Peru: Ośmiu wspaniałych i podróż do źródeł.
Nasza docelowa misja realizuje się w San Lorenzo – 10-ciotysięcznym miasteczku, do którego ciągle przybywają ludzie z różnych stron kraju i zagranicy. San Lorenzo jest częścią prowincji Datem del Marañon, która rozciąga się na rozlegle rejony dżungli amazońskiej. Rozmawiając z przybyłymi do naszego domu gośćmi, wiele dowiadujemy się o nieco dalej usytuowanych wspólnotach czy wioskach. Niejednokrotnie otwieram usta ze zdziwieniem, słuchając opowieści o życiu codziennym i obyczajach. Jak różnorodnymi nas Pan stworzył! Choć początkowo przysłuchuję się z niedowierzaniem, z czasem odnajduję niesamowitą mądrość i piękno w Bożych działaniach i zamysłach. Dzięki Niemu, każdy z nas tak wiele może czerpać z bogactwa kulturowego, religijnego i obyczajowego innych kultur.
Jakiś czas temu ksiądz Roman (proboszcz naszej parafii) zapowiedział przyjazd koordynatorów ze wspólnot z całej prowincji. Poprosił, bym poprowadziła dla nich kilkudniowe szkolenie z zakresu familiologii, gdyż na co dzień to oni animują życie parafialne w swoich wioskach, wspierają najuboższe rodziny i przygotowują do Sakramentów. Przybyło 8 mężczyzn i 1 kobieta, w wieku powyżej 50 lat. Kiedy ich zobaczyłam, pomyślałam: ´´Czego ja, 26-cioletnia dziewczyna mam ich nauczyć o życiu w rodzinie, problemach, wychowywaniu dzieci, pracy z rodzinami, kiedy oni mają na pewno tak ogromne doświadczenie?´´ Stałam więc, uśmiechając się i podając każdemu dłoń na powitanie – podobno uśmiechem zdobywa się pierwsze względy :) Muszę Wam powiedzieć, że był to cudowny czas dzielenia się swoim życiem, zdobytym doświadczeniem oraz wspaniałymi historiami, które na długo zapadną w moje serce. I tak bardzo wdzięczna jestem Bogu za tą ósemkę cudnych ludzi, których postawił na mojej drodze – za ich niezłomną wiarę, siłę woli oraz tak wielkie serca, którymi dzielą się na co dzień w swoich wspólnotach!
Dwa tygodnie później miałam możliwość towarzyszyć księdzu Samuelowi (wikariuszowi) w podróży do jednej ze wspomnianych wyżej wspólnot, w której 19 osób przyjmowało Chrzest Święty. Wypłynęliśmy z rana łódką, by na 11:00 dotrzeć do San Juan de Sabalo, zamieszkałego jedynie przez kilkadziesiąt osób.
Zastaliśmy pięknie przystrojoną kaplicę oraz prawie wszystkich mieszkańców tej wspólnoty, zgromadzonych na śpiewach i modlitwie. Wyczekiwali nas od dłuższego czasu. Przez pierwszą godzinę dokonywaliśmy wszystkich formalności związanych z sakramentem chrztu świętego – prezentacja osób przyjmujących chrzest, spisanie niezbędnych danych dzieci, rodziców i świadków. W końcu rozpoczęliśmy Mszę chrzcielną, która trwała około 2 godziny. Powszechną radość wzbudziła jedna rodzina, z której do chrztu przystąpiło siedmioro dzieci w różnym wieku, z czego pięciu chłopaków otrzymało imię Juan (Jan) – po tacie :) Po zakończonej Eucharystii poczęstowano nas tradycyjnym masato (napój ze sfermentowanej kukurydzy – jeden z moich ulubionych), szczegółowo wypytano mnie o pracę w San Lorenzo, życie w Polsce i pożegnano, zastrzegając, że Katia (tak mnie nazywają) koniecznie częściej musi odwiedzać San Juan de Sabalo.
Szczególnie lubię te właśnie miejsca, zagubione gdzieś głęboko w dżungli, w których ludzie żyją jak w pierwszych wspólnotach – prosto, bez zbytków, dzieląc wszelkie radości i troski, troszcząc się o siebie nawzajem, będąc tak niesamowicie wrażliwym na drugiego człowieka. Z radością powrócę jeszcze w to miejsce, jeśli pojawi się taka możliwość!
Jednocześnie dziękuję Wam wszystkim, którzy tak bardzo troszczycie się o nas i o dzieło w San Lorenzo. Każdego dnia widzimy jak Nasz Amazoński Słoń nabiera sił i kształtów.
Kasia