Sudan Południowy: Byk, który nosił imię Chol

Boża Opatrzność może nieźle zaskakiwać. W naprawdę oryginalny sposób. W nowym roku szkolnym nauczyciele wspólnie z uczniami zaczęli modlić się przez wstawiennictwo patrona szkoły, św. Józefa, o opiekę. Zaczęło działać błyskawicznie! I na dodatek okazało się, że Pan Bóg ma niezłe poczucie humoru.

Tuż przez początkiem maja szkoła szykowała się do świętowania dnia patrona szkoły, św. Józefa właśnie. Jednym z elementów tych przygotowań były mecze piłki nożnej. Drużyny dziewczyn i chłopaków, a w finale nauczyciele kontra uczniowie. W czasie jednej z tych rozgrywek uczniowie pożegnali się z ostatnią piłką do nogi. Niestety o sportowy ekwipunek bardzo tutaj trudno, jest niesamowicie drogi i bardzo kiepskiej jakości. Jeden z uczniów pobiegł do domu i podzielił się swoją piłką, aby spokojnie można było mecz dokończyć. Następnego dnia siostra Thuy, dyrektorka szkoły zaczęła się głowić jakim sposobem zdobyć nowe piłki. I dosłownie w chwilę później do biura przyszedł rodzic i powiedział, że chciałby podarować szkole piłki. Siostra Thuy nie posiadała się z radości i nie mogła przestać się dziwić tym jak szybko jej prośba została wysłuchana :). Jakie jednak było jej zdziwienie, kiedy popołudniem jeden z pracowników biura zapytał, kiedy byk zostanie dostarczony i gdzie mamy go zamiar trzymać.

– Jakiego byka?

– Tego, którego podarował rodzic.

– To on podarowal nam byka!?

zdjecie_1

Tak, okazało się, że African English w wersji Dinka, brzmi bardzo specyficznie i łatwo w nim o nieścisłości. Hojny rodzic podarował nie ‘ball’ – pilkę, ale… ‘bull’- byka! Dinkowie znani są z posiadania mnogich hodowli krów, dlatego zamożny tata w dowód wdzięczności dla sióstr za trud wkładany w pracę na rzecz jego dzieci chciał się odpłacić czymś najlepszym, co posiadał. Podarował wiec byka. Postanowiono, że uczcimy nim święto szkoły. Musieliśmy go jeszcze hodować przez tydzień w ogrodzie sióstr. Zadanie nie było łatwe, gdyż po porze suchej trudno znaleźć choćby ździebełko trawy, ale z pomocą Kazika i Bartka, naszych wolontariuszy mieszkających po sąsiedzku u księży, udało się byka wyżywić. Okazał się być bardzo przyjaźnie usposobionym zwierzęciem, dlatego wybraliśmy dla niego jedno z imion Dinka – CHOL. Choć może nie jest najlepszym pomysłem nadawać imię jedzeniu, bo przecież wiedzieliśmy, jaki los go czeka. W wieczór poprzedzający święto przybyło dwóch rzeźników, którzy przygotowali z Chola mięso. Kobiety pracujące w szkole i w przychodni zgodziły się przyjść do pracy i spędzić całą noc na gotowaniu, aby rankiem wszystko dla dzieci było gotowe. A my razem z siostrami do północy kroiłyśmy mięsne porcje naszego byka, odkrywając niesamowite pokłady możliwości szkolnych nożyczek w momencie, kiedy zabrakło noży. Misje pomagają rozwijać wiele talentów i życiowych umiejętności.

zdjecie_5

1 maja uczciliśmy nie tylko poprzez ucztę dla ciała. Była także i uczta dla duszy. Eucharystia, a po niej program artystyczny, podczas którego wystąpił nasz skromny zespół ‘The Kaladziats’.  Cathrine, amerykańska wolontariuszka współpracująca z nami, zaprezentowała pokaz mażoretki, używając za buławkę ozdobnie przystrojony kij od miotły ;). Jej występ zachwycił i stał się inspiracją do zapoczątkowania klubu sportowego w szkole. Świętowanie zostało zwieńczone błogosławieństwem w postaci orzeźwiającego deszczu, którego ziemia wokół wciąż jest bardzo spragniona, a rolnicy oczekują go z niecierpliwością.

I tak poczciwy Chol przysłużył się dla ponad 1 100 dzieci, aby mogły one z wielką radością uczcić ten wyjątkowy, świąteczny dzień. Ich radość i wdzięczność, zapał z jakim pomagały w serwowaniu posiłku i sprzątaniu po imprezie wyrażały najwspanialszą formę podziękowania. A św. Józef pewnie szeroko do swoich podopiecznych się uśmiechał i jestem przekonana, że obiecał sobie jeszcze niejeden raz się za nich wstawić :)

Ania

zdjecie_8