Kenia (Nairobi): podsumowanie, refleksja końcowa
Decydując się na zostanie wolontariuszem Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego, moim podstawowym celem była chęć pomocy potrzebującym ludziom w krajach trzeciego świata, a realizacja tego celu w mojej ówczesnej wizji miała przebiegać podczas wyjazdu misyjnego. Jak wiadomo jednak, aby mogło do niego dojść, wolontariusz musi zostać poddany cennemu, co najmniej półtorarocznemu etapowi przygotowań. W tym czasie poznaje wolontariuszy, misjonarzy, możliwości pomocy misjom podczas różńych posług w kraju. Jednym słowem otwiera swoje misyjne horyzonty, stawia pierwsze kroki w pomocy misjom.
Podczas przygotowań bezpośrednio poprzedzających mój pierwszy wyjazd (do Boliwii) koniecznym było zorganizowanie animacji misyjnych w parafiach. Należało wtedy przełamać wstyd i strach, wziąć do ręki słuchawkę i wykonać około stu telefonów do różńych parafii, prosząc proboszczów o możliwość przeprowadzenia wyżej wspomnianych wizyt w parafiach o charakterze misyjnym. Podczas wyjazdu do Boliwii miałem możliwość na własne oczy zobaczyć, w jaki sposób wydawane są środki, które wolontariusze w Polsce zbierają na potrzeby misyjne. Miałem możliwość z bliska przyjżeć się pracy misjonarzy, którzy poświęcili całe swoje życie misyjnemu powołaniu – głoszeniu Ewangelii aż po krańce ziemii (a oddaloną od cywilizacji wioskę Kamii, w której wówczas posługiwałem, nieprzesadnie można nazwać końcem świata). Tamto doświadczenie wzbudziło we mnie wielki napływ motywacji do większego zaangażowania się w pracę na rzecz misji w Polsce, po powrocie do domu. Już wtedy wiedziałem, że praca z telefonem w ręku (celem umawiania niedziel misyjnych) może być świetnym sposobem na realizację moich planów.
Prawdopodobnie dobry Bóg miał w tej kwestii podobny zamysł, bo realizacja tego pomysłu podczas trzech lat po powrocie z Boliwii przebiega w moim odczuciu bardzo pozytywnie.
Wyjazd do Kenii miał być wypełnieniem mojego pierwotnego założenia, którym była obserwacja życia w Afryce. Podczas tego wyjazdu miałem okazję od środka przyjrzeć się pracy salezjanów w różnych ośrodkach edukacyjno-wychowawczych. Znowu mogłem zobaczyć, jak wydawane są środki zbierane przez wolontariuszy w Polsce, jakie są potrzeby tutejszej ludności (zwłaszcza młodzieży), jak realizowane są projekty misyjne. Uświadomiłem sobie wówczas, jak ważna jest inwestycja w edukację w krajach rozwijających się. Mogłem zobaczyć, że w Afryce pomoc socjalna nie jest wystarczająca na objęcie stosowną opieką biednego społeczeństwa. Widok bezdomnych (w tym wielu dzieci) ludzi, którzy żyją na ulicach w warunkach poniżej ludzkiej godności, którymi niewielu się interesuje, daje do myślenia.
Tak więc dzisiaj, siedząc w samolocie właśnie opuszczającym terytorium Afryki, moje oczekiwania odnośnie owoców tego wyjazdu są bardzo podobne do tych, które miałem po powrocie z Ameryki Południowej – przemyślana i rzetelna praca w Polsce wszystkich wolontariuszy misyjnych w sposób bezpośredni przekłada się na poprawę stanu życia potrzebujących ludzi w krajach misyjnych. Praca wolontariusza w kraju i na misjach wzajemnie się uzupełniają, i teraz widzę to jeszcze wyraźniej.
Z wielką nadzieją i motywacją wracam więc do tak utęsknionej przeze mnie przez ostatnie tygodnie ziemii Małopolski, aby w najbliżcych dniach wznowić krajową działalność misyjną.
Niech będzie pochwalony Trójjedyny Bóg za to, że nadaje naszemu życiu sens!