Etiopia: Nowe kwalifikacje, czyli to czego uczysz się na misjach…
Nasza praca w szkołach i prowadzenie obozu dobiegło końca – teraz mamy więcej czasu na pomoc w ośrodku u sióstr. Dzieciaki na zakończenie szkoły otrzymały zeszyty i długopisy, a następnie z wielkim okrzykiem wybiegły świętować wakacje. Natomiast my z ogromnym bólem serca musiałyśmy się z nimi pożegnać. To był bogaty w doświadczenia, naukę i zabawę czas zarówno dla nich, jak i dla nas. Dla dzieci- bo nauczyły się jak z prostych rzeczy codziennego użytku można zrobić materiały do zabawy oraz rozbudziły swoją nieodkrytą dotąd kreatywność. Dla nas – bo na nowo zobaczyłyśmy, jak wspaniale jest rozbudzać w nich zainteresowanie i pasję, a przy tym widzieć na ich twarzach radość, zaciekawienie i zdumienie.
Poranki i popołudnia w ośrodku u sióstr stawiają przed nami zupełnie inne wyzwania niż szkoła. Rano często stajemy się tutaj pielęgniarkami czy fizjoterapeutkami pomagając pracownikom przy ich codziennych obowiązkach. Mamy wtedy okazję nabyć nowe umiejętności takie jak: zakładanie opatrunków czy prowadzenie najprostszych ćwiczeń rehabilitacyjnych, ale także pobyć trochę z pacjentami, którzy bardzo poszukują kontaktu z innymi osobami. Utrudnione jest to przez nasz brak znajomości języka amharskiego, czy innego lokalnego języka używanego w danym plemieniu. Czasem jednak wystarczy, że z kimś posiedzimy, przywitamy się, uśmiechniemy czy przejdziemy na krótki spacer pod rękę z pacjentem, gdy sam nie ma siły chodzić.
Popołudniami prowadzimy zajęcia dla dzieci znajdujących się na terenie ośrodka, które są tutaj ze względu na własną chorobę lub któregoś z członków rodziny. Organizujemy dla nich lekcje w klasie lub aktywności sportowe na zewnątrz. Jest to zadanie niesamowicie wymagające, ponieważ większość dzieci, z którymi przychodzi nam pracować nigdy nie chodziła do szkoły, w związku z czym nieznane jest dla nich zachowanie ciszy w klasie, czekanie na swoją kolej czy używanie przyborów szkolnych. Dzieci są również w różnym wieku od 2-13 lat, co sprawia, że dla każdego musimy przygotować coś zupełnie innego, albo dostosować zadanie do jego możliwości. Wygląda to trochę tak, że w jednym czasie musimy podać klej z ławki znajdującej się na końcu sali, przynieść kolorową kartkę, która akurat się porwała i w tym samym czasie powstrzymać jednego dwulatka przed jedzeniem kredki, a trzylatka przed wejściem na stół. W całym tym zamieszaniu, chaosie i krzykach w naszej sali jest wiele radości, szczęścia i ogromne pragnienie nauki. Albo może też po prostu miłości?