Boliwia: Odpust i półkolonia dla dzieci
Pod koniec listopada, w parafii św. Józefa Rzemieślnika w Kami, miał miejsce, po wielu przygotowaniach, treningach tanecznych, peregrynacji figury Matki Bożej, odpust parafialny w święto świętego Andrzeja. Czyli kiedy w Polsce obchodzono andrzejki, w górskiej, boliwijskiej wiosce świętowano z o wiele większą pompą.
Zaczęto od koncertu, trwającego prawie do białego rana. Wszyscy słuchali i tańczyli ochoczo pod sceną. W inny dzień obchodów miała miejsce parada. Od przedpołudnia aż do wieczora, tańcząc tinku, morenadę, salay albo taniec górników, ubrani w tradycyjne stroje, mieszkańcy Kami i okolicy przeszli od kaplicy w miejscowości Villa Hermosa, aż do kościoła parafialnego. Ja też miałem okazję wziąć udział w tych pląsach. Tańczyłem w jednej z grup wykonujących salay. Wieczory przed odpustem spędzaliśmy wspólnie ćwicząc poszczególne układy taneczne. Najśmieszniejsze było, kiedy co poniektórzy stojący przy drodze i oglądający paradę wołali do mnie i kibicowali mi, nie mogąc się nadziwić tańczącemu obcokrajowcowi. W inny dzień odbył się jeszcze przegląd grup tanecznych biorących udział w odpuście. Podczas odpustu miały miejsce także zawarcia sakramentu małżeństwa: pięć ślubów w towarzystwie kilku orkiestr i muszę przyznać, że tak uroczystego wstępu do wesela jeszcze nie widziałem.
Niedługo po skończonych uroczystościach, w Kami i w dwóch pobliskich miejscowościach rozpoczęła się półkolonia dla dzieci w ramach przygotowań do świąt Bożego Narodzenia, rok w rok organizowana przez parafię. Zajęliśmy się tym my: dwóch kleryków, którzy przyjechali z Cochabamby na ten czas, ja i jeden z pracowników parafii. Przy zajęciach z dziećmi pomagała nam młodzież mieszkająca w okolicy.
A jak wyglądał typowy dzień podczas półkolonii? Zaraz po śniadaniu rozdzielaliśmy się na dwie ekipy: jedna jechała do wioski Patiño, druga do Villa Hermosa. Jeden z kleryków i ja każdego dnia udawaliśmy się do tej drugiej. Rozpoczynaliśmy po godzinie dziewiątej wspólną modlitwą, z reguły było to Ojcze Nasz i Zdrowaś Maryjo, potem pomagający nam animatorzy uczyli dzieci pastorałek wraz ze specjalnymi tańcami do nich. Kiedy to skończyliśmy, rozdzielaliśmy się na grupki podzielone według wieku i wykonywaliśmy różne prace ręczne, kolorowanki, robiliśmy ozdoby na choinkę. Jeśli mieliśmy jeszcze czas, graliśmy w różne gry, czasem w wyrywanie marchewek, czasem w piłkę nożną, czasem w baba Jaga patrzy. Na koniec mieliśmy drobny poczęstunek dla dzieci i rozstawaliśmy się po końcowej modlitwie.
Około południa wracaliśmy na obiad do parafii i po nim ponawialiśmy to samo co w wioskach, tym razem dla dzieci mieszkających w Kami. Potem mieliśmy spotkanie z animatorami, omawialiśmy dzień dzisiejszy i planowaliśmy kolejne. Już pod sam koniec półkolonii wraz z młodzieżą, która nam pomagała, pojechaliśmy na wycieczkę do miasteczka Indepencji. A w Boże Narodzenie, na zakończenie, odbyła się msza dla dzieci, a po niej poczęstunek i wyczekiwane przez najmniejszych prezenty.
I tak z grubsza przeszliśmy przez czas Adwentu w Boliwii.