Boliwia: Czy marzenia się spełniają?

Każda osoba mieszkająca w Domu Dziecka w Tupizie ma swoją własną, niepowtarzalną historię. I często nie są one proste i wcale nie przepełnione samymi radościami. Chciałabym powiedzieć, że je poznałam, że byłam dla nich oparciem i podchodziłam do każdego w jego niepowtarzalny sposób. To nieprawda! Nie znam wszystkich historii, wszystkich trosk, ani wszystkich ran, które głęboko tkwią w ich sercach. Ale starałam się być. Starałam się być u ich boku, gotowa by przytulić. Gotowa, aby razem się bawić, aby razem rozmawiać, aby wspólnie zrobić zadanie. I każdego dnia podziwiałam jak bardzo są różni, że gdy w ten sam sposób próbuje podchodzić do dwóch różnych osób, to u tej drugiej osoby to już nie działa, że raczej nie uda się zadowolić wszystkich jednym i tym samym zajęciem – niektórzy wolą tele, inni bawić się zabawkami, inni grać w nogę, a inni rysować.. I to jest piękne! Tak piękne, że każdy z nas jest inny, że każdy ma inne talenty, zainteresowania i marzenia. Świat jest ciekawszy i piękniejszy.

A tutaj kilka słów od kochanej Jael:

„Cześć!

Mam na imię Jael Milagros Maribel, mam 17 lat i jestem w 5 klasie szkoły średniej. Jestem z pochodzenia Argentynką, ale sercem Boliwijką, uwielbiam czytać, przeżyłam wiele przygód dzięki bibliotece wolontariuszek z  Polski. Również lubię grać w szachy, uczyć się angielskiego, ćwiczyć się aktorsko i pisać poezje.

Żyje w Domu Dziecka od czasu gdy mam 8 lat, moja mama jest z niższych sfer społecznych, a mojego taty nawet nie znam, Dom Dziecka jest moją drugą rodziną. Pamiętam, że na początku było trudno się zaadoptować i nie lubiłam tutaj być, ale teraz się przyzwyczaiłam i kiedy idę do mojego domu bardzo tęsknię za hałasem i wrzawą jaką robią dzieci. W Domu Dziecka, jak w każdej rodzinie mamy obowiązki, moim obowiązkiem jest teraz troszczenie się o pokój małych chłopców. Prawda jest taka, że nie mam dużo cierpliwości, ale oni wszyscy są bardzo specyficzni. Luis mówi baaaardzo dużo, Angel lubi śpiewać i jest malutki żółwik, Fabricio uwielbia oglądać tele, Camilo jest bardzo przytulański, Omar jest mega rozrabiaka ale także potrzebuje wiele troski.

Mam przyjaciółkę, która ma na imię Carla, jest wesoła i mamy podobne upodobania, którymi się dzielimy. Są też inne dziewczyny, które są szalone, ale w dobrym znaczeniu tego słowa. Czasami się kłócimy, czasami się śmiejemy – nieważne co się dzieje ale zawsze jesteśmy siostrami. Ja nie mam rodzeństwa, tutaj starsze dziewczyny przybliżają się do młodszych i przybierają za rodzeństwo – troszczą się o nich i bronią. Mi siostra powiedziała że Jhojan jest moim przybranym bratem – Jhojan jest malutkim chłopczykie który od niedawna jest tutaj, jest radosny i rozrabiaka i ma podobny kolor skóry do mojej. W szkole idzie mi bardzo dobrze i w tym roku wygrałam drugie miejsce w napisaniu poezji na poziomie departamentu (województwa), czułam się niesamowicie szczęśliwa i siostry czuły się ze mnie dumne. Moim marzeniem jest być aktorką. Bardzo chciałabym aby mogło się ono spełnić. Wiem, że Bóg pomoże, jeśli jest to moje życiowe powołanie.

Pozdrowienia, dla wszystkich wolontariuszek, które były w Tupizie, było to piękne was poznać- każda z was zostawia ślad w sercu każdego z nas. Niektóre były dla mnie jak nauczycielki, inne przyjaciółkami, a czasem siostrami. W przyszłości też chciałabym móc pomagać tak, jak robią to one. I ogromne, niezmierzone podziękowanie dla organizacji Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego za wsparcie dla nas.

Dziękuję, cieszę się, że mogłam to napisać i troszkę podzielić się moim światem.”

