Peru, Piura: Wakacje pod palmami

Kiedy myślisz „wakacje”…

Pierwsze skojarzenie to pewnie brak obowiązków. Relaks, słońce, plaża… albo plecak i góry. Przygody, odkrywanie nowych miejsc, poznawanie ludzi, imprezy do rana i spanie do oporu… A co oznaczają wakacje dla dzieci? Na pewno to, że tornister leży w kącie, nieraz z pleśniejącą spokojnie aż do września kanapką w środku. Co jeszcze? Może to letnie kolonie lub wyjazd na urlop z rodzicami, odwiedziny u babci na wsi. Litry lodów, spalona słońcem skóra, nowe przyjaźnie, wakacyjne miłości…

Wakacje naszych podopiecznych z Piury prawdopodobnie nie różnią się dużo od tych polskich. Jak wszystkie dzieci, bawią się i cieszą się wolnością. Na szczęście piasek, palmy i palące słońce dla chętnych mamy tu na co dzień, bo mało kogo stać na wyjazd na oddaloną o niespełna 60 km plażę, nie mówiąc o bardziej egzotycznych wakacjach w innej części kraju, czy świata. Większość dzieci, które znamy, nigdy nie wyjeżdżała poza miasto, a niektóre nawet poza dzielnicę o wdzięcznej nazwie Nowa Nadzieja. Wody też nie brakuje, bo czas wolny od zajęć szkolnych zbiega się z karnawałem, którego obchody polegają na obfitym oblewaniu (głównie dziewczyn) jej strumieniami.

Nie dla wszystkich wakacje są czasem słodkiego lenistwa. Młodzież często wykorzystuje miesiące wolne od nauki idąc do pracy, żeby zarobić trochę pieniędzy na swoje wydatki lub wspomóc finansowo rodzinę. Większość dzieciaków spędza wakacje w domu lub na ulicy w towarzystwie swoich rówieśników z sąsiedztwa, bawiąc się, grając w piłkę, opiekując się młodszym rodzeństwem, a nieraz po prostu włócząc się po okolicy lub eksperymentując z używkami. Czasem przyjedzie cyrk, czasem ktoś zaprosi na urodziny…

Salezjańska alternatywa

Z myślą o młodych ludziach, którzy chcą i mogą w czasie wolnym od szkoły zrobić coś więcej, Bosconia od wielu lat organizuje dwa letnie programy – „Użyteczne Wakacje” i „Sol Bosco”. W tym roku miałyśmy przyjemność je koordynować. Zdecydowanie nie było to plażowanie! Zarwane (bynajmniej nie z powodu imprez) noce odsypiałyśmy nad zupą w czasie obiadowej przerwy. Jednak przygód ani świetnego towarzystwa nie brakowało, dlatego, mimo że był to dla nas najbardziej intensywny jak dotąd czas pod względem ilości pracy do wykonania, spokojnie możemy zaliczyć wakacje w Bosconii do jednych z najlepszych, jakie dane nam było przeżyć.

Niezwykłość tego przedsięwzięcia polega nie tylko na tym, że dzieci we wakacje przez 5 tygodni wstają skoro świt, żeby powtarzać materiał z poprzedniej klasy i przygotować się do nowego roku szkolnego, ale też na tym, że ich profesorowie, często niewiele od nich starsi – studenci, uczniowie wyższych klas lub pracująca młodzież – uczą ich w swoim wolnym czasie nie pobierając za to żadnych opłat. Oba programy cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. Listy uczestników zapełniły się jeszcze przed rozpoczęciem zajęć, a do końca ich trwania niemal każdego dnia pod bramą Bosconii pojawiali się kolejni chętni.

Grono pedagogiczne

Dzień po dniu

W tej bramie codziennie z uśmiechem witała uczniów i profesorów Asia, odpowiedzialna za listy obecności, a nieoficjalnie również za lekcje polskiego. Dzieciaki, na początku nieco onieśmielone, później już z daleka biegły radośnie na powitanie, wołając „Dzień dobry! Jak się masz?” Wkrótce potem na dźwięk dzwonka, uczniowie z poszczególnych klas, w łącznej liczbie około 250, ustawiali się w równe szeregi, żeby rozpocząć dzień modlitwą, dynamiczną zabawą dla dobudzenia zaspanych i wysłuchaniem słówka na dzień dobry – czyli krótkiego opowiadania lub anegdoty, przygotowywanej codziennie przez innego nauczyciela. Tematykę historii wyznaczały wartości patronujące poszczególnym tygodniom: solidarność, szacunek, przebaczenie i wdzięczność.

Następnie uczniowie udawali się do swoich klas, gdzie czekała ich godzina z językiem hiszpańskim i godzina z matematyką, a raz w tygodniu także katecheza. Po lekcjach upragniona przerwa, czyli pół godziny odpoczynku (jeśli można nazwać odpoczynkiem bieganie za piłką w czasie gdy żar leje się z nieba). Na przerwie w ruch szły huśtawki, skakanki, klocki, hula-hopy, piłki, rakietki do tenisa, stoły do piłkarzyków… a wszystko to w rytmie salezjańskich piosenek i wakacyjnych przebojów rozbrzmiewających z głośników i obwieszczających całej dzielnicy, że w Bosconii się dzieje!

Po przerwie uczniowie wracali na drugą część zajęć, tym razem już bardziej rekreacyjną– warsztaty rozwijające zainteresowania. Tutaj wielki ukłon w stronę profesorów, którzy stworzyli dla dzieci naprawdę szeroką ofertę zajęć sportowych i artystycznych.

