„Tylko trzeba przyjść, siąść na stołku i posiedzieć..”

W Światowy Dzień Chorego Ojciec Święty przypomniał, że „miłość potrzebuje konkretności, obecności, spotkania, darowanego czasu i przestrzeni”. Sporo tego, nie wiem czy zapewniam to wszystko moim podopiecznym, postaram się bardziej. Trochę ich tu odwiedzam… i chcę Wam pokazać, jak to wygląda.

Skończyłam studia pielęgniarskie, niemniej nie robię tutaj wielkiej, szalonej medycyny i uważam, że nie jest to potrzebne. Moich „pacjentów” odwiedzam parę razy w tygodniu. Rozmawiamy, modlimy się, czasem trochę posprzątam; jak jest potrzeba, to pomogę chorym się umyć, trochę poćwiczymy, kupię „na mieście” to, czego im brakuje; przywożę produkty spożywcze, które wierni przynoszą na mszę w ofierze czy rozwożę jedzenie, przygotowane przez parafialną kuchnię.

Wiadomo, czasem jestem zmęczona lub za bardzo rozpędzona, czasem oni cierpią bardziej niż zwykle
i bywają marudni… Wizyty są naprawdę różne. Czasem odnoszę wrażenie, że może nie jest to jakoś bardzo potrzebne, konieczne,  że może mnie nie lubią, bo zawsze trzeba mi wszystko powoli i wyraźnie tłumaczyć; trochę ich nachodzę i włażę tam ze swoimi europejskimi, wygodnymi, młodymi, zdrowymi butami… Nie wiem. Ale potem gdy zdarzy mi się nie wpaść – choć na chwilę – to są obrażeni i muszę się porządnie wytłumaczyć. „Señorita, jak mogłaś o mnie zapomnieć?” – Jasne, że nie zapomniałam.

Często poproszą mnie o coś – czy to o jedzenie, maści, leki, przysługi, pomarańcze z Monte Salvado…
Ale o to, żebym o nich nie zapomniała – proszą niemalże zawsze. Bo oprócz tego, że mają mnóstwo chorób i problemów – myślę, że samotność doskwiera im najbardziej.

I możemy się zastanawiać – dlaczego Pani, co ma piątkę dzieci kolejny tydzień z rzędu mówi, że nikt jej nie odwiedził i nawet nie wie, gdzie mieszka jej syn…a możemy przyjść, napić się soku, opowiedzieć co tam we wsi słychać, co chikosy z Monte znowu kombinują i jak to daleko jest ta Polska.
Tylko trzeba przyjść, siąść na stołku i posiedzieć.