Wolontariuszki z Boliwii: Jezu, ufam Tobie!

Większość ludzi, zarówno tych, którzy nie chodzą do kościoła widzieli kiedyś obraz Pana Jezusa Miłosiernego z napisem „Jezu, ufam Tobie”. Zazwyczaj nie mogę się przełamać, nie rozumiem, czy może nie czuję jak powinno się podchodzić do tak „sławnych” świętych rzeczy, aby nie był to tylko kult dla kultu, czy dla obrazu, czy tylko dla próśb. Ale czasem warto nie oglądać się na wszystkich ludzi, tylko spróbować skupić się na tym co JEZUS, co On nam chce przez to powiedzieć. I tak jedna niezwykła osoba przybliżyła mi słowa: „Jezu, ufam Tobie” i tak stały się one słowami, które powtarzam każdego dnia.

Każdy dzień przynosi coś nowego, często coś czego zupełnie się nie spodziewałam, a co dopiero mówić o planowaniu – boliwijski czas i życie zdecydowanie nie sprzyja planom… I to jest moment, w którym warto zapomnieć o sobie i być w tym momencie, którym jestem całym sercem, z radością, z ZAUFANIEM – że to jest wola Boża, że to się dzieje jest najcenniejszą chwilą jedyną, piękną i niepowtarzalną, że to czas do wykorzystania w 100%, bez myślenia za dużo jak i dlaczego.

Jak odnaleźć się w tym wszystkich zadaniach, które czekają? Do nich często nie ma wykształcenia, czy praktyki… Tu jest czas na naukę zaufania. Zaufania z radością, bez siebie, bez zmartwień. Bo co jest do stracenia w tym życiu, to tylko chwile. A będąc dla Niego nie ma co się przejmować, że wyjdzie niedokładnie, nieperfekcyjnie, czy śmiesznie. Nieważne. Jezu, ufam, że chcesz tak, a nie inaczej. Że jestem tu, a nie w innym miejscu dla Ciebie. Ja tylko chce włożyć moje całe serce- zabierz Panie wszystko, a daj mi tylko łaskę i Miłość, albowiem to mi wystarcza…

Poczuj się trochę jak ksiądz

Jednym z naszych zadań jest przygotowywanie modlitw wieczornych. Na początku śpiewamy piosenkę, później często czytamy Pismo Święte, w październiku mieliśmy czytanki Maryjne, na końcu mamy modlitwę do Anioła Stróża, którą znamy już na pamięć. Jednak zdaję sobie sprawę, gdy nie zadzwonię dzwonkiem to dzieci niekoniecznie będą pamiętać o tym, aby się pomodlić samemu. I zdaję sobie sprawę jak bardzo ważny jest to moment. A jednak wciąż niedoskonały… Bo chodzi nie tylko, aby powiedzieć formułki, ale aby w jakiś sposób przybliżyć ich do najlepszego Przyjaciela, do relacji naprawdę przyjaźni, Miłości i pokoju. Do relacji, nie do rytuału. I choć nie mamy wykształcenia księdza, ani katechety to modlimy się tak jak potrafimy. To Duch Święty mówi – warto przed modlitwą przeczytać sobie ten wybrany fragment po polsku (żeby na pewno zrozumieć) i obowiązkowo pomodlić do Ducha Świętego. A potem to już otworzyć się na to co dzieci mówią i pozwolić, aby Duch Święty podsumował to naszymi ustami, a czasem i ich ustami. I zostaje ufać…, że coś z Jego Słowa zostaje w naszych sercach.

Jak artysta

Niedawno odmalowali nam sale. Teraz już tylko brakuje je udekorować. Zaczęło się od biedronek i pszczółek z papieru na kwiatkach, później przybyło słońce, chmury, słoń, inne zwierzęta, ptaszki i pociąg na oknach. A największa radość jest wtedy, gdy mogę dzielić tą pracę z najmłodszymi, i gdy później oni mogą się chwalić – a to, to ja wycinałem, a ja to kolorowałem… Są zdolni. Trzeba tylko rozbudzić w nich duszę artysty. A na święta to dopiero było dekoracji wnętrz. Dwie sale do nauki, oratorium i jadalnia zapełniły się milionami ozdób – da się, da się otaczać pięknymi rzeczami, i da się je zrobić samemu. Trzeba tylko chcieć.

Muzyk

Brzmi podobnie jak artysta. No cóż, nigdy nie spodziewałam się, że będę grać na Pierwszej Komunii Świętej, a tym bardziej przygotowywać się piosenki jakieś 15 minut przed Eucharystią. Ale pan katechista był bardzo w porządku, pomógł, mówił, że jak nie znamy to możemy zmienić. Bo ja tylko grałam, a Arletka śpiewała – co ja bym bez niej zrobiła! Złoty człowiek. No i jakoś wyszło, nie umiem ocenić obiektywnie, bo ja grałam, ale to duża radość, że możesz czymś się podzielić z innymi.

