Boliwia: Trudne sprawy
Uroczyste zakończenie roku w przedszkolu za nami. Towarzyszyłyśmy naszym trzem przedszkolakom w tym wydarzeniu, po raz kolejny próbując w magiczny sposób roztroić się, mieć trzy ręce do chwytania i trzy pary kolan do siedzenia. Bo każde z nich potrzebuje jednakowej uwagi i nie ma w tym nic dziwnego. I tak obserwowałam w niemym zachwycie prawie setkę tańczących i śpiewających myszek Miki, smerfów i aniołków przy akompaniamencie akordeonu (tutaj już bez zachwytu). Wysiłki nauczycielek i dzieci były naprawdę godne podziwu. Ale ja miałam łzy w oczach.
Bo Luis, jeden z naszych przedszkolaków, widząc mnie w gronie rodziców swoich kolegów, tak jak oni dumną i uwieczniającą na zdjęciach tę wyjątkową chwilę, pytał: Mama? Nie, Luis, nie jestem Twoją mamą. Gdzie jest moja mama Sara? W domu. Moja mama jest w domu? Tak. Odwiedziła Cię ostatnio, pamiętasz? Tak, wczoraj mnie odwiedziła.
Nieprawda. Odwiedziła go miesiąc temu. Po raz pierwszy od prawie pół roku.
Ta sytuacja zainspirowała mnie do rozmyślań nad kilkoma wyzwaniami, z którymi mierzy się boliwijska rodzina. Z perspektywy polskiej wolontariuszki wygląda to tak:
UBÓSTWO
Boliwia to bogaci i wykształceni ludzie, jeżdżący drogimi samochodami i mieszkający w luksusowych willach. Jednak… czy na pewno? To wciąż tyko niewielki ułamek wszystkich mieszkańców. Ogromna część z nich mieszka na wsi, która to nie ma nic wspólnego z polską wsią. No, może trochę z polską wsią przed wojną, gdzie zawsze dzieci było dużo, a jedzenia mało.
Mój kolega, znajomy Boliwijczyk, opowiedział mi o swoim dzieciństwie. Na śniadanie i kolację była herbata. Tylko herbata. Ktoś potrafi to sobie wyobrazić?
Jeden z chłopców z naszego domu dziecka mógłby wrócić do rodziny i zamieszkać ze starszą siostrą. Ale siostra ma już trójkę własnych dzieci i pieniędzy na czwarte może po prostu zabraknąć.
Obecny rząd boliwijski wspiera dzieci i młodzież ze wsi, dając im pierwszeństwo na uniwersytetach. Niestety, brak odpowiednich predyspozycji lub brak funduszy na opłacenie kolejnego semestru powoduje, że często rezygnują ze studiów już po pierwszym roku.
BRAK WYKSZTAŁCENIA
Uczelnie na dobrym poziomie można znaleźć jedynie w dużych miastach. Opłacenie studiów, mieszkania i utrzymania dziecka często przekraczają możliwości finansowe rodziców. Brak wykształcenia to chociażby brak wiedzy w dziedzinie planowania rodziny. To często brak możliwości zdobycia dobrze płatnej i stałej pracy. Niewykształcone rodziny ledwo wiążą koniec z końcem, aż w końcu opieka społeczna pozbawia ich jednego dziecka po drugim.
Jak wszędzie na świecie, wykształcenie wyższe nie gwarantuje, że jego właściciel posiada światły umysł. Miałam okazję poznać wielu inteligentnych Boliwijczyków, w tym prawników i nauczycieli. Ale również psychologa z tytułami, który twierdzi, że przemoc fizyczna wobec dzieci jest dopuszczalna, a czasem nawet niezbędna.
PRZEMOC
Przemoc wobec kobiet i dzieci to źródło wielu problemów i smutna rzeczywistość rodzin wychowanków naszego domu dziecka. W Boliwii prawo (przynajmniej w teorii) chroni kobiety i dzieci przed przemocą domową dopiero od 1995 r. Wprowadzenie nowego prawa nie ma jednak mocy natychmiastowej zmiany mentalności, więc problem nadal istnieje.
Co z kobietami? Kobieta w Polsce jest czasem wciąż traktowana lekko pobłażliwie, z przymrużeniem oka. Co ona się tam zna. Na polityce, na nauce. Ale jednocześnie wciąż jak dama- rycerski mężczyzna, za wzór biorący od wieków Zbyszka z Bogdańca, odsunie krzesło, przepuści w drzwiach, przyniesie różę.
Tutaj, w Boliwii, niewiele jest dam. Są za to silne kobiety, które trudne warunki życia zmusiły do pracy fizycznej od najmłodszych lat. Nikogo nie dziwi widok kobiety pracującej na budowie, z łopatą. Może stąd wśród niektórych mężczyzn brak nawet tej wspomnianej rycerskości, czyli (czasem powierzchownego, ale jednak) szacunku do kobiet. Gdy nie ma szacunku, blisko do przemocy.
PRAWO I BEZPRAWIE
No i co z tego, że przemoc domowa. Co z tego, że ktoś się zainteresuje i zgłosi sprawę na policję. Wystarczy, że sprawca ma pieniądze. Za pieniądze można uniknąć poważnego wyroku. Korupcja jest, niestety, na porządku dziennym.
Byłam na granicy Boliwii z Argentyną. I nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Zaraz obok oficjalnego przejścia granicznego funkcjonuje drugie, alternatywne, gdzie przewożone są wszelkiego rodzaju towary i paczki bez żadnej kontroli. W biały dzień. Nikt nie płaci cła. I nikt nie reaguje. Milczące przyzwolenie na nieuczciwość i brak skuteczności służb publicznych to kolejne problemy świata, w którym mieszkam.
Z czego to wynika, że boliwijskie społeczeństwo boryka się z takimi problemami? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musiałabym wniknąć dużo głębiej w kulturę, w której obecnie żyję. Na ten moment myślę, że z pewnością trudności te w pewnym stopniu wynikają z surowego klimatu andyjskiego, zimna, braku wody, braku żyznej ziemi. I przede wszystkim z tego, że każda cywilizacja rozwija się swoim własnym rytmem. Czy my, europejczycy, możemy powiedzieć, że te boliwijskie problemy nas w ogóle nie dotyczą? Nie sądzę. Rytm rozwoju ich cywilizacji został poważnie zakłócony właśnie przez nas już w XV wieku. I nie chodzi o to, żeby odnawiać dawne resentymenty i ubolewać nad skutkami kolonizacji, ale żeby wyciągnąć wnioski. Co może zrobić Europa, czy Europejczyk w zderzeniu z boliwijską kulturą i jej ciemnymi stronami? Proponować, zamiast narzucać siłą. Szanować i przyjąć postawę równego. Cierpliwie czekać, zamiast wyrokować. Uczyć, zamiast dawać. Obserwować i wspierać pozytywne zmiany, wzrost świadomości kobiet, walkę z ubóstwem czy korupcją. I mieć ciągle otwarty umysł i serce. Bo mimo tych wyszczególnionych przeze mnie „trudnych spraw”, Boliwia ma do zaoferowania ogromne bogactwo kulturowe i narodowe, które, swoją drogą, przeżywa właśnie swój renesans.
PS. Naprawdę sądzę, że w Boliwii wszystko zmienia się na lepsze, bo nawet dzieci w naszym domu dziecka z roku na rok jest coraz mniej :)
Magda