Peru: Jak spakować się na rok?
Sztuka pakowania
Każdemu z Was zdarzyła się pewnie jakaś przeprowadzka. Mi również. Kompletowanie rzeczy potrzebnych w podróży też nie jest mi obce. Był taki czas, że ze względu na pracę w delegacji, przez wiele miesięcy praktycznie nie rozpakowywałam walizki, tylko raz w tygodniu wymieniałam w niej ubrania, książki, czy uzupełniałam kosmetyki. Potrafię też spakować się tak, żeby rzeczy potrzebne na miesiąc nosić przez ten miesiąc na własnych plecach. Mam swoje sprawdzone patenty i myślałam, że jestem w tym całkiem niezła. Ale spakować się na rok?! To jednak wyzwanie.
Bo, mimo że limit bagażu jest całkiem spory, okazuje się, że chodzi chyba o coś więcej, niż o zwykłe zapełnienie walizek. Ta, wydawałoby się, prozaiczna czynność, może być doświadczeniem, które mówi nam wiele o nas samych. Bez czego nie wyobrażam sobie życia przez rok? Co zostawiam bez żalu, a z czym najtrudniej mi się rozstać? Jak bardzo jestem przywiązana do rzeczy i dlaczego akurat do tych, a nie innych? Na co wykorzystać ostatni kilogram bagażu? Takie pakowanie to prawdziwa sztuka – sztuka wyboru, a więc i sztuka rezygnacji. Można by wręcz pokusić się o stwierdzenie: „powiedz mi, co pakujesz, a powiem ci, kim jesteś”. ;)
Zdążyć przed odlotem
Często zostawiałam pakowanie na ostatnią chwilę. Nieraz zarwałam noc przed wyjazdem, szukając potrzebnych rzeczy, lub dopinając ostatnie sprawy. Tym razem postanowiłam przemyśleć i zaplanować wszystko z wyprzedzeniem (nie tylko dlatego, że wyjazd jest w nocy). Jesteście ciekawi, co koniecznie trzeba zabrać na misje? Oto moja lista:
- Krzyż misyjny – żeby na co dzień pamiętać, po co to wszystko.
- Otwarte serce, otwarty umysł i bardzo dużo ciekawości – żeby każde nowe miejsce, każdą nową osobę i każde nowe doświadczenie potraktować jak prezent i wielką przygodę, ale też jako zaproszenie do dzielenia się sobą – dać się im zadziwiać, zachwycać i uczyć, a przy tym pytać zawsze, co mogę zostawić od siebie.
- Całą siebie – z tym, co myślę, co jest dla mnie ważne, co potrafię i wiem, ale też ze świadomością, czego nie umiem i co mi nie wychodzi – żeby móc być wdzięczną za jedno, zawierzyć Bogu drugie i wszystko dobrze wykorzystać.
- Dużo miłości do… siebie – bo żeby podawać rękę drugiemu człowiekowi z szacunkiem, z delikatnością, wyrozumiałością i z uśmiechem, trzeba też umieć podać ją samemu sobie.
- Jedno dziecko – to, którym byłam i którym nadal jestem – z jego prostotą, naturalnością i fantazją. Bo jak inaczej dogadać się z dziećmi? Albo zwyczajnie nie zwariować? ;)
- Cały tłum ludzi, dzięki którym jestem tym, kim jestem i tu, gdzie jestem – tych, którzy mnie wychowali, uczyli, inspirowali i wspierali przez całe moje życie. Bliskich, którzy byli przy mnie przez lata i tych, którzy pojawili się na chwilę, żeby (często nieświadomie) wykonać jeden gest, czy powiedzieć lub napisać jedno zdanie, zapadające w serce – chcę, czy nie, i tak zawsze noszę Was przy sobie <3
- Całe morze cierpliwości – w tym samym celu, co punkt 5.
- Dużo pomysłów na to, co robić z dzieciakami, żeby mogły się cieszyć, uczyć i rozwijać.
- Domknięte sprawy z Polski – zwrócone rzeczy, wyjaśnione nieporozumienia, pożegnani przyjaciele, wypowiedziane ważne słowa, przekazane informacje, posprzątany pokój… – żeby wyjeżdżać ze spokojem.
- Widoki z polskich gór – żeby nie zapominać, że jest jeszcze więcej powodów do powrotu!
- Parę smętnych melodii – do nucenia, kiedy latynoskie rytmy wyjdą mi już bokiem.
- Jeszcze więcej Polski – na zdjęciach, pocztówkach, w słodkich albo hermetycznie zapakowanych produktach regionalnych – żeby móc się nią podzielić z tymi, którzy przyjmą nas u siebie.
- Kapelusz, krem z filtrem i rosyjską literaturę na podrównikowe upały oraz inne ulubione i najpotrzebniejsze w pracy egzemplarze z biblioteczki, „które można unieść w pamięci”* (na szczęście również cyfrowej!).
- Pokaźną apteczkę i nadzieję, że nic się z niej nie przyda.
- Trochę ubrań na co dzień, trochę podstawowych kosmetyków oraz kilka bardziej wyszukanych ciuszków i coś do makijażu, żeby nawet na pustyni od czasu do czasu się wystroić (dziewczyny rozumieją).
Sztuka odpuszczania
Czy, patrząc na tę listę, mogę powiedzieć, że jestem już gotowa? Nie za bardzo… Ale chyba wcale nie o to chodzi, żeby czuć się gotową na 100%, tylko o to, żeby zrobić tyle, ile się zdoła, a swoją niegotowość oddać Panu Bogu, który zapewnia: „wystarczy ci mojej łaski”**. Pozwolić jemu zatroszczyć się o resztę i po prostu ruszyć w drogę.
Co się przydało, czego w ogóle nie wyjęłam z walizki, a czego mi zabrakło, okaże się już za rok! Tymczasem raz jeszcze dziękuję Wam za wszelkie wsparcie i wielkie serce, jakie okazaliście w czasie naszych przygotowań do wyjazdu nam – wolontariuszkom i tym, do których jesteśmy posłane. Nadal polecamy się waszej pamięci i modlitwie.
* Stanisław Barańczak „Jeżeli porcelana, to wyłącznie taka”
** 2Kor, 12, 9