Feliz Navidad

Choć tradycje wigiline w Boliwi są inne niż w Polsce troszeczkę chcieliśmy dac dzieciom naszej tradycji. Z tego powodu z naszymi dziewczynami przygotowałyśmy krokiety dla wszystkich. Oczywiście z mięsem na wigilię, aby pogodzić Polskę z  Boliwią. Choć ta kolacja nie jest tak ważna jak u nas w kraju, to nakryłyśmy stoły obrysami, połączyłyśmy je w całość, położyły malutkiego Jezuska i świece. Przygotowana była biblia i puste miejsce przy stole. Dlaczego zatem wszystkie miejsca były zajęte?Nagle przy kolacji zauważyłam, że nie ma wolnego miejsca. I czy na pewno dobrze policzyłam ile mamy dzieci, bo sporo pojechało na święta do swoich rodzin. A więc dodatkowe nakrycie zostało zajęte przez sześciolatka imieniem David. Przecież ja sama go zaprosiłam do jadalni ze wszystkimi dziećmi. Tego chłopca którego zobaczyłam jak chciał pożyczyć rowerek. Tak ten nowy usmiech nie zajął tylko miejsca przy stole, zajął także miejsce w sercu, to nasze nowe dziecko. Nowe dziecko które zjawiło się wraz z Bożym Narodzeniem.

A  w sam wieczór wigilijny kiedy to już po zjedzonych krokietach i wypitej tradycyjnej czekoladzie odpoczeliśmy chwilkę, przygotowaliśmy się do wyjścia na plac przed kościołem. Tam o godzinie 22 rozpoczeły się jasełka. Na polu z ogromna szopką, z kozami zamiast baranów i prawdziwym niemowlakiem. Po obiejrzeniu występu zaplataliśmy z naszymi dziećmi warkoca. To znaczy na postawionym wysokim palu były przyczepione długie kolorowe sznurki, dzieci w rytm muzyki tańczyły w około trzymając w rekach końce sznurków, a one zaplatały na palu przepiękne warkowe, jeden po drugim, tak zakończyły się pokazy przed pasterką. Msza o półnowy nie jest tak tradycyjna w Boliwii, aczkolwiek występuje i w tym roku tak właśnie była.

Kiedy nastało nas Boże Narodzeni oczywiście była msza święta i wspólny obiad po którym dzieci szukały pood choinką  swoich prezentów, a następnie adorowaliśy. I tytaj pytanie co znaczy adoracja? kto zgadnie? A więc tutaj chodzi o taniec. Przy muzyce w parach tańczy się przed szopką. Para za parą zbliża się do szopki po czym ukłon, znak krzyża i wracamy na koniec i raz kolejny innym krokiem za każdym razem wyznaczanym przez pierwszą parę. Też po południu na sali na parafii była zoganizowana identyczna adoracja. A więc nie przez modlitwę, ciszę, śpiew lecz taniec adorowaliśy dzieciątko Jezus.

A samo dzieciątko jest bardzo ważne. Jak to na święta do kościoła trzeba było przynieść figurkę dzieciątka, albo całą szopkę. Mały Jezusek przynoszony w koszyczkach, albo i czasem dwie lub trzy figurki razem w koszyczku jakby jedna miała być za mało. I się jeszcze przyznam że bardzo brakuje mi śpiewania kolęd i tego że słychać je z każdego zakątka.

To tak po krótce o naszych świętach, o mieszańce tradycji i o tym, że dostałm najlepszy prezent na świecie. Uśmiechy wszystkich dzieci i ich uściski to najcudowniejsze co mogłam dostać.

Bardzo świątecznie was pozdrawiam,

Ewelina Węgrzyn

Tupiza, Boliwia