„Każdy zostawia w nas jakiś ślad…”

Ostatnio coraz częściej doświadczam, że misja to nieustanne pożegnania. Coraz dotkliwiej też odczuwam, że każdy człowiek dany jest nam na chwilę. I każdy zostawia w nas jakiś ślad – bardziej lub mniej widoczny.


Na misji jesteśmy już pół roku. Wydawać by się mogło, że to mnóstwo czasu. Jednak, żeby zdobyć czyjeś zaufanie, poświęcić wystarczająco czasu i uwagi, ale też samemu dać się poznać, to zdecydowanie
za krótko…
Początki bywają trudne. Mnóstwo nowych imion i nowych ludzi, nowy język i nowa rzeczywistość.
Wydaje się wszystko dosyć płytkie, bo nie zawsze jest czas z każdym zamienić słowo – w końcu mieszka tutaj ponad 70 osób. I tak pobieżnie, po krótce – poznajemy ich historie… przy pracy, w przerwach
czy podczas nauki.


Przechodzimy wspólnie trudne dni i też te, w których uśmiech nie schodzi nam z twarzy. Przeżywałyśmy studniówkę z piątą klasą, na której świetnie się bawiłyśmy. Święta Bożego Narodzenia z indykiem w roli głównej, Nowy Rok, gdzie królował kolor żółty i zakończenie roku szkolnego, kiedy to trudno było się pożegnać i zrozumieć, że z niektórymi widzimy się ostatni raz. Czułyśmy, jakby ktoś zabrał nam naszych braci. A przecież to nieprawda – zawsze będą naszymi braćmi niezależnie od tego, w jakim miejscu
na świecie będziemy się znajdować.


I wreszcie misja to podróż w głąb siebie. Czasem sama siebie nie poznaję. Cudownie jest odkrywać drzemiące w nas zasoby twórczości, energii i cierpliwości. Ale trzeba być też gotowym na odkrycie czegoś, co niekoniecznie nam się spodoba. W końcu relacje są miejscem dojrzewania. I tak po prostu, każdego dnia dowiadujemy się czegoś o sobie, poznajemy życie naszych 'chicosów’ i z ciekawością oczekujemy
co przyniesie kolejny dzień.