Wzdłuż, wszerz i w głąb
Dla spragnionych wieści z frontu robót: obecnie już z dwóch miejsc za naszymi oknami od rana dobiegają odgłosy kucia, piłowania, kopania. W plac budowy zamienione zostało bowiem stare boisko do koszykówki – na jego miejscu ma powstać nowe, z wytrzymałą nawierzchnią, oraz polem gry o wymiarach określonych przez oficjalne przepisy (czyli, ku naszemu zaskoczeniu mniejszym, niż obecne).
Zanim zacznie powstawać nowe boisko, skuwana jest stara nawierzchnia. Miejsca, w których pojawiły się rysy i spękania, zostaną dodatkowo wzmocnione zabetonowaną stalową siatką, co ma uchronić nową płytę przed podobnymi uszkodzeniami.
W przeciwieństwie do sanitariatów, które wznoszone są na uboczu, na tyłach hali sportowej, gdzie nikt niepowołany nie zagląda, wokół boiska codziennie chodzi i biega mnóstwo dzieci i młodzieży. Ogrodziliśmy zatem obszar prac malowniczą biało-czerwoną taśmą, musi jednak minąć jakiś czas, zanim potwierdzi się skuteczność tego rozwiązania
A jeszcze a’propos tych wymiarów: zmierzywszy obecne boisko, stwierdziliśmy że pole gry jest większe od tego, które mamy wybudować! (czyli od 15 x 28 m, według oficjalych wytycznych Międzynarodowej Federacji Koszykówki). Potraktowaliśmy to jako błąd (i to gruby) poprzednich wykonawców, dzięki któremu jednak sami mamy więcej miejsca budowanie. Po sprawdzeniu starych papierów okazało się jednak, że wymiary zostały dostosowane do netballa (15,3 x 30,6 m), jako że boisko miało być uniwersalne i służyć do rozgrywek obu dyscyplin. Jeśli czytają to fachowi znawcy sportu – sprawdźcie, prosimy i ewentualnie nas poprawcie
Co do sanitariatów – panujący tam początkowo kompletny chaos stopniowo nabiera pewnych kształtów. Robotnicy rozpoczęli wykopy pod fundamenty, w tej chwili praca postępuje więc, jak w tytule: „wzdłuż, wszerz i w głąb”. Na „wzwyż” musimy jeszcze poczekać.
Jednocześnie ciągle trwa żmudne usuwanie pozostałości z wyburzania – nie lada problemów nastręczył mangowiec, potężne drzewo, które niestety trzeba było ściąć (a wraz z nim dwie niewielkie palmy). Nawet po ścięciu bardzo trudne okazało się wyniesienie wielkich, grubych na ponad metr belek. Wezwany dźwig, który miał je przenieść ponad murem okazał się zbyt mały. Wytoczenie ich przez teren budowy, a następnie wąskim przejściem między budynkami – praktycznie niemożliwe. Nawet pocięcie ich na mniejsze kawały niewiele pomogło. Ostatecznie problem rozwiązał jeden z naszych gospodarzy, ks. Bonifas, który nakazał zwyczajnie zburzyć kawałek muru, tworząc w ten sposób prostą drogę do wyciągnięcia ich na zewnątrz. Decyzja naprawdę godna Aleksandra Wielkiego, każącego przeciąć węzeł gordyjski
Pozdrowienia z placu boju,
Kuba & Marcin
PS: A kto czytał „Akwarium” Wiktora Suworowa, przypomni sobie zapewne, jak daleko może zajść ten, kto nie boi się zburzyć kawałka muru