Nigeria: Jedziemy na „propagandę”
Obóz wakacyjny zaczyna się pierwszego sierpnia. Żeby zachęcić dzieci i młodzież do uczestnictwa w nim, można by iść do szkół i opowiedzieć uczniom o wakacyjnym obozie edukacyjnym w Don Bosco House. Ale w tym roku nauczyciele, nie dostając pensji od ośmiu miesięcy, wyrazili swój protest strajkiem generalnym. W ten sposób większość szkół stoi pustych a dzieci i młodzież przebywają w domach od trzech miesięcy … W tym roku zatem wzrasta znaczenie tzw. „propagandy”.
Zatem ruszamy. Wsiadamy do busa z napisem „Catholic mission” i jedziemy do pobliskich dzielnic reklamować obóz. Muzyka płynie na zewnątrz z głośników w aucie. Emanuel do mikrofonu rapuje piosenkę o obozie.
Wreszcie wszyscy wysiadamy. Kierujemy się do dzieci, które z zainteresowaniem patrzą na nas. Zachęcamy je do wzięcia udziału w naszych lekcjach języka angielskiego, matematyki i geografii i opowiadamy, co będzie się działo podczas obozu. A będzie się działo! Dorosłym podajemy kryteria zapisania pociech oraz dodatkowe szczegóły. Rodzice pytają o wszystko: czy będą dzieci dowożone, czy będzie posiłek, czy będą uczone metodą Montessori, czy będą modlitwy i czy muzułmańskie dzieci będą musiały modlić się z katolikami… Na wszystkie pytania staramy się udzielić fachowych odpowiedzi. Lokalni animatorzy pomagają nam, używając języka yoruba do rozwiania wszelkich wątpliwości. Czas płynie strasznie szybko. Witamy się po kolei ze wszystkimi i rozdajemy ulotki. Najmłodsze maleństwa reagują różnie na nas. Większość podchodzi z ufnością, jednak są i takie maluchy, które na widok białej karnacji płaczą, bo widzą białego człowieka pierwszy raz.
Propaganda idzie na całego. Jedna dzielnica za drugą. Lokalni animatorzy decydują, gdzie wysiadamy, a gdzie reklamujemy obóz z auta. Ludzie z ciekawością spoglądają na nas. A napis „Don Bosco House” jest dobrą reklamą samą w sobie. Jedna dziewczynka prosi mnie, bym przekazała bratu Paolo, że Sharon chce wziąć udział w obozie.
Ostatnia dzielnica: spokojna, bo już wieczór. Rodzice są w domach, a dzieci bawią się na zewnątrz. Kasia próbuje uchwycić chwile w swoim aparacie. Ja podchodzę do garstki ludzi, by opowiedzieć o zbliżającym się obozie i staję się atrakcją do zrobienia wspólnego zdjęcia. Taka fotograficzna kulturowa wymiana ma miejsce. Jest wesoło.
To była ostatnia dzielnica. Wracamy do Don Bosco House. Jest wieczór. Czy propaganda się udała? Przekonamy się o tym już niedługo, bo pierwszego sierpnia.
Odabo (dobranoc),
Karina