Wspomnienie z karnawału – bo w Boliwii wszystko ma swój czas

Mija drugi tydzień Wielkiego Postu a tu w Boliwii nadal nie zapomniano o karnawale. Obowiązuje tu tak zwana “hora boliviana” (tłm. godzina boliwijska) co oznacza, że jak się spóźnisz, to przecież nic się nie stało, nikt się nie będzie gniewał. Trochę czasu nam zajęło przyzwyczajenie się to tego zwyczaju.

Karnawał to bardzo ważne święto w Ameryce Południowej, jest dużo huczniej obchodzone niż Wielkanoc, dlatego też mimo okresu Wielkiego Postu w weekend, w niektórych miastach w kraju, można było uczestniczyć w pochodach. Co ciekawe, karnawał pierwotnie był pielgrzymką do Sanktuarium Virgen del Socavón. Pielgrzymi szli w przebraniach, które oznaczały z jaką intencją uczestniczą w pielgrzymce, tańcząc i śpiewając. W mieście Oruro, gdzie odbywa się największy karnawał w Boliwii, nadal podtrzymywana jest tradycja pielgrzymki do sanktuarium. Każda grupa uczestnicząca w pochodzie wchodzi do sanktuarium, gdzie otrzymuje błogosławieństwo od księdza.

Szkoły także czynnie biorą udział w przygotowaniach do karnawału, klasy przygotowują tradycyjne tańce trenując maszerowanie wokół parku w rytm tradycyjnej muzyki, granej przez orkiestrę. Dzieci uwielbiają tańczyć, taka jest tu tradycja, że już od najmłodszych lat przedszkolaki tańczą w korowodach na ulicach, później szkoły, kluby, znajomi, całe rodziny.

W większości miast, w dni, które przypadają główne atrakcje karnawału, szkoły są zamykane by wszyscy mogli uczestniczyć w zabawie. Tak też jest w Tupizie. Nasze dzieci miały wolne więc mogły także korzystać z zaplanowanych atrakcji, wyjść na chwilę z Domu Dziecka i bawić się z innymi dziećmi, aż miło było patrzeć.

Tradycją w okresie karnawału jest używanie pianki w sprayu i lanie się wodą, zupełnie jak u nas w lany poniedziałek, tylko że tutaj trwa to dwa tygodnie. Ludzie chodzą po ulicach ze sprayami w kieszeniach i balonikami z wodą w plecakach. Każdy może oblać wodą każdego i nie można się z tego powodu na nikogo obrazić. Wszystkie twarze były przystrojone w białą piankę i szerokie uśmiechy od ucha do ucha.

Tak więc zmienialiśmy ubrania bardzo często, bo nigdy nie było wiadomo czy któreś z naszych podopiecznych nie czeka za rogiem z wiaderkiem wody i czasem nam się dostawało. Przecież jak udało się oblać Señorite to było się czym chwalić!

Taką radość i beztroskę chciałybyśmy widzieć na co dzień na twarzach naszych dzieci. Niestety z tym bywa różnie, krzywdy, które ich spotkały, przez które znajdują się domu dziecka są głęboko wyryte w ich sercach.

Teraz w Wielkim Poście ruszamy ze zdwojoną siłą z odrabianiem lekcji, nadrabianiem zaległości i zajęciami dodatkowymi. Ćwiczymy z dziećmi angielski, robimy bransoletki i pudełeczka dla dzieci na ich małe skarby. Raczej nie ogranicza się tu tańców ani słuchania głośnej muzyki, nie słyszy się też o postanowieniach wielkopostnych, za to dzieci w każdy piątek uczestniczą w Drodze Krzyżowej.

Z Bogiem!

Beata