Dlaczego właściwie Boliwia?

To pytanie, które sama sobie zadaję od dnia, w którym dowiedziałam się gdzie mam jechać. Dla tych którzy mnie znają, to co napiszę nie będzie niczym nowym, ale innych może zaskoczyć… … otóż ja nigdy nie myślałam o wyjeździe do Ameryki! Zawsze w mojej głowie gdzieś była Afryka, najpierw trochę mgliście, a potem już bardzo wyraźnie, ze wskazaniem na konkretne kraje. Angola, Mozambik – no bo przecież studiuję portugalski, coś o tych krajach wiem. Kongo, Mali, Czad – bo znam francuski, a wreszcie  mój Kamerun, w którym mam przyjaciół, znajomych, swoich ludzi… Wiadomo, że może nie pojechałabym konkretnie do nich, ale jednak to dzięki nim czuję jakiś emocjonalny związek z tym miejscem i chciałabym być właśnie tam …  tam dać coś od siebie, bo tak wiele już stamtąd otrzymałam…No a potem wszelkie “logiczne” argumenty przemawiające za tym, że właśnie do francuskiej części Afryki powinnam jechać. W grę ewentualnie, ze względów językowych, wchodziłaby jeszcze Brazylia, ale inne kraje…? Ani hiszpańskiego jakoś się specjalnie nie uczyłam, ani jakoś szczególnie mnie tamte regiony nie interesowały… ale nawet i ta Brazylia jakoś mnie nie ciągnęła. “Znak z Góry” dostałam jednak już zanim się okazało gdzie mam jechać. Wybrałam się odwiedzić Kasię w Hiszpanii, w Madrycie poszłyśmy na mszę do jezuitów. Dawali nam tam przy wejściu karteczki z pieśniami, był na niej też fragment listu św Franciszka Ksawerego. W pewnym momencie Kasia wybuchnęła śmiechem pokazując mi ostatnie zdanie tego listu “Aqui estoy Senor, que debo hacer? Enviame adonde quieras, y, si te conviente, aun a los indios” (Tu jestem Panie, co mam robić? Poślij mnie dokąd zechcesz,a jęśli taka twoja wola, nawet do Indian)…

Nie miałam wtedy pojęcia jak prorocze to będą słowa… tydzień później jak grom z jasnego nieba usłyszałam: “jedziesz do BOLIWII!!! Bo tam jesteś potrzebna.” –  Oczywiście, że jadę! Jeśli Pan Bóg właśnie tam mnie posyła, to cóż innego mogłabym zrobić : )

Minęło jednak dobrych kilka dni zanim ta informacja w ogóle do mnie dotarła…i dziś czasem kiedy myślę o Afryce coś mnie ściska za serce, ale wiem, że jeśli taka Jego wola, to kiedyś tam pojadę, a teraz On daje mi inną szansę…

Miałam już w życiu kilka takich sytuacji, że nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego coś się dzieje, kłóciłam się bardzo mocno z Panem Bogiem i przedstawiałam mu swoje, po mojemu logiczne, argumenty. A po jakimś czasie okazywało się, że to co się zdarzyło było najlepszym rozwiązaniem, że nikt inny by tego tak wspaniale nie wymyślił, a już na pewno nie ja! I jestem przekonana na tysiąc procent, że tym razem też tak będzie, że On ma swój plan, a z doświadczenia wiem, że Jego plany są najlepsze, choć dziwne, choć wydają się zagmatwane, ale satysfakcja gwarantowana!!!

Dziś wydaje mi się, że może coś już powoli zaczynam rozumieć… Do Afryki, w ten czy inny sposób pewnie kiedyś pojadę, bo wiem, że są konkretne, bliskie mi osoby, które tam na mnie czekają. Widać w Boliwii też ktoś na mnie czeka, ale inaczej pewnie bym się o tym nie dowiedziała… I pewnie nie miałabym okazji, żeby tam pojechać. Ostatnio siostra z Boliwii powiedziała “Przyjeżdżajcie jak do domu! My tu na was bardzo czekamy i bardzo się cieszymy!”

Więc zabieram ciepłe ubranka, bo przecież “na misjach czasem jest zimno”, pakuję polskie przysmaki dla naszych siostrzyczek, jak to się zabiera, kiedy się jedzie do rodziny, no i ciepłe kapcie, bo przecież jadę do domu : )

a czemu Boliwia? Za rok Wam odpowiem : )

d.