Wjazd na Chatę Świata, czyli o tym jak to jest być wolontariuszem misyjnym…
Piątek , 18 dzień lutego, godziny w popołudniowości swej tak zaawansowane, że aż wieczorne (18:30).
W okolicach biura Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego przy Tynieckiej 39 w Krakowie nieśmiało kręcą się ludzie, którzy w przypływie odwagi, pragnienia niesienia pomocy i świadczenia o Bożej Mocy na krańcach świata, a także innych, bliżej nieokreślonych wewnętrznych pędach, zapuścili się w te rejony Miasta Królów. To tutaj? – pytają z nadzieją w głosie. Oczywiście, jak najbardziej! – odpowiada im lekko zmęczony tygodniem chłopak, który przechodził akurat obok. Jak się później okaże, jest to jeden z salezjańskich wolontariuszy misyjnych, który skuszony wizją spotkania miesięcznego dla jemu podobnych wolontariuszy, również umyślnie zbłądził w te rejony Krakowa. Dla nowoprzybyłych właśnie zaczyna się spotkanie ABC. Jak głosi legenda, jest to parabola wstępu do alfabetu – rozpoczęcie, wprowadzenie i początek przygody, którą młodzi (stażem, niekoniecznie zaś wiekiem) wolontariusze odbywają. Kolejnym punktem jest impreza – w końcu zaczął się weekend! Piątek, piąteczek, piątunio! Libacja ta jest jednak niczym Piccolo – bezalkoholowa, ale wystrzałowa! Zapoznanie, tańce, integracje… Zabawom jednak było końca, gdyż należy przetransportować swoje ciała w miejsce, gdzie materia ustępuje pola sprawom ducha – do kaplicy. Dalej, adoracja. Adorować można wiele rzeczy, warto jednak tylko jedną. Jest to Osoba, Bóg Żywy, ale w malutkim Chlebku ukryty. Milczenie, śpiew, modlitwa, obecność. Warto uświadomić sobie przed Kim klęczę, Kogo adoruję, Komu pieśni pochwalne z gardzieli swej wydaję. Komu służę, Komu ufam i w Kim pokładam nadzieję. Bez Niego żadna misja, ta nawet w kraju najbliżej prowadzona, nie ma sensu, a także szans powodzenia. Po odświeżeniu duszy i ugruntowaniu fundamentów udajemy się na spoczynek…
Sobota, godziny ranne, opatrzone jednak śniadaniem i kawusią. Potem warsztaty. Co tam się działo, to ja nawet nie. Zajęcia dla wolontariuszy prowadziła pani Anna Fura. Specjalistę poznać można po czynach jego. Jeśli miałbym dokonać porównania, to ta kobieta w sferze pracy z grupą, byciu liderem w szeroko pojętym tego słowa znaczeniu i umiejętności przekazania wiedzy merytorycznej jest jak Robert Lewandowski w polu karnym przeciwnika – zabójczo skuteczna, a przy tym efektowna.
My, wolontariusze, poznaliśmy liczne zabawy (przydatne w pracy misyjnej), wyłożono nam teorię zachowań w grupie, a zaraz poparto te słowa praktyką. To spotkanie było doskonałym momentem do wspólnego poznania, otwarcia się na drugiego człowieka, a co było najbardziej zaskakujące (dla mnie), otwarcia się na samego siebie. Warsztaty zostały okraszone niejednym ciastkiem i rozliczną ilością kawowo-herbacianych łyków, a także niemałą dawką dobrego humoru.
Kolejny punkt to Łagiewniki. Pamiętaj, Drogi Czytelniku, gdy wybierasz się do Sanktuarium nie jedź przez Zakopiankę. Robili tam remont i nie skręcisz już bratku tak łatwo. Lepiej jechać z Brożka na ks. Tischnera prosto i pierwsze światła w lewo 😉. Msza święta w kaplicy włoskiej (bo i celebrans niemało jest włoski, choć brat to nasz słowiański). Ofiara i Dziękczynienie, Słowo i Wieczerza, Ciało i Krew. Kulminacja dnia, centrum życia każdego katolika, zjednoczenie z Bogiem. Odwiedziliśmy również miejsca związane ze św. Siostrą Faustyną. Okolica iście świątobliwa. Zgodnie ze słowami siostrzyczki, która uraczyła nas opowieścią o tym miejscu, łask Bożych doznać można tu nietrudno od Chrystusa Miłosiernego, na wiernych z obrazu patrzającego. Powrót na rejon pierwotnych działań. Chata Świata otwarta dla każdego, tym razem przyjęła nas – wolontariuszy, jak również dr Marcina Rzegockiego, w ramach spotkania „Skrypt ze Świata”. Istotnie było to spotkanie w tym temacie, gdyż na rzeczy był problem uchodźców. Prawdziwą gratką okazało się być połączenie z księdzem redemptorystą, który pracuje na parafii na Białorusi, całkiem blisko granicy z Polską…
Adoracja, medytacja, psalmami modlitwa(cja). Planszówki w celach rozrywkowo-integracyjnych, a przy tym śmiechy, rozmowy, debaty i rozprawy trwały niemal do omdlenia. Niedzielę przywitaliśmy Eucharystią, zgodnie z zaleceniem by Dzień Święty należycie uświęcić. Kolejny punkt to również uczta, z tym, że ta bardziej dla ciała, ta w kiszkach, a nie w duchu trawiona (śniadanie). Ewaluacja (podsumowanie), niezwykle ważny punkt każdego spotkania, który prowadzi do lepszego, umożliwia rozwój wspólnoty, poprzez dostrzeganie tego co dobre, a także tego, co niedomaga.
Dla większości był to koniec (nie taki ostateczny, taki bardziej koniec spotkania miesięcznego dla wolontariuszy misyjnych). Dla niektórych było to dopiero początek, gdyż sześć osób usłyszało decyzję czy i gdzie wyjadą na misje. Ale o tym to już zupełnie inna historia… (należy wypatrywać nowin w bliskim czasie).