Uwielbiam słuchać historii innych ludzi. To zawsze zaraża taką ilością radości, gdy ktoś mówi o swoich pasjach i zainteresowaniach, o tym co jest dla niego ważne. I w dodatku jest tak inspirujące, widzisz, że się da, że warto. Ostatnio piłam sobie herbatkę w kubku – „bezczynność jest wrogiem duszy” – uśmiechałam się, że tyyyle w tym prawdy. Wiele w naszej historii życia zależy od nas, czy się nam będzie chciało „ubrać wyczynowe buty”, czy „rozsiądziemy się w kanapie”. A jak już ubierzesz buty to zapytaj Jezusa w którą stronę iść i On cię poprowadzi.

Każdy z nas ma swoją historię i swoje MARZENIA. Dla każdego z nas Bóg przygotował takie niespodzianki, taki plan i takie wspaniałe rzeczy, że pewnie sobie nawet nie wyobrażamy. Wystarczy tylko nasze zaufanie, tylko albo aż. Ale gdy rozpoznajesz Jego wolę i Twoje marzenia łączą się z Jezusowymi to przeżywasz takie cudowności i cuda. Zaczynasz się zmieniać ty i zaczynasz zmieniać innych, zarażać dobrem i Miłością.. Warto marzyć. Bo jesteśmy stworzeni do rzeczy wielkich i pięknych, a nie tylko do jako takiej codzienności. Nigdy nie dajmy się z tego okraść. Nie dajmy się okraść z radości i marzeń. Tak jak Jael ufa. Ufa, że jeśli rzeczywiście jej powołaniem jest być aktorką to wszystko się ułoży, to Bóg się zatroszczy – On znajdzie dobrych ludzi, którzy pomogą, On ześle pomysły jak to zorganizować. Ale to nie znaczy, że teraz to tylko czekać.. Nie! Jael się rozwija: bierze udział w konkursach, recytuje poezje, jest chętna do udziału w teatrach. Lubi to i stara się rozwijać na tyle, na ile jest to możliwe w tym momencie. I jak pisze- wygrywa. A oprócz tego na co dzień jest dobrym człowiekiem.

Czy moja historia też jest wyjątkowa? Nigdy tak nie myślałam. Ale przecież widzę, że dane mi jest przeżywać niesamowite momenty. A to wszystko dzięki Jezusowi i Jego MISJI dla mnie. Mam niezwykłego przyjaciela, z którym przeżywamy różne szalone przygody. Wyjazd do Boliwii był właśnie takim wielkim darem i czasem łaski. Z chwilami bardzo pięknymi, a czasem trudnymi. Z radością i płaczem. To jasne, że teraz tęsknię.. tęsknie za przytulaniem każdego dnia, za czytaniem bajek, za krzyżykiem i całusem, który dawał mi Angel na dobranoc, za myciem zębów z Omarem i Camillo, za nakładaniem kremu Jose, za oglądaniem tele z Fabricio, za uśmiechem Luisa, za księżniczkami Leydi i Rineldą, za wiecznie zagubioną Yosi, za handlem gumy za jogurt z Meri, za rozmowami z Jael, zadaniami z Paolą, za dziewczynami staaarszymi, za siostrami i ich troską i przykładem… Ale czas mojej misji w Boliwii się skończył – choć czasem trudno w to uwierzyć, chociaż do domu się przecież wraca (a to jest NASZ DOM!). I pytania, każdego z kim się żegnałyśmy: „Kiedy wracacie? Musicie jechać? Nie jeźdźcie!”  Ale ten czas nigdy nie zniknie z mojego serca – chciałabym zachować go i nie dać się z niego okraść w zawirowaniach tego co się dzieję i co inni myślą i mówią. I co teraz? Chcę ufać. Chcę ufać, że przyszedł czas aby teraz i tu być Jego misjonarzem – na ulicy, wśród znajomych, najbliższych, w domu, czy pracy. Żeby zaufać na nowo, bo On już wie, a ja jeszcze nie, co cudownego przeżyjemy. I już jestem ciekawa co pięknego przygotował.

A może kiedyś to ja stanę się takim pomocnikiem Boga, takim „aniołem w dżinsach”, który w jakiś sposób pomoże odkryć i zrealizować czyjeś marzenie? Czasem nie trzeba dużo. Na początek trzeba się rozejrzeć wokoło, posłuchać, a potem zadziałać – Duch św. na pewno pomoże!

Dziękuję za was i za zaangażowanie się w misję w Domu Dziecka w Boliwii, każda modlitwa i gest był dla nas bardzo ważny! Śledźcie teraz koniecznie blog przyszłych wolontariuszek – Ani i Beaty. Już niedługo..

Niech Jezus wam błogosławi! +