Wolontariusz popowrotowy: czy już wróciłaś do Polski?

Czy już wróciłaś do Polski?

To jedno z podstawowych pytań po powrocie, zaraz po: „Jak było?”. Lepiej nie zadawaj ani tego pierwszego, ani drugiego. Na pierwsze mogę odpowiedzieć: jak chcesz sprawdzić, to mnie uszczypnij i poczekaj, czy nie zniknę. A na drugie – dobrze, kropka. Jakie pytania, takie odpowiedzi… Ale o co chodzi w tym wpisie? Może o to, aby przybliżyć troszkę, że misje to nie tylko przygotowanie i pobyt na placówce, ale również powrót, dla niektórych trudniejszy niż sam wyjazd.

Do rzeczywistości najbardziej pomógł mi wrócić Bóg, który chciał mnie posłuchać i pomóc podsumować jakoś ten miniony czas. Było, minęło… Choć teraz jestem tu, to nadal misja jest dla mnie doświadczeniem żywym i bardzo ważnym w moim sercu. Tym doświadczeniem nadal żyję, z niego czerpię, ale już w trochę inny sposób.

Ludzie, którzy naprawdę chcieli posłuchać i którzy zrozumieli… To nie tak, że zaczynasz mówić i widzisz, że już wszyscy wrócili do swoich spraw. A ty? Wydaje mi się, że większość z nas musiało wejść w coś nowego, albo choć w części nowego – przecież nic przez rok nie jest zupełnie niezmienne. To „nowe” zawsze wiąże się z jakimś wysiłkiem czy trudem, ale myślę, że też bardzo często z łaską.

SWM!

Wiecie, to wielki skarb, że nie wyjeżdżasz ot, tak sobie, ale że przez cały ten czas towarzyszy ci wsparcie wspólnoty z Polski. Że jest ktoś, kto pamięta, dzwoni, pyta czy wszystko ok – ale z takim prawdziwym zainteresowaniem, bez powierzchowności. Co nie znaczy, że częste dzwonienie jest wskazane… Trzeba to wyczuć.

Ale miało być o tym, co po powrocie. Jest szkolenie „dla po-powrotowych”. Spotykamy się w gronie osób, które ostatni rok spędziły na misjach – dzielimy się sobą, naszymi doświadczeniami, uczuciami, tym co było, co jest, co będzie. I wspólnie oddajemy to Panu Jezusowi. On to może przemieniać i wykorzystywać tak, jak chce. Trochę serdecznego śmiechu, ale i trochę łez. Myślę, że był to czas bardzo cenny. Spotkanie z kimś, kto przeżył coś podobnego. I wiecie, że będąc w zupełnie różnych częściach świata można przeżywać baaardzo podobne radości i smutki.

Rozesłanie 2017

Spotkanie zakończyło się deklaracją konkretnego zaangażowania. Przepiękne w SWM-ie jest to, że każdy znajdzie coś dla siebie. Swoją działkę, miejsce, w którym będzie mógł dzielić się z innymi swoimi zdolnościami, talentami czy chociaż jakimiś staraniami. Bo radość i miłość dzielone z innymi zawsze zostają pomnożone. Warto ubogacać się nawzajem.

Ja chcę pisać bloga. Bo chcę się podzielić refleksją, że nasz wolontariat jest wspaniały, a ja dopiero powoli go odkrywam. O czym chciałabym napisać? Między innymi o tym…

  • jak wygląda niedziela misyjna od strony wolontariusza;
  • jak wielką radość może dać godzinna wizyta w biurze;
  • ile inspiracji może dać podróż na niedziele misyjną;
  • czy warto dawać świadectwo;
  • czy dzieci w Polsce są takie jak w Boliwii (może by tak przyjść na misyjne warsztaty rodzinne z Misyjkiem?);
  • jak nie zapomnieć o każdym z naszych kochanych dzieci (przecież służy temu ADOPCJA MIŁOŚCI – tu z Polski można je wspierać modlitwą!);
  • co jest urzekającego w zjeździe miesięcznym;
  • czy znasz jakiegoś niezwykłego wolontariusza, który żyje na wyciągnięcie ręki;
  • co to jest charyzmat św. Jana Bosko;
  • ile może dać uśmiech na ulicy.

Wspomniałam już, że na nowo pokochuję Salezjański Wolontariat Misyjny? Wymieniłam tylko kilka sytuacji, za które chcę wielbić Pana.

Tak, dzieje się u nas wiele. I dziękuję Panu Bogu, że mam gdzie wracać. Że jest miejsce, gdzie On mnie chce, gdzie odnajduje i prowadzi. A skoro to czytasz, to może Ciebie też tutaj chce?

Wiecie… Jak Bóg działa takie cuda, to nie da się tym nie dzielić! Dlatego zachęcam was, abyście przebyli ze mną podróż, w której te cuda dostrzeżecie. Lepiej jest widzieć dobro, niż zło. I być radosnym, bo… szatan boi się ludzi radosnych.

Nie dajmy się okraść z radości ewangelizacji!