Uganda: by pomnażać talenty

Żywo mam w pamięci mroźny styczniowy dzień, kiedy to dowiedziałam się, że zostałam posłana na misję do Ugandy. Pierwsze odczucia: radość i pokój. Następnie myśl: Uganda? Gdzie to jest? Dobra jestem z geografii, jednak potrzebowałam chwili na zastanowienie. Początkowo poznałam tylko nazwę państwa, do którego pojadę. Nic więcej. Z ciekawości jak najszybciej poszukałam placówek salezjańskich w Ugandzie. Pierwszą, którą znalazłam był ośrodek CALM i wtedy to pomyślałam: „To będzie mój drugi dom!”. Czekałam na potwierdzenie, które otrzymałam kilka tygodni później od naszej koordynatorki. Tak, to właśnie tam pojadę.

2 sierpnia wraz z Sylwią wyleciałyśmy na roczną misję, by pracować w ośrodku dla dzieci ulicy CALM Children and Life Mission oraz by uczyć w szkole podstawowej Don Bosco w Namugongo – Kampali. To będzie mój drugi dom!

Dzieci z ośrodka CALM

Myślę, że droga misyjna była mi nieświadomie najbliższa od najmłodszych lat, bo już jako dziecko chciałam wyruszyć w daleki świat. W moim życiu zastanawiałam się również nad innymi drogami powołania. Analizowałam też moje powołanie zawodowe: co w życiu mam robić? Jak najlepiej wykorzystać i pomnażać moje talenty, by to przysłużyło się innym. Nie zamykałam się na żadną z dróg. Rozeznawałam. Chciałam odkryć to moje powołanie, by go nie zmarnować. Na obecnym etapie życia, biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw, uznałam, że najlepszym wyborem dla mnie jest praca na misjach.

Wiele osób pyta czy boję się tego wyjazdu, środek Afryki, daleko od domu… Nie, nie boję się! Co mnie samą niezwykle zadziwia każdego dnia. To dar od Boga, który utwierdza mnie w przekonaniu, że kroczę właściwą ścieżką. Jeśli się człowiek odważy i pójdzie za głosem powołania, za „przynagleniem” przestanie się lękać. W sercu zagości radość i pokój – szczęście bez miary. Słuchajmy i bądźmy uważni na znaki. Ośmiel się na pierwszy krok w stronę dobra. O resztę Bóg się zatroszczy!

Rozesłanie Misyjne – ja i Sylwia