Peru: Pujamek – czyli witajcie w plemieniu Awajún
Przenieśmy się na chwilę do miejsca, gdzie czas płynie inaczej, nieśmiały uśmiech znaczy więcej niż tysiąc słów, a radość ze spotkania z drugim człowiekiem jest bezcenna. Przenieśmy się do Atahualpa (czyt. Atałalpa), gdzie żyją indianie z plemienia Awajún (czyt. Ałachun). Właśnie tam towarzyszyłyśmy ks. Józefowi Kamzie SDB w jego wizycie duszpasterskiej. W Athaualpie spedziliśmy tydzień. Jest to mała wioska położna na brzegu rzeki Apaga. Awajunowie rzadko mieszkają we wspólnotach, najczęściej łączą się rodzinami. Ze względu na swoją waleczność i niezależność ciężko im współpracować.
Tydzień w krainie Awajunów był dla nas niezwykłym doświadczeniem. Na początku przywitała nas ogromna ilość much, która szybko sprawiła, że zamieniłyśmy się w biedronki ;). Natomiast ok. godziny 20 byłyśmy już schowane pod moskitierami ze względu na niedające nam spokoju komary i inne latajce stworzenia, które widziałyśmy pierwszy raz w życiu. Prawie przez cały nasz pobyt towarzyszył nam deszcz, a na usta nasuwał się tekst: „Ciagle pada” ;).
Przede wszystkim najważniejszy był kontakt z drugim człowiekiem. Oczywiście my miałyśmy więcej kontaktu z młodym pokoleniem, które z dużą dozą ciekawości połączoną z odrobiną nieśmiałości przychodziło do domu, w którym przez ten czas mieszkałyśmy, aby nas poznać. Niektóre dzieci zaglądały tylko przez szpary, a gdy wychodziłyśmy, by zaprosić je do wspólnej zabawy, uciekały. Była to dla nas ogromna zmiana w porównaniu do San Lorenzo, gdzie dzieci garną się, by uczestniczyć w zabawie. Domino zdobyło pierwsze miejsce jeśli chodzi o gry, mogliśmy grać bez końca. Gdy kończyło się światło dzienne kontynuowaliśmy przy blasku latarki.
Przy okazji uczyłyśmy się też słów w języku awajún, dzieciaki robiły to z wielką chęcią i odpowiadały na niekończące się pytania: „A jak w awajún mówi się głowa, ręka itp?” Najbardziej przydatne słowa to pujamek (czyt. puchamyk – tłm. cześć, jak się masz) oraz wasumka matasam wakiam? (czyt. łasumka matasam łakiam – tłm. chcesz grać?) Najmłodsi dopiero uczą się hiszpańskiego, więc wyposażone w te dwa zwroty mogłyśmy kontynuować.
W niedzielę było trochę więcej czasu na lepsze poznanie wioski i zabawę. Po godzinnym spacerze rozegraliśmy mecz siatkówki z nauczycielami i młodzieżą z miejscowej szkoły. Oczywiście nie mogło zabraknąć piłki nożnej. W czasie, gdy ks. Józef strzelał gole na boisku, my prowadziłyśmy zabawy z chustą Klanzy. Na początku dzieciaki nie za bardzo wiedziały z czym to się je i były bardzo nieśmiałe, ale pod koniec nikogo już nie trzeba było prosić by wszedł na albo pod chustę. Najchętniej robiliby obie te rzeczy równocześnie. Podczas zabawy można było zaobserwować zaciętość i waleczność już u najmłodszych.
Może powinnam od tego zacząć, ale mówią, że najlepsze zostawia sie na koniec. Więc niech tak będzie. Przez czas naszego pobytu w Atahualpie w kaplicy odbywały się Msze święte, wspólnie mogliśmy spotkać się z Jezusem i zostać napełnieni Jego Słowem. Ks. Józef prowadził spotkania z animatorami, którzy prowadzą niedzielną Liturgię Słowa przez resztę roku. Następna wizyta najprawdopodobniej dopiero za rok. Rok bez Eucharystii, nie potrzafię sobie tego wyobrazić. Wiele razy o tym mówiłam, będąc jeszcze w Polsce, ale mówić a zobaczyć i doświadczyć to dwie różne rzeczy. Przeprowadziłyśmy też katechezy dla młodzieży przygotowywującej się do Pierwszej Komunii Świętej. Był to czas, kiedy mogliśmy się wspólnie pomodlić i dowiedzieć, jak bardzo Chrystus nas kocha, zostając z nami w sakramencie Eucharystii. Odbyły się też spotkania dla młodzieży, prowadzone przez ks. Józefa, których tematem była MIŁOŚĆ, miłość pisana przez wielkie M. Miłość, która jest cierpliwa, łaskawa, nie zazdrości i nie szuka poklasku.
Tydzień spędzony w Atahualpie był bardzo intensywny, czas płynął nieubłagalnie szybko i nawet się nie oboejrzeliśmy i już trzeba było się pożegnać. Zobaczyłyśmy zupełnie inne życie, o wiele trudniejsze i biedniejsze niż w San Lorenzo. Mogłyśmy również zobaczyć jak wygladają typowe domy plemienia Awajún, których coraz mniej się już buduje. Dostrzegłyśmy nie tylko biedę materialną, ale przede wszystkim tę duchową.
Zachęcam wszystkich do modlitwy za misje, a zwłaszcza o nowe powołania, by nie zabrakło kapłanów, którzy zaniosą BOGA – w języku awajún: APAJUI (czyt. Apachłi) – do tych, którzy jeszcze go nie znają.
Pumata (tłm. do zobaczenia)
Ania Matejko
Peru, San Lorenzo