zalicza się do szkół prywatnych. Oczywiście dzieci uczące się w niej należą do różnych wyznań, dzieci katolickie to zdecydowana mniejszość. Sam jednak fakt, że jest to szkoła „prywatna” sprawia, że rząd nie wyposaża naszej szkoły w podręczniki… Rodzin naszych uczniów na nie nie stać. Ciężko wyobrazić sobie naukę bez podręczników, ale to ma tutaj miejsce. Żeby zminimalizować liczbę uczniów, którzy podręczników nie mają, zorganizowaniem ich (jak zresztą co roku) zajęła się siostra Paola. Zakup podręczników jest bardzo kosztowny (w tej sytuacji mogłyśmy wesprzeć siostrę naszym dofinansowaniem w ramach programu Wolontariat Polska Pomoc) i skomplikowany logistycznie. Wyprawa po książki, podobnie jak po większość artykułów: środki czystości, materiały papiernicze, elektronikę, żywność – łączy się z podróżą do stolicy. Zakup podręczników oznaczał dla nas więc ponad trzy godziny podróży w jedną stronę i zapuszczenie się w odpowiednią… uliczkę. My mamy alejki super- i hipermarketów. Tutaj takimi alejkami są ulice odpowiedniej dzielnicy. W dzielnicy „zakupowej” (odpowiednik naszego marketu), caaała jedna ulica to np. elektronika, inna to środki czystości, jeszcze inna to właśnie książki i podręczniki, chociaż za tymi ostatnimi trzeba się mocno naszukać. „Sklepy” w większości przypominają bardziej stragany niż nasze markety. Nasza wyprawa po podręczniki zakończyła się sukcesem! Uczniowie szkoły średniej otrzymali podręczniki do geografii, historii, biznesu, matematyki, fizyki, biologii oraz ekonomii. Jeżeli chodzi o nasze obowiązki związane ze szkołą Mary Help School są to: nauczanie języka angielskiego w ramach dodatkowych lekcji english club w szkole średniej, pomoc uczniom w odrabianiu zadań domowych, pomoc nauczycielom w prowadzeniu dodatkowych zajęć sportowych – sport club oraz zajęć z rysunku – drawing club. W weekendy spotykamy się z uczniami w salezjańskim oratorium.
Dodatkowo na misji realizowany jest program dożywiania Food Preparation Program, który jest koordynowany również przez siostrę Paolę. „Tworem” naszej misji jest również Fashionet Store – sklep z ubraniami, torbami i innym rzemiosłem, które są tworzone przez uczniów i absolwentów collegu, kierunku fashion (moda). W tym miejscu zatrudnienie znajdują absolwenci naszego collegu.
Następną siostrą o której chciałabym opowiedzieć jest siostra Anita z Indii. Siostra Anita jest pielęgniarką i odpowiada za funkcjonowanie kliniki oraz Feeding Center. Razem z pielęgniarką Betty, codziennie przyjmują pacjentów, których nie stać na wizytę w szpitalu. Przychodzą tutaj też osoby skierowane ze szpitala, których nie stać na zakupów leków; tutaj otrzymują je za darmo. Drugi obszar pracy siostry Anity i Betty to feeding center. Do feeding przychodzą mamy z niedożywionymi i chorymi dziećmi. Dzieci, które zostają objęte opieką (tzw. feeding programem) są przyprowadzane do centrum od poniedziałku do soboty i spędzają tutaj cały dzień (od godziny około 8 rano do godziny około 15). Nasi pacjenci odwiedzają feeding tak długo, jak długo wymagają leczenia i dożywiania. Może to być kilka tygodni lub kilka miesięcy. Nasi podopieczni nie nocują w centrum. W związku z tym, że najczęściej są to mieszkańcy odległych wsi, na czas leczenia szukają noclegu w naszej miejscowości Zway. W sobotę wracają do swoich miejscowości, niedzielę spędzają w domu i wracają do nas w poniedziałek. Mamy przychodzą do Zway najczęściej pieszo. Dla niektórych jest to droga, która trwa nawet trzy godziny. Zapytałyśmy kiedyś skąd ludzie wiedzą o Feeding Center w Zway. Szukając pomocy, przychodzą po prostu do najbliższego większego miasta i na miejscu dowiadują się, gdzie mogą ją otrzymać. Jednorazowo w centrum