Boliwia, Tupiza: Dzień Przyjaźni

Zimowe poranki są już cieplejsze. Dzieci ubrane na "cebulkę" mogą zrzucać powoli warstwy ubrań i uczestniczyć w lekcjach bez zamarzania. Jednak z powodu tak mroźnych poranków lekcje były przeniesione na późniejsze godziny, co na prawdę ułatwiało nam pracę. Najgorsze mrozy jednak już za nami. Dni są coraz cieplejsze, tak też z nimi przybywa nam nowych sił!


Kończymy też pierwszy semestr i czekamy na oceny. Wierzymy, że wszyscy zdali ze wspaniałymi wynikami!
Wróciliśmy też do starych godzin zajęć, a co więcej – do dodatkowych godzin lekcji.
W Boliwii dalej nie zapowiada się na powrót do szkoły, więc plan lekcji został jeszcze bardziej rozbudowany i lekko „naprawiony” przy lekcjach, które nie były realizowane odpowiednio. Głównie chodzi tu o zajęcia muzyczne, wychowanie fizyczne i religię.
Zajęcia wf dla mojej grupy zmieniły się w taki sposób, że nie odbywają się online, a przy pobliskim placu. Nauczycielka zajęcia planowała robić na boisku szkolnym, jednak warunki boiska na to nie pozwalały, stąd jej pomysł na wykorzystanie placu, który w dzień nie jest zaludniony.
Nie uwierzycie co to za radość wychodzić z dziećmi chociaż na godzinę tygodniowo. Po tak długim czasie mogą zobaczyć swoich kolegów z klasy, porozmawiać z nimi i pograć.





Jak już wyżej wspomniałam, zima małymi krokami opuszcza Tupizę. Z tej okazji dzieci razem z siostrą zabrały się za pracę w ogrodzie. Zbieranie chętnych do pomocy odbywa się w przerwie między lekcjami. Oczywiście wszystkie najmłodsze dzieci deklarują się do pomocy, nie informując nas, że idą. Mają w tym czasie lekcje do odrabiania. Przez to chwytają się okazji, żeby nie odrabiać lekcji.


Spacery są dla mnie najprzyjemniejszą formą odpoczynku.
Jednak dzieci, żeby móc wyjść na długi spacer muszą przez cały tydzień zachowywać się dobrze. Odrabianie lekcji na bieżąco, sprzątanie swoich rzeczy i słuchanie starszych jest obowiązkowe. Jeżeli warunki są spełnione, możemy wyjść wszyscy na spacer, a po nim robić to, co dzieci uwielbiają najbardziej – oglądać telewizję. Na szczęście dzieci są grzeczne, więc ostatnie niedziele spędzaliśmy na spacerach.
Poszliśmy też na pobliską górkę, gdzie w okolicy przeróżnych świąt zbierają się i świętują Boliwijczycy. Miejsce to jest oddalone od centrum, przez co też jest rzadko sprzątane. Co to oznacza? Dużo pustych butelek! A dla dzieci? Sanki!
Tak więc połączone dwie plastikowe butelki (przy mniejszych dzieciach jedna butelka) tworzą idealną rzecz do zjeżdżania… po piasku. Po sankach w śniegu jesteśmy cali mokrzy, tutaj na „sankach” jesteśmy cali zakurzeni.



Za nami też dzień przyjaźni! W Boliwii obchodzony jest 23 lipca. Z tej okazji każde dziecko wylosowało imię kogoś z naszego domu i anonimowo przygotowywało mu prezent. Siostry też czasem dawały dzieciom słodycze, dodając, że jeżeli ich nie zjedzą, mogą dać je właśnie osobie, którą wylosowali. Każdy miał również tydzień na zrobienie kartki, pudełka czy innego dzieła z papieru. Dzieci często robią takie losowanie w szkołach. Jeżeli nie w swojej klasie, to pomiędzy klasami. Dzieci ze starszych klas losują młodsze, których często też nie znają i wręczają im kartki.
W tym roku przez pandemię odbyło się to tylko u nas w domu, jednak nie mniej przyjemnie. Tak więc po tygodniach przygotowań prezentów na dzień przyjaźni usiedliśmy wszyscy i wręczyliśmy je sobie nawzajem.


Okazję do świętowania mieliśmy też parę dni wcześniej, gdy pewna kobieta z Tupizy zaprosiła nas na przejażdżkę torritami (mały transport publiczny) wraz z figurką Dzieciątka Jezus. Podobno co roku, po Mszy Świętej dzieci wychodziły wraz z nią i figurką udając się do jej domu, gdzie świętowali. Tego roku figurka znajdowała się na samochodzie a dzieci w torritach.
Parę dni później udaliśmy się na Mszę Świętą, którą odprawiono na ulicy między domami żołnierzy. Odbyła się ona z okazji święta świętego Jakuba. Korzystając z tych dwóch sposobności na świętowanie, zrobiliśmy wspólne ognisko!


Dużo się u nas dzieje, każdego dnia coś niesamowitego. Jednak gdy przychodzi nam opisać nasz miesiąc, ciężko zebrać wszystkie momenty i je opowiedzieć. Stałym punktem jest szkoła i codzienna modlitwa. Rano czesanie dzieci, czasem szybkie przyrządzenie czegoś w kuchni, a czasem wyjście do dentysty.
Dentysta to też u nas nowość. Dzieci przez cały rok go nie odwiedzały, a teraz odwiedzamy go prawie co tydzień.
Coraz częściej też dzieci siadają razem z siostrą, żeby przygotowywać się do Pierwszej Komunii Świętej. Katechezę przygotowującą mają co sobotę, a gdy znajdzie się trochę więcej czasu wieczorami, to też w tygodniu.
W przerwach między lekcjami powygłupiamy się, pośmiejemy czy pobawimy na placu zabaw. Takie zwyczajne życie ale w niezwykły miejscu z niezwykłymi dziećmi.