Pozdrowienia z Aiquile!

Pod koniec września wróciłyśmy do Boliwii. Powitały nas kolorowe i zatłoczone ulice Cochabamby, hałas na canchi i kobiety ubrane w tradycyjne boliwijskie stroje, noszące swoje dzieci w hustach aguayo. Wszystko wydaje się znajome, a na twarzy mimowolnie pojawił mi się szeroki uśmiech. Chociaż będzie to nasza druga misja w tym kraju, nie wracamy już do domu dziecka, w tym roku zostałyśmy posłane na placówkę do Aiquile, gdzie pracujemy w duszpasterstwie dzieici i młodzieży oraz pomagamy w internacie dla chłopców.

W ostatnich tygodniach bardzo dużo się działo, miałyśmy okazję uczestniczyć w weekendowym spotkaniu młodzieży z naszej prałatury, a tydzień później współorganizowałyśmy podobne spotkanie dla młodszych dzieci. Był to też piękny czas wspólnej modlitwy oraz dobra okazja, aby poznać osoby zajmujące się formacją młodych ludzi w Boliwii i poobserwować jak działają.

Powoli wdrażamy się też w codzienne obowiązki. A co tu właściwie robimy?

W internacie pomagamy chłopcom w lekcjach i uczymy angielskiego. Staramy się też spędzać z nimi czas wolny grając w siatkówkę, kosza i piłkę nożną. Marta ma swoją grupę zapalonych rowerzystów, kilka razy w tygodniu jeździ z nimi na rowerowe przygody. Raz w tygodniu wspólnie uczestniczymy we mszy świętej w naszej internatowej kaplicy oraz pomagamy przygotowywać katechezy dla chłopaków. Udało nam się też wprowadzić salezjański zwyczaj słówka na dobranoc z małym poczęstunkiem, dzięki czemu mamy okazję bliżej poznać naszych podopiecznych i podzielic się z nimi kilkoma polskimi przysmakami. Popołudniami i w weekendy skupiamy się na pracy z dziećmi i młodzieżą z Pastoralu. Organizujemy spotkania dla grupy Małych Misjonarzy, staramy się też zachęcić dzieci do czytania Bibli poprzez coniedzielne losowanie misia Paco, który co tydzień odwiedza inną rodzinę z naszej parafii. W plecaku zawsze ma biblię i coś słodkiego. Dzieci przygotowują rozwiązania zagadek związanych z ewangelią i z niecierpliwością czekają na to, kto tym razem zabierze misia ze sobą do domu. 

Mamy niesamowitą okazję obserwować z bliska prawdziwe życie boliwijczyków odwiedzając wioski, na których często spotkamy się z wielką biedą. Zawsze zadziwia mnie to, jak ludzie, którzy nie mają prawie niczego, potrafią doceniać każdą najmniejszą rzecz i cieszyć się życiem. Większość mieszkańców wiosek posługuje się językiem quechua, więc dogadanie się z nimi często stanowi wyzwanie, ale tutaj przychodzi z pomocą Don Zenon, nasz katechista, który od wielu lat pracuje na rzecz lokalnej społeczności i z ogromną troską przybliża miejscowych ludzi do Pana Boga.


Nie potrafimy robić wielkich rzeczy. Możemy robić rzeczy małe, za to z wielką miłością.

Matka Teresa z Kalkuty

Nie byłoby października bez modlitwy różańcowej, dlatego razem z chłopcami z internatu i dziećmi z naszej grupy duszpasterskiej zrobiliśmy piękne różańce – młodsi z koralików, a Ci bardziej cierpliwi ze sznurka, robiąc supełki. Mieliśmy też w parafii I Komunię Świętą i Bierzmowanie. Czas na misji mija tak szybko, że ciężko za nim nadążyć. Każdego dnia przekonuję się, że osoby do których jesteśmy posłani to wielki boży dar i nie mogę się nadziwić jak wiele ciepła i miłości doświadczamy z ich strony. Chwała Panu!

Pamiętajcie o nas proszę w modlitwie :)