Boliwia: Troszkę inaczej
Jedziemy dużym autobusem, zwanym tutaj micro. Za szybami przewijają się krajobrazy: przy samej drodze sklepy i małe zakłady usługowe, w dali majestatyczne góry. Czasem w pojeździe pojawia się sprzedawca lodów, który chodzi po micro, próbując coś sprzedać, a raz mieliśmy nawet okazję wysłuchać krótkiego koncertu. Potem przesiadka do małego busa, zwanego tutaj trufi i jedziemy do fundacji Nueva Luz, przy której pracujemy.
Fundacja prowadzi coś na kształt świetlicy. Dzieci dopiero się zbierają, a my idziemy pomóc pani kucharce w rozkładaniu obiadu. O godzinie trzynastej stołówka jest pełna rozgadanych dzieci, które pod przewodnictwem pracowniczek fundacji, śpiewając, modlą się przed posiłkiem.
Potem jest czas na zabawę. Najmłodsze dzieci udają, że są zwierzętami, co poniektóre dziewczynki grają w gumę. Bardzo spodobała im się nasza gra w kolory. Chłopcy zaś toczą rozgrywki w zdobywanie magnesów. Również my mieliśmy okazję w to zagrać.
Następnie dzieci myją ręce i gdy wydzwoni dzwonek, udają się do trzech sal, podzielonych ze względu na wiek. Tam jest czas na naukę. Czasem pomagam przy matematyce. Próbuję wytłumaczyć chłopcu rozszerzanie ułamków. Na początku nie idzie łatwo, ale po kilku kreskach narysowanych na działaniach, nastolatek pojmuje o co chodzi. Sukces! Niekiedy nie jest tak dobrze, bo inny chłopiec nie wykazuje wielkiego zapału do liczenia. Innym razem pomagam w angielskim. A to trzeba napisać w tym języku słówka, a to nieregularne formy czasownika. Kiedy indziej jeszcze rysuję tylko, jak wygląda szkolna sala.
W czasie wolnym dzieci często się nas pytają „¿Como se dice en polaco?” czyli „Jak się mówi po polsku?” i tu padają pytania o nazwy, imiona i tym podobne. Często polskie odpowiedniki słów są dla nich bardzo śmieszne.
Po skończonych zajęciach dzieci rozchodzą się do domów, a my sprzątamy i również udajemy się w drogę powrotną. Czasem jednak dzień wygląda trochę inaczej.
Mieliśmy bowiem okazję, z powodu boliwijskiego święta państwowego, uczestniczyć w paradzie. Do fundacji dzieci przyszły odświętnie ubrane, dostaliśmy flagi boliwijskie i przemaszerowaliśmy ulicami. W pochodzie brali udział chyba wszyscy mieszkańcy miejscowości. Każda grupa, stowarzyszenie, szkoła musiała się pokazać. Trudno było znaleźć w społeczności maruderów, którzy nie przyszli na święto. Tak to troszkę inaczej w tej Boliwii jest…