Popołudniami od poniedziałku do soboty w Bosconii spędzała czas kolejna tura dzieci i młodzieży – około 150 uczestników Sol Bosco. Program zajęć był bardzo podobny, z wyłączeniem nauki i z dłuższym czasem na zabawę. W każdą niedzielę spotykaliśmy się z uczestnikami obu programów na Mszy Świętej oraz grach i zabawach.

Oczywiście nie obyło się też bez hucznego świętowania. Dzień św. Jana Bosko (31 stycznia) obchodziliśmy uroczyście z dziećmi, biorąc udział we mszy świętej oraz w pełnej emocji międzygrupowej rywalizacji w przygotowanych przez animatorów konkurencjach sprawnościowych. Wieczorem świętowaliśmy jeszcze raz – w gronie młodych ludzi związanych z Bosconią – katechetów, animatorów, ministrantów – tym razem z występami i tańcami.

W dniu zakończenia i podsumowania obu programów uczestnicy poszczególnych warsztatów prezentowali efekty swojej kilkutygodniowej pracy: obok sztuki teatralnej podziwialiśmy występy taneczne oraz wystawy biżuterii i prac plastycznych. Zwycięzcom zawodów sportowych i  konkursów oraz uczniom z najlepszymi wynikami w nauce i frekwencją oficjalnie wręczono nagrody, a każdemu z uczestników obu programów drobne upominki. Jeszcze moment na pamiątkowe zdjęcia i czas pożegnań, tym razem tylko na trochę, bo dla chętnych już wkrótce na nowo rozpoczynają działanie oratoria.

Co w nas zostanie?

Na „Użytecznych Wakacjach” w Bosconii korzystają nie tylko dzieci. Wszyscy zaangażowani w przedsięwzięcie, którzy tworzyli je wspólnym wysiłkiem, zakończyli letnią przygodę ubogaceni o cenne doświadczenie, wspomnienia i nowe przyjaźnie.

Co zyskałyśmy my – wolontariuszki? Po pierwsze nowe imię! Jedno dodatkowe mamy już od przyjazdu, bo dzieci, zwłaszcza na początku, mają problemy z odróżnieniem nas, więc obydwie reagujemy i na „Asię” i na „Majkę”. Latem zarobiłyśmy kolejne dzięki Gosi, która parę lat temu pracowała jako wolontariuszka w Bosconii, a teraz spędziła z nami wakacje, będąc dla nas ogromnym wsparciem. Po drugie Asia po powrocie do Polski z powodzeniem może się starać o pracę na poczcie, bo przy około 400 karnetach z obecnością dziennie, przybijanie pieczątek opanowała w stopniu profesjonalnym.

A tak już całkiem serio, nauczyłyśmy się dużo o pracy z ludźmi – z małymi i z trochę większymi. Udało nam się stworzyć świetny zespół nauczycieli i animatorów, którzy współpracowali i wspierali się nawzajem. Ich dyspozycyjność, zapał do pracy i entuzjazm były dla nas wielką motywacją. Choć zdarzało mi się w czasie porannej zbiórki wykonywać ukradkiem telefony do profesorów np.o treści „Wstawaj, zaraz zaczynasz lekcję!” (bo jak to w Peru, nawyk spóźniania się niektórym był znacznie bliższy niż nawyk uprzedzania o spóźnieniu lub nieobecności), to jednak trudno nie przyznać, że koniec końców, nasze zamiłowanie do porządku i planowania oraz latynoamerykańska skłonność do improwizacji i spontanicznych decyzji nie kolidują ze sobą, ale bardzo dobrze się uzupełniają, dzięki czemu wszyscy możemy się uczyć od siebie nawzajem.

Praca z dziećmi jak zawsze uczy pokory i pozwala zachować czujność, żeby nie popaść w rutynę ani nie nabrać fałszywego przekonania, że już wiesz, potrafisz ocenić czy przewidzieć… Już szykujesz groźną minę, bo myślisz, że przyłapałaś na gorącym uczynku łobuziaka z najmłodszej klasy, który wczoraj był u ciebie na dywaniku, a teraz nie dość, że grubo spóźniony na lekcję, to jeszcze zamiast zmierzać żwawo do sali, biegnie w przeciwnym kierunku, kiedy okazuje się, że wypatrzył cię z daleka i gna właśnie do ciebie, żeby mocno cię przytulić na powitanie :)  Dać się zaskakiwać i liczyć na najlepsze – to kolejna lekcja z naszych pracowitych wakacji, bo żadna z trudnych sytuacji, z którymi się spotkałyśmy nie pozostała bez pozytywnego rozwiązania. Przez cały czas towarzyszyło nam poczucie, że Ktoś nad tym wszystkim czuwa. Kiedy któryś z nauczycieli musiał zrezygnować, zawsze na jego miejsce spadał z nieba ktoś nowy, chętny do działania. Kiedy nie umiałyśmy czegoś zrobić, pojawiał się ktoś, kto akurat świetnie się na tym zna… Takie doświadczenia dają dużo spokoju, również na przyszłość, upewniając, że na zapas nie ma się co martwić – na zapas warto się cieszyć :)

:)

__________________________________

Przekaż 1% podatku dla najuboższych dzieci i młodzieży w krajach misyjnych!

Wpisz w rocznym zeznaniu podatkowym PIT numer KRS: 0000076477 <<