Przystanek Ghana

Kochana Anku!

Minął kolejny miesiąc w Polsce, choć śniegu jeszcze nie widać, to wszyscy wyglądają w prognozie pogody, kiedy nadejdzie ten dzień. Tymczasem, kiedy wyjmuję z szafy coraz cieplejsze swetry, skarpety i czapki, myślami ląduję w Afryce, w Ghanie, w Sunyani, gdzie zaczynał się właśnie harmatan. Nocne chłodne, a za dnia lał się żar z nieba. Wtedy trudno nam było pojąć, że nie zobaczymy śniegu w święta, choć i temu udało się zaradzić, dzięki przesyłce z Polski, w której odnalazłam puszkę sztucznego śniegu – bananowiec wyglądał przepięknie w tej białej szacie. I choć takie wspomnienia, urywki przeszłości wracają za każdym razem, kiedy spojrzę choćby na album ze zdjęciami, to szczególnie żywo powraca nasza Ghana, kiedy mówię o niej głośno.

Masz całkowitą rację, że Kraków z Poznaniem ani na kilometr nie zmieniły dystansu, jednak pewnego wieczoru udało nam się spotkań z przechodniami, którzy w swojej codziennej podróży zatrzymać się razem z nami na PRZYSTANKU GHANA. W niedzielny wieczór (27.11) spotkaliśmy się w ArteFakt Cafe przy ulicy Topolowej. Frekwencja była większa, niż mogłabym przypuszczać. W tłumie, naprzeciw którego stanęłyśmy, widać było znajome twarze, ale nie tylko. Spora grupa przybyłych, to uczestnicy festiwalu Travenalia, również zaproszeni na spotkanie. Po rozłożeniu całego sprzętu, poprawianiu kabli, zdjęć i ustawieniu kanapy, by niektórym się jeszcze wygodniej siedziało, rozpoczęłyśmy podróż w czasie…

Najpierw mapa, potem kilka słów wstępu i zaprosiłyśmy wszystkich, by zajrzeli do naszego Sunyani, poznali chłopaków, historie niektórych z nich, a w tym wszystkim przeplatającą się i naszą – Ghana 2010/2011. 365 dni w kalendarzu nie mijało ani za szybko, ani zbyt wolno, a ta sama historia opowiedziana w 90 minut to krótko czy długo? Na to pytanie mogą się wypowiadać tylko słuchacze, którzy uśmiechali się na widok Tiny, która pochodzi z Bolgatangi, którzy z przyjemnością widoczną na twarzach słuchali o tym, że „it’s always more fun to share with everyone”. No ale wcale nie inaczej zareagowali, kiedy pojawiła się na ekranie prezentacja, a w głośnikach słychać hity ghańskie i nie tylko – tupali do rytmu, no ale dlaczego się dziwić, skoro „it’s time for Africa!”.

Znasz każdą z opowiedzianych tego dnia historii na pamięć, znasz je, bo byłaś ich częścią. Ci, którzy dotarli tego dnia na Topolową, stali się również częścią tej historii, bo czy naznaczyłyśmy jej koniec wylotem z Ghany? Mam wrażenie, że nie, tym bardziej, że ilekroć opowiadam te same zdarzenia, albo przypominam sobie kolejne, wspomnienia stają się żywe, nawet nie z wczoraj, ale z dziś. Kiedy w drzwiach słyszę Philipa czy Petera, proszących o kolejne plastry, a po południu wybierzemy się do Zongo, odwiedzić naszych małych przyjaciół.

Wizyta na PRZYSTANKU GHANA dobiegła końca, każdy spojrzał na rozkład jazdy i ruszył w swoją stronę. Każda rzecz ma przecież swój czas.
Agucha

PS. Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! (Mk 16, 15)