dożywiania przebywa maksymalnie 25 mam z dzieciaczkami. Miałyśmy też sytuacje, że z młodszym rodzeństwem przychodziły starsze, kilkunastoletnie siostry. Matki były chwilę przed rozwiązaniem i przyjściem na świat kolejnego dziecka. Czasami przeszkodą w przyjściu kobiety stają się żniwa. Wtedy wszystkie ręce są potrzebne do pracy. Obecnie mamy też dwie babcie, które opiekują się swoimi wnukami. Najczęściej pacjentami są roczne lub kilkuletnie maluszki, ale zdarzają się też dzieci w wieku przedszkolnym. Nasz dzień w feeding wygląda następująco: po tym, jak mamy wykąpią rano dzieci, rozdajemy im pierwszy posiłek – lek witaminowy, chleb lub specjalne wysokoenergetyczne suchary oraz mleko. Po tym, jak dzieci zostaną nakarmione, prowadzimy dla starszych dzieci i mam zajęcia z prac manualnych lub zajęcia plastyczne. Młodsze dzieci spędzają ten czas na zabawie. Kolejny posiłek to faffa. Jest to wysokoenergetyczna papka wymieszana ze sproszkowanymi, suchymi liśćmi moringi, która ma wiele wartości odżywczych. Po faffie zaczynamy zabawy z dziećmi. To, co zarówno dzieci, jak i mamy, lubią najbardziej to tańce przy współczesnych etiopskich dźwiękach. W tym czasie mamy mają czas na pranie, kąpanie młodszego rodzeństwa (są takie, które przychodzą z dwójką lub trójką dzieci). Nierzadko niemowlaki lądują na naszych rękach, aby mamy mogły w tym czasie zająć się chwilę innymi pracami. O godzinie 12 rozdajemy kolejną porcję mleka. Zostajemy z naszymi podopiecznymi jeszcze chwilę, po czym idziemy na obiad. Po feeding chodzimy na zajęcia, które prowadzimy w szkole. Wracając po szkole na misję, po drodze często spotykamy „nasze mamy”, które skończyły na dany dzień swoją wizytę w centrum. Witając się z nimi serdecznie na ulicy, po tych zaledwie kilku godzinach rozłąki, czujemy się w Zway jak u siebie, jak w domu, jak na swojej dzielnicy.😊 Z siostrą Anitą łączy nas jeszcze kuchnia. To właśnie jej najczęściej pomagamy w weekendy przy gotowaniu.
Siostra przełożona to siostra Elza, która pochodzi z Etiopii i odpowiada za przedszkole, oratorium oraz opiekę nad wszystkimi naszymi zwierzakami.
Jest jeszcze siostra Scholastyka z Korei, która zajmuje się ogrodem oraz formacją dziewczyn, które myślą wstąpieniu do zakonu. Wśród dziewczyn znajdują się najmłodsze, które chodzą jeszcze do szkoły, ale chciałyby zostać siostrami. Mieszkają, uczą się i pracują razem z siostrami, aby poznać ich życie i móc zdecydować czy to na pewno ich droga. Oprócz tego mamy trochę starsze: Tigst, Megdes i Ainalem, które przeszły już drogę młodszych koleżanek i przygotowują się do tego, aby zostać siostrami w zgromadzeniu salezjańskim i wejść na kolejny etap, tzw. aspirantek. Na misji jest jeszcze aspirantka Monika z Sudanu Południowego, która ma za sobą wszystkie etapy wstępnej formacji i jest na drodze do tego, aby wstąpić do zgromadzenia. Siostra Scholastyka uczy dziewczyn języka angielskiego, gry na instrumentach, pomaga w formacji duchowej.
Jestem świadoma tego, jak bardzo się rozpisałam. Nasza placówka jest ogromna i działa na wielu, wielu polach. W związku z tym nasza codzienność z tytułowym sucharem ma tylko tyle wspólnego, że codziennie rozdajemy je naszym feedingowym dzieciom. Za każdym razem, kiedy dowiaduję się o tym, co jeszcze siostry robią, gdzie działają, pomagają, jakimi rzeczami się zajmują, myślę sobie: Ale jak? Kiedy?! Z takim ogromem tematów łączą się oczywiście liczne wyzwania, potrzeba wsparcia i pomocy. Robimy tutaj, co możemy, ale również Was chciałabym prosić o pomoc – otoczmy siostry i misję w Zway modlitwą. 😊 Na dziś to tyle, baka – etiopskie wystarczy! Do rychłego!
Projekt współfinansowany w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.