Etiopia: (Nad)zwyczajne poranki w Hawassie
Razem z Elizką pracujemy z dziećmi w różnym wieku, często z nieproporcjonalnymi do niego umiejętnościami czy wiedzą. Mimo że szkoły wydają się stale przepełnione, wiele dzieci ma sporadyczny kontakt z nauką… W klasie, która może liczyć 30 – 80 osób (przynajmniej teraz – podczas wakacji), zazwyczaj kilkoro dzieci potrafi odpowiedzieć na nasze pytania. Jednak na co dzień to nie my jesteśmy odpowiedzialne za ich edukację. W Awassie współpracujemy z lokalnymi nauczycielami, bez których zorganizowanie tych obozów nie byłoby możliwe. Zazwyczaj to oni, tak jak potrafią, zmagają się z nauczaniem przy ograniczonym dostępie niezbędnych materiałów edukacyjnych. Uczą amharskiego, matematyki i angielskiego.
Co innego my staramy się zrobić?
Wykorzystując kredki czy farby próbujemy nauczyć je liczyć, dodawać i odejmować, powtarzamy angielskie nazwy kolorów i kształtów geometrycznych czy śpiewamy angielskie piosenki, żeby uwrażliwiać je na poprawne użycie języka obcego. Przede wszystkim chcemy je zainteresować, pokazać coś zadziwiającego, choć prostego (patyczki do uszu zamiast pędzli, wyklejany samochód z kwadratów i trójkątów).
Pierwsze kroki w etiopskich szkołach…
Specyfika obozów w szkołach okazała się zaskakująca zarówno dla dzieci, jak i dla nas. Dla nas, ponieważ w chwili, w której przybyłyśmy do Awassy, oba obozy były już zorganizowane (rejestr dzieci, podział na klasy, posiłki). Dla dzieci, ze względu na nasz przyjazd i inny typ zajęć. Czasami mamy wrażenie, że widzimy przekręcające się trybiki w głowach dzieci, kiedy pokazujemy coś na pozór zwyczajnego (jak połączyć dwa kawałki papieru klejem). Innym razem musimy podwyższyć stopień trudności, bo nagle zauważamy, że dzieci bez problemu wykonują zadanie, a niektóre – zaskakują nas swoja wiedzą.
Co na koniec warto podkreślić?
Siostry i nauczyciele starają się zorganizować dzieciom dodatkowy czas w szkole, by mogły uzupełniać braki i rozwijać zdolności. Tylko w niewielu miejscach dzieci mają, gdzie przyjść i wypełnić wolny czas wakacji. Metody czy techniki nauczania nie różnią się zbytnio od tego, co niedawno dominowało w polskich szkołach. Ważne jest to, że dzieci nawet gdyby nas tu nie było, dostałyby zeszyty, długopisy i dwa posiłki. Dzięki pracy ogromnej liczby ludzi możemy im ten czas wspólnie urozmaicać. Uczniowie rezygnują tu z trzech tygodni wakacji, żeby nauczyć się więcej. Komu z nas, by się tak chciało?
Ula