Boliwia: Jeden dzień na misjach
Z początkiem lutego dzieci zakończyły wakacje i rozpoczął się rok szkolny, a tym samym harmonogram naszej pracy wrócił do przedwakacyjnego porządku. Jak wygląda typowy dzień pracy na wolontariacie w Tupizie?
Dzieci wstają o godzinie 5.30, ubierają się, myją, czeszą, jedzą śniadanie… O godzinie 7.00 starsze dziewczyny wyruszają do colegio (szkoła odpowiadająca naszemu gimnazjum i liceum). Następnie dzieci wychodzą do podstawówki, a ostatnie w kolejce są przedszkolaki. Z trójki przedszkolaków został aktualnie Luis, którego przyprowadzamy i odprowadzamy do przedszkola.
Obowiązkowym strojem każdego ucznia jest mundurek. Ważnym elementem stroju jest muszka, którą dzieci niekiedy gubią i wtedy zaczynają się poranne poszukiwania. Dodatkowo trzeba sprawdzić czy twarze są porządnie umyte i krem dobrze rozsmarowany. Po wręczeniu przekąski tzw. recreo, którym jest np. batonik czy ciastka, dzieci wyruszają do szkoły. Na wagę złota jest również papier toaletowy, ponieważ żyjąc w wysokich górach Andach nietrudno o przeziębienie czy drobne krwotoki z nosa.
Po powrocie ze szkoły wszyscy jedzą obiad. Punktualność w Boliwii bardzo zawodzi, zwoływanie na obiad trwa dłuższą chwilę. Długość posiłku od początku mnie zaskakiwała, ponieważ większą wagę przywiązuje się do wspólnego spędzania czasu i delektowania posiłkiem niż ma to miejsce w Polsce podczas standardowych obiadów.
Po krótkim poobiednim odpoczynku zaczyna się odrabianie lekcji. Każda z nas ma swoich trzech uczniów. W tym semestrze odrabiam lekcje z Mericeli, Marią i Deyvisem. Dzieci w domu dziecka często wywodzą się z patologicznych rodzin i mają różne problemy natury psychologicznej, dlatego zwykłe robienie zadań zamienia się w kilkugodzinną walkę z dyscypliną podopiecznych.
Z Mericeli odrabiam zadania już drugi semestr. Uwielbia gimnastykę, dlatego często staje na głowie aby urozmaicić sobie czas wspólnych zadań. Po zastruganiu 10 razy ołówka i sprawdzeniu, czy na pewno się nie złamie zaczyna pisać w zeszycie, co już jest sukcesem. Gdy tylko chce potrafi pięknie pisać i robić zadania z matematyki.
Maria jest dziewczyną niepełnosprawną i praca z nią wymaga wielkiej cierpliwości. Często zadania szkolne bardzo ją męczą i potrzebuje odpoczynku lub po prostu chwilę się poruszać, bo któż lubi siedzieć cały dzień i się uczyć. Dobrze radzi sobie w rysowaniu i pracach manualnych.
Deyvis jest moim nowym „nabytkiem” i bardzo lubi bawić się w sali, a po wyjściu do toalety już nie wraca i trzeba go szukać po całej placówce. Bardzo ładnie rysuje, umie matematykę, ale kaligrafia kosztuje go dużo nerwów i płaczu.
W miarę upływu czasu poznajemy dzieci coraz lepiej i wiemy jakich sposobów użyć, aby zachęcić do odrabiania lekcji. Sprawdzoną metodą jest system buziek – gdy pracują dobrze dostają uśmiechniętą buźkę. Za 5 buziek mogą wybrać drobną nagrodę, np. lizaka.
Odrabianie zadań trwa kilka godzin. Następnie dzieci mają czas na zabawę, po czym udają się na kolację. Po kolacji idą do swoich pokoi, gdzie często czytamy młodszym dzieciom książkę na dobranoc. Starsze dziewczyny do późnych godzin odrabiają samodzielnie swoje zadania domowe, często prosząc nas w tym o pomoc, co z chęcią robimy.
Wraz z początkiem roku miałyśmy również sporo pracy przy oprawianiu i ozdabianiu zeszytów, chodzeniu na wywiadówki i do nauczycieli dzieci, aby pozałatwiać wszystkie potrzebne formalności.
Weekendy często różnią się od siebie. Dzieci wychodzą na swoje grupy parafialne, sprzątają i piorą ubrania. Miniony weekend spędziłyśmy na ulicach Tupizy oglądając wspólnie karnawał, w którym niektórzy z podopiecznych mieli możliwość tańczyć, jak również prowadziłyśmy zajęcia plastyczne.
Ola