Peru: Kiedy słonie zaczynają latać

Osobiście, lubię bardzo ten czas, kiedy otwieramy drzwi oratorium i w ciągu kilkunastu minut nasza sala do zabaw, boiska i ogródek – wypełniają się dziećmi i młodzieżą. Przychodzą lokalni animatorzy, którzy pomagają nam przygotowywać i prowadzić przeróżne zajęcia dla naszych oratorian – dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym oraz młodzieży, ucząca się w szkołach gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych. Pojawiają się również rodzice ze swoimi pociechami, chcąc choć trochę swojego wolnego czasu poświęcić na wspólne układanie puzzli, czytanie bajek czy grę w piłkę. To szczególnie ich lubię obserwować – w jaki sposób pracują ze swoimi maluszkami, jak się o nie troszczą, wspólnie żartują i wygłupiają. Zachwycają mnie też dzieci w wieku 6-7 lat, które przyprowadzają młodsze rodzeństwo, bardzo często nie potrafiące jeszcze chodzić. Wycierają im buzie oblepioną lizakiem, ocierają łzy po upadku, podają zabawki i cierpliwie pouczają w jaki sposób się zachowywać.

Oprócz oratorium głównego, znajdującego się przy parafii, codziennie jedna z nas udaje się do kaplic położonych w dalszych częściach miasta. Któregoś dnia, rozdając kartki do rysowania w oratorium w Monzantes, dzieci zapytały co mają narysować. Powiedziałam, żeby spróbowały namalować mnie w oratorium. W trakcie rysowania Eydi – jedna z dziewczynek poprosiła, żebym opowiedziała o jednym ze swoich marzeń – odpowiedziałam, że zawsze chciałam mieć skrzydła i móc fruwać po całym świecie, jak ptaki. Dziewczynka uśmiechnęła się, pokiwała głową i wróciła do rysowania. Po dłuższej chwili przybiegła do mnie z gotowym rysunkiem. Zobaczyłam siebie – pięknie narysowaną i pokolorowaną…ze skrzydłami.

Z dopiskiem: ´´Teraz Twoje marzenie stało się rzeczywistością´´. Przyznam, że ogromnie się wzruszyłam i do końca dnia nie potrafiłam przestać uśmiechać się.

Czego nauczyłam się tego dnia? – że Pan Bóg daje nam wiele drobnych sytuacji, którymi potrafi przemienić nas w dosłownie jednym momencie. Posyła do nas dzieci, byśmy my – dorośli, potrafili odnaleźć dziecko w sobie. Byśmy stali się jak ono – czerpiące pełnymi garściami, tryskające energią, oddane i pełne ufności.

A co z naszym tytułowym SŁONIEM? – z dnia na dzień wydaje się być większy i silniejszy. Zaczyna coraz śmielej poruszać się w nowym otoczeniu. Każdego dnia otrzymuje olbrzymią porcję energii od wielu mniejszych i większych mieszkańców San Lorenzo, którzy zarażają go swoim niegasnącym entuzjazmem i dobrocią. Nasz Słoń uczy się latać na skrzydłach radości!

Kasia