Fryzjer

Każdego dnia. W każdym momencie. Nie mając sióstr zdecydowanie brakuje mi trochę praktyki, ale czego nie można się nauczyć od naszych starszych dziewczyn, one czeszą przepięknie, a do tego mocno i wygodnie. Tyle warkoczyków w bardzo różnych wariacjach. Przepiękne rzeczy. A, że mamy tu nie tak mało dziewczynek to wciąż doskonale się w sztuce czesania i to cenna, nowa umiejętność. Dobrze jest dodatkowo, gdy dziewczynki nie ruszają dużo głową, albo nie płaczą, bo boli..

Podnośnik ciężarów

Każdego czwartku robimy zakupy z Siostrą na mercado. Kupujemy warzywa i owoce dla całego domu (czyli ok. 30 osób) na cały tydzień. W związku z tym siatki z zakupami nie należą do najlżejszych. Ale można sobie wyrobić mięśnie, przy przenoszeniu ich przed budynek mercado. Bo stamtąd już łapiemy taksówkę, albo kogoś znajomego kto podrzuci nas do domu z kilkunastoma torbami. Ale zawsze znajdzie się jakaś okazja na coś ciężkiego – jakieś stoły, przenoszenie czegoś, przygotowywanie sali, przynoszenie ziemi.. Siła fizyczna jednak bierze się też trochę z psychiki, jak wierzysz, że dasz radę to masz milion razy większe szanse, że udźwigniesz, albo jak wiesz, że musisz..

Uczony

Bo przy odrabianiu zadań przyda się po trochę wiedzy z każdego przedmiotu. Najpierw po polsku, a potem w castellano. Budowa zdań i kreatywność, czytanie tekstu ze zrozumieniem, rysowanie, przyroda, matematyka i różne inne. Właściwie podobnie jak w Polsce, tylko czas sobie poprzypominać i odnaleźć właściwe podejście, aby odkryć zapał do nauki, do poznawania świata i do organizacji swojej pracy.

Złota rączka

Bo jak się zepsuje zabawka, książka, zeszyt, długopis, czy nie da się zakręcić kranu, albo odkręcić butelki, czy otworzyć ciastek, albo coś zupełnie innego to seńorita z Polski może by mogła pomóc.. Umiejętność użycia kleju, taśmy i różnych takich przyborów i dużo pomysłowości. Czasem są to rzeczy proste, a czasem takie, których nie mam pojęcia jak zrobić. Ale to co się da i wie to powinnam się angażować i nigdy nie zostawiać ich samym sobie. Bo „dając innym, coś się otrzymują, a siebie zapomniawszy, można znaleźć siebie”

Co więcej – czasem reżyser teatru, tancerz – to szczególnie wspaniałe w wykonaniu Arlety, kucharz, sprzątaczka, turysta…

Ach… Wyświetla mi tu ile mam słów, więc na koniec przykład Maryi.

Bo czasem jest trudno UFAĆ w nieznane. Ufać, nie rozumiejąc do końca, nie wiedząc po co i jak. Wydaje się, że Maryja miała łatwiej, bo przecież Jej powiedzieli, Ona wiedziała, że ma być Matką Boga. Gdybyśmy wiedzieli swoje powołanie tak jasno, że ktoś nam powie wprost kim mamy być (np. mamą dwójki dzieci i fryzjerką) to byłoby łatwiej. Tylko, że Maryi nie wytłumaczono jak ma to robić, nikt jej nie dał gotowej instrukcji, ani nie wytłumaczył dlaczego i po co. Musiała ufać. I wydaje się, że każdego dnia coraz bardziej ufać. Gdy rodziła Boga w jakieś zimnej, biednej grocie wśród zwierząt – czy rozumiała dlaczego Najwyższy rodzi się akurat tak? Gdy Jezus został w świątyni, a Ona z Józefem Go szukali – nie rozumiała, dlaczego cierpiała, na weselu w Kanie, wśród cudów, w czasie śmierci.. Ona to wszystko chowała w swoim sercu. I UFAŁA. Ufała Bogu w każdym momencie, niezależnie jak wiele z tego rozumiała i była prostą. Prostą, bo ufała, a nie myślała po ludzku.

 

I tu trzeba czasem się zamknąć, żeby usłyszeć i zobaczyć Boga. Zamknąć swoje swoje słowa i myśli i powtarzać te słowa z obrazu: „Jezu, ufam Tobie”. Powtarzać aż do skutku. Aż zgubię siebie i znajdę Ciebie.