Rozesłanie misyjne okiem wolontariuszki!
Co czuje wolontariusz, który otrzymuje krzyż misyjny? Dlaczego w czasie majowego zjazdu wolontariuszy jest tyle hałasu? Czego można nauczyć się podczas spotkania miesięcznego? Odpowiedzi na wszystkie te pytania w relacji Eli:
„Idźcie na cały świat i nauczajcie wszystkie narody” [Mt 28,19]
6 maja rozpoczął się kolejny, a jednocześnie wyjątkowy, zjazd wolontariuszy Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego. Czas ten spędzaliśmy w dużej mierze wraz z dziećmi i młodzieżą, która przybyła na coroczne Savionalia, Inspektorialne Święto Młodych, przebiegające pod hasłem „Miłosierni jak ON”. Było dużo hałasu, radości, zabawy, a w to wszystko wpisywała się modlitwa.
Spotkanie rozpoczęliśmy modlitwą za Anię i Beatę, które pracują na misjach w Peru. Sobota była intensywnym dniem dla nas wszystkich. Każdy uczestnik zjazdu mógł wziąć udział w jednym z całodniowych warsztatów. Naładowani energią angażowaliśmy się w ramach zajęć „Mega aktywne metody dla mega liderów”, by w ich trakcie rozpętać niezłą „burzę mózgów”, rzucić się w wir symulacyjnych gier i nauczyć się aktywizować tych nie za bardzo zaktywizowanych. Na warsztatach pt.: „Wystąpienia publiczne” towarzyszyła nam kamera i nie zabrakło cennych wskazówek, które nawet z nieśmiałego osobnika, zrobią mówcę wielkiego formatu. Niektórzy postanowili powalczyć ze swoim stresem na warsztatach „Jak skutecznie radzić sobie ze stresem?”. A może praktyka i wykonywane ćwiczenia wykorzystają, by pomóc innym w radzeniu sobie z takim problemem? Po warsztatach przyszedł czas na panel dyskusyjny „Miłosierdzie dla samego siebie”. Jak się okazuje bycie miłosiernym dla siebie samego może okazać się nie lada wyzwaniem i rzeczą o wiele trudniejszą niż bycie miłosiernym w stosunku do naszych bliźnich. Należy jednak pamiętać, że miłosierdzie to pochylenie się – nad naszymi braćmi, siostrami, nad sobą samym. Po ciekawym spotkaniu odbyło się nabożeństwo plenerowe, a po nim koncert zespołu La Pallotina. Trzeba przyznać – dali czadu! Aż Aniołowie niebiescy pewnie się zlecieli, bo tyle było radości i hałasu, a to wszystko na chwałę Pana. Potem zrobiło się już bardziej refleksyjnie. Członkowie wolontariatu w kaplicy mogli wysłuchać świadectw osób wyjeżdżających w tym roku na misje w różne części świata. W niedzielę Ci sami wolontariusze otrzymali krzyże misyjne i błogosławieństwo podczas uroczystej mszy świętej.
Taki to właśnie był zjazd. Trochę refleksyjny, trochę poważny, trochę szalony, a na pewno niezapomniany – szczególnie dla mnie, bo pisząc te wszystkie słowa czuję zawieszony na mojej szyi drewniany krzyżyk, na który tak czekałam, z którym już wkrótce wyruszę na inny kontynent, który będzie towarzyszyć mi w pracy, w mojej misji, będzie przypominać mi i innym wolontariuszom, że jadąc na cały świat przede wszystkim mamy dawać świadectwo swojej wiary, a niezależnie od wszystkich trudności Pan będzie